Analogowy Facebook z lat dziewięćdziesiątych!

Już prawie trzy tygodnie minęły od mojej obecności na świetnej konferencji w Łodzi o kryptonimie „Fenomenalna Biblioteka”. Prowadziłem tam warsztaty o grywalizacji w bibliotece, ale dzisiaj nie będę Wam o tym pisał. Wrzuciłem kilka dni temu na fejsbukowy profil Charliego Bibliotekarza kilka zdjęć o „analogowym Facebooku”, a teraz trochę  więcej Wam napiszę. 

Harry Harrison „The Stainless Steel Rat” („Stalowy Szczur”)

Reklama trutki na szczury, ale nie takie stalowe. Źródło: https://flic.kr/p/5Hif6F
Reklama trutki na szczury, ale nie takie stalowe. Źródło: https://flic.kr/p/5Hif6F

“Młodości ty nad poziomy wylatuj, a okiem…” znacie to? Bo ja pamiętam tylko pierwszą zwrotkę tej “Ody…” a przecież uczyłem się jej na pamięć. Dlaczego zaczynam tak górnolotnie? Przywołuję postać Adama M., a w tytule wpisu wyraźnie napisałem, że będzie o “Stalowym Szczurze” Harry’ego Harrisona. Po prostu ponowna lektura tej książki z mej młodości wywołała u mnie smutną refleksję, dotyczącą sięgania po książki sprzed lat. Otóż młodość (mam na myśli młodość nastoletnią, bo młodość trzydziestoletnia to już coś innego) ma swoje prawa i swoje przywary. Jednym z praw jest prawo do zachwycania się rzeczami niekoniecznie, aż tak wartymi zachwytu.

Mirosław Nahacz „Osiem cztery”

Nie będę ukrywał, że na przeczytanie tej książki miałem ochotę od czasów mojej młodości. Kiedyś tam obiło mi się o uszy, że jest gościu urodzony w sławetnym roku 1984, który napisał książkę idealnie podsumowującą jego pokolenie. Jakże ja chciałem przeczytać tę książkę, bo przecież kolo urodził się w moim roku. Jakże ja chciałem porównać doświadczenia

Siakieś takie…

Zabawię się perfidnie w marketingowca i zareklamuję (taki czasownik oznaczający, że mam zamiar polecić jakiś produkt). Dorastałem w latach dziewięćdziesiątych, latach gdzie dziki kapitalizm pożerał kraj co Polską Ludową był zwany. Lata te jako lata dzieciństwa i młodości wspominam z nostalgią, sentymentem i żalem za utraconą gibkością, młodością, bezmyślnością i tak dalej. Szarość po peerelowska