Dzień dobry! Witam Was w poniedziałkowy poranek. Kolejny odcinek „Książek najgorszych” serwuję Wam. Dziwnymi zdaniami piszę, bo po weekendzie polskiego nie znam.
Przyznam się, że wpadłem ostatnio w jakąś hibernację czytelniczą i na razie nic nie czytam, jeno sobie podczytuję. Technicznie rzecz ujmując to jednak czytam:)
Postanowiłem również zrobić sobie detoks od Internetów i na swoje RSS w Google Readerze nie będę zaglądał tak często jak dotychczas. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Na razie nie widzę żadnych objawów odstawienia.
Wracając do „Książek najgorszych”. Dziś książka Bogósia robotnika pod tytułem „Socjalny program zbratania narodów i pokoju wieczystego”.
Wiadomości Literackie nr 24, 15 czerwca 1924
Książki najgorsze
„BOGÓŚ (robotnik). Socjalny program zbratania narodów i pokoju wieczystego (poezje). Warszawa, nakładem autora; str. 32.
Właściwie książka ta nie jest najgorsza —jest bowiem na to zbyt krótka. Na trzydziestu stronach, rzadko zapełnionych wierszykami bez rymu, rytmu i sensu, poczciwy autor – robotnik stara się przekonać świat o konieczności zbratania się. Powiada on szczerze i poprostu;
„Ja przez nikogo wybrany
Chcę być posłem poległych
I na takich podstawach
Pragnę mówić przez trzy dni.”
Autor chce, zdaje się, mówić nie przez trzy dni, a poprostu trzy po trzy, i udaje mu się to najzupełniej.
Z poza mozolnie gładzonych frazesów przegląda co chwila pospolita trywjalność i fałszywa ambicja zwykłego kabotyna. Pan Bogóś niepotrzebnie udaje proroka; sądząc po fotografji i sposobie wyrażania się, lubi sobie wódeczkę i po fajerancie zażera się kapustą z grochem. Jest on z typu tych zabójczych półmędrków chłopskich, co to mówią przy każdem słowie: „Powiem już faktycznie, że Rosjan nie wykazał”.
„A Bóg mówi podług Pisma świętego,
Jeżeli podzieliliście się nazwami:
To Anglik, to Francuz,
To Niemiec, to Rosjan” (!)
Najbardziej fascynujący jest obraz kobiety piorącej:
„Tym znękanym matkom,
Stojącym przy praniu
Na jednej nodze,
Drugą dziecko kołysze
I śpiewa mu ze łzami
I obiad skromny gotuje,
Cztery roboty naraz,
A ojciec z synami na wojnie
I za co?
Że jest naród podzielony,
Za to,
A córkę rozpacz ogarnia,
Że ją spotka to samo”
Co ją spotka? To samo, co naród, to znaczy, że ją podzielą. Zajmuje mnie też matka – ekwilibrystka, która pierze bieliznę, kołysze dziecko, stojąc na jednej nodze gotuje obiad i śpiewa tak wymyślne bzdury jednocześnie. Jestem o tę kobietę spokojny: da ona sobie radę w życiu.
Niedość jest mieć szlachetne tendencje, ale trzeba umieć je wyrazić. To p. Bogóś jako robotnik powinien zrozumieć. Niechby np. p. Bogóś spróbował wyplatać krzesełka, nie mając o tem pojęcia, — napewnoby wyplótł takie brednie, jak w swojej książeczce.”
bt.
Przyznam się Wam, że podczas czytania tego tekstu byłem trochę zły na recenzenta, który być może niesprawiedliwie oceniał robotnika pragnącego równości i sprawiedliwości. I robotnik ów to pragnienie chciał wyrazić najlepiej jak umiał. A tu się z niego śmieją, że wódeczkę i kapusta z grochem.
Obraz kobiety pracującej być może zbyt ekwilibrystyczny, ale nie zmienia to faktu, że kobiety – robotnice miały wtedy naprawdę ciężki los.
Dopiero ostatni akapit złagodził moje poirytowanie na członka redakcji „Wiadomości literackich”. Dziś napisalibyśmy mieć „szlachetne intencje” (zobaczcie jak się język może ciut zmienić).
Książki robotnika Bogósia nie znalazłem w Jagiellonce.
Numer „Wiadomości Literackich” tradycyjnie znaleziony w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.
urszula
charliethelibrarian