Nie będę ukrywał, że na przeczytanie tej książki miałem ochotę od czasów mojej młodości. Kiedyś tam obiło mi się o uszy, że jest gościu urodzony w sławetnym roku 1984, który napisał książkę idealnie podsumowującą jego pokolenie. Jakże ja chciałem przeczytać tę książkę, bo przecież kolo urodził się w moim roku. Jakże ja chciałem porównać doświadczenia jakie teoretycznie Mirosław zapisał w swojej książce za pomocą swojego alter ego z moimi doświadczeniami. Bo chyba w książce narrator to jest jego alter ego.
I tak zawsze przez cały okres studiów, przewijał mi się temat tej książki, ale zawsze mi ulatywało, że powinienem kuknąć, przeczytać, zobaczyć, posmakować – co też autor miał na myśli.
I teraz wreszcie po tylu latach od skończenia nastu lat dorwałem książkę Nahacza. Gościa, którego historia jest zresztą tragiczna, bo popełnił samobójstwo w roku 2007. Napisał po „Osiem cztery” jeszcze trzy książki, z których jedna została odrzucona przez Wydawnictwo Czarne. Jedno już teraz Wam mogę napisać, że skompletuję sobie wszystkie książki Nahacza.
Wracając do lektury, która jest o tyleż krótka co treściwa. Jedna noc, jedna impreza, osiemnastka kumpla. Jeden narrator i setki, tysiące skojarzeń, nawiązań, retrospekcji. O życiu, o pokoleniu, o małym miasteczku, o jaraniu, o grzybach, o alkoholu, o zachowaniach młodzieży – praktycznie nic o szkole. Wszystko opowiedziane w pierwszej osobie przez kolesia, który nie uzurpuje sobie prawa do wszechwiedzy i jest takim samym nastolatkiem jak cała reszta jego kumpli. PRL pamiętają jak przez mgłę, trochę im żal, że nie muszą o nic walczyć jak dziadkowie, lub ich rodzice, którzy cierpieli pod jarzmem reżimu. Oni nie chodzą głodni, nie muszą się martwić, że ktoś im zabroni używać polskiego języka. Ogólnie mają dobrze i w miarę wygodnie. Starają się zabić więc nudę poprzez eksperymenty. I choć wydaje im się, że są inni niż ich poprzednicy to tak naprawdę w kółko powtarzają utarte schematy, które przechodzą z pokolenia na pokolenia. Wszystko już było i wszystko jeszcze będzie. To może tyle jeśli chodzi o aspekt filozoficzny książki.
Co mnie zachwyciło jeszcze to świetny styl pisarski. Wymieszanie potocznej polszczyzny z językiem literackim. W taki sposób, że nie ma żadnych zgrzytów, wszystko pięknie się miesza i współgra. I jeszcze te piękne zdrobnienia przekleństw, których jest całkiem sporo, ale nie ma się co oszukiwać takim językiem posługuje się i posługiwała się młodzież. Nahacz świetnie to wszystko wymiksował i sprawił, że jego opowieść jest nad wyraz prawdziwa.
Wspomniałem, że Nahacz urodził się w moim roku :) I oględnie powiem, że w „Osiem cztery” mogę dzielić pewne doświadczenia opisane w książce. Nie będę tutaj szczegółowo opisywał jakie to doświadczenia, powiem tyle, że młodzież jest taka sama wszędzie i w taki sam sposób szuka swojej drogi.
Dobrze się stało, że książkę przeczytałem dopiero teraz. Nie mam już nastu lat, trochę się przeżyło i książka była dobrą odskocznią. Gdybym to przeczytał w liceum to chyba Nahacza uznałbym za geniusza i bożyszcze moje. Dziś potrafię docenić jego talent, który niestety nie miał szans się rozwinąć.
P. S. Takie małe zdrobnienie z książki – kurwunia :) Słyszał ktoś aby ludzie tak mówili? :) Mnie się podoba.
perska
charliethelibrarian