Dzień dobry! Znów wtorek i znów „Książki najgorsze”. W numerze dziesiątym Wiadomości Literackich nie było żadnej recenzji. Za to w jedenastym ówczesny recenzent Wiadomości przeczytał książkę pana Stefana Młyńskiego „Posąg grzesznicy”. Przeczytał i nie omieszkał podzielić się wrażeniami.
Wiadomości Literackie nr 11, 16 marzec 1924.
Książki najgorsze
„Stefan Młyński. Posąg grzesznicy. Powieść. Warszawa, Kasa Pożyczkowo – Oszczędnościowa Polskich Pracowników Księgarskich; str. 273 i 1 nl.
Wśród objawów zaniku wszelkiej solidności daje się również odczuć tandetność i niski poziom naszego grafomaństwa. Coraz mniej rasowych, przyzwoitych grafomanów — coraz więcej warjatów. Miłą niespodziankę robi p. Młyński. Jest to dawno niespotykany, czysty, idealny typ grafomana. Przedewszystkiem ma on mnóstwo do powiedzenia przy każdej okazji. Widząc kota i psa na ulicy, powiada;
„Co za instynktowna zawiść (?) niczem nie wytłumaczona. Pies i kot przypominają mi stosunek Napoleona do madame de Staël.”
Jak każdy grafoman, lubuje się p. Młyński w opisie życia wytwornego:
„Zdarza się niejednokrotnie, że wstaję z pościeli o drugiej w nocy, zapalam elektryczność, myję się, golę się srebrną żyletą (?), naciągam sak (!) i wychodzę na spacer”.
Oto jest prawdziwy hrabia. W innem miejscu wytworny autor powiada ze zdziwieniem:
„Nie wystarczała jej wanna raz na tydzień. Codziennie obmywała wszystkie części swego ciała w miednicy”.
Rzeczywiście, co za świństwo, żeby się codziennie myć. Bohater postanawia w pewnej chwili kupić obraz „Wino, kobieta i śpiew” Rembrandta (!) Niestety jednak, autor stwierdza ze smutkiem: „Oczywiście o nabyciu oryginału w Warszawie mowy być nie mogło”.
Od tego momentu rozgoryczony autor poczyna się powoli, kocim krokiem zbliżać do groźnego obłędu i pełnego nonsensu, który raz po raz wystrzela z trzaskiem. Wchodzi do sali prosektorjum i widzi:
„Na stołach zaś w pozie leżącej (?) znajdowało się kilka tysięcy nagich trupów (!?!)”
Straszne. W jednym pokoju kilka tysięcy trupów. Prawie dolina Józefata.
Prostota i siła wypowiedzenia robi czasem wstrząsające wrażenie. Bohater zakochał się w młodym Arabie, który był piękny jak Hermes. Powiada z żalem:
„Pragnąłem gorąco oddać mu się jak kobieta. Niestety, brak odpowiednich organów płciowych stawał na przeszkodzie naszej miłości”.
No, nie tylko to. Autor zapomniał widać o kodeksie sądowym. Swoją drogą wolelibyśmy, aby autor znalazł te organy i oddał się Arabowi, — kto wie, możeby mu to utrudniło wydanie „Posągu”. Nie trzeba rozpaczać: niejeden Arab na świecie, a rasa biała jest bardziej wynalazcza; niech więc p. Młyński nie traci nadziei.
Potworny „Posąg grzesznicy” został odlany przez wszystkie firmy wydawnicze z wyjątkiem „Pracowników Księgarskich-, którzy odtąd powinni się rumienić, ukrywać za kontuarami i przepraszać przy każdej okazji całe społeczeństwo.”
bt.
Pan Młyński zyskał w oczach recenzenta jako jeden z ostatnich, prawdziwych grafomanów. Nie wiadomo czy się z tego miana ucieszył.
Recenzent wyraźnie zwraca uwagę, że homoseksualizm był przed wojną w Polsce karany, a przynajmniej istniało takie prawo w okresie 1918-1932. Pamiętajmy, że przez szereg lat w Polsce przedwojennej obowiązywały dawne prawa państw zaborczych, które karały kontakty seksualne osób tej samej płci. Dopiero „Kodeks Karny” tak zwany „Kodeks Makarewicza” z 1932 roku nie zawiera żadnego paragrafu dotyczącego karania homoseksualistów, a jedynie prostytucję homoseksualną, co było posunięciem niezwykle nowatorskim i śmiałym. Na Zachodzie homoseksualizm był karany jeszcze przez długi okres czasu.
I przez zupełny przypadek, dla żartu pewnie recenzent wywróżył możliwość zmiany płci.
Oczywiście trochę nieładnie przykładać bohatera z książki bezpośrednio do osoby autora, ale wszystko w szczytnym celu.
Książkę Stefana Młyńskiego można przeczytać w Bibliotece Jagiellońskiej.
Znalezione jak zwykle w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.
czytanki anki
charliethelibrarian