Lądowanie na Księżycu:) Grafika autorstwa Joe Chiodo, 1984
Lądowanie na Księżycu:) Grafika autorstwa Joe Chiodo, 1984

Zagłębiam się coraz bardziej w odmęty szaleństwa… Tfu! W otchłanie klasyki. Ostatnio zacząłem na poważnie zbierać książki. Na studiach nie miałem swego kąta (co roku z akademika trzeba było się wyprowadzać, także nie było gdzie tych książek zostawić) dopiero teraz, gdy nastąpiła mała stabilizacja (obym tego w złej godzinie nie wyrzekł) i w momencie gdy większość ludziów książek się pozbywa ja je zaczynam gromadzić:)

Takie tam rakiety... Źródło: pinterest.com
Takie tam rakiety… Źródło: pinterest.com

W moje łapki wpadła antologia, o której słyszałem po wielokroć. Po raz pierwszy ukazała się w roku 1958 i ja akurat to wydanie czytałem. Będę z Wami szczery wiedząc co nieco o histori Polski z okresu lat pięćdziesiątych byłem w ogromnym szoku, że taka antologia się ukazała. Odwliż zaiste musiała być potężna. Żeby wydawać pisarzy ze Zgniłego Zachodu? I to jakiegoś tam science and fiction?! Pierwsza taka antologia wydana w Polsce po II wojnie światowej. Przecież to się w głowie nie mieści. I to jakie nazwiska znalazły się w tej antologii! Asimov, Harrison, Heinlein, Simak, Bradbury, Clarke i wielu, wielu innych.

Księżycowa baza. Źródło: pinterest.com
Księżycowa baza. Źródło: pinterest.com

Redaktorzy antologii Jan Zakrzewski i Julian Stawiński odwalili kawał porządnej, przecudownej pracy, bo nie będę tutaj pisał o robocie, bo nie pasuje w tym miejscu określenie robota. Nawet jeżeli opowiadania, które znalazły się w antologii nie należały do tych najświeższych w momencie ich publikowania w języku polskim, to ich poziom jest bardzo wysoki. Tak wysoki, że ja czytając je po tylu latach wciąż czerpałem z tego czytania najczystszą przyjemność. Bardziej wyrobieni koneserzy czy też zwolennicy całkowitej zgodności literatury z faktami naukowymi mogą się zżymać na tchnące lekką naiwnością zabiegi fabularne, które dotyczą głównie wyglądu planet Układu Słonecznego, kontaktów międzygatunkowych, zachowania się astronautów i tym podobnych rzeczy, bez których nie ma literatury science and fiction. Ja jednak koneserem nie jestem, a na zgodność z faktami naukowymi mogę przymknąć oko. Poza tym wiedza naukowa była wtedy sporo skromniejsza niż obecnie i można było sobie pozwolić na puszczanie cugli fantazji (specjalnie tak napisałem).

A tu robot z dziewczynkami:) Źródło: pinterest.com
A tu robot z dziewczynkami:) Źródło: pinterest.com

Ciekawie się również czyta o pewnych pomysłach dotyczących wynalazków, rozwiązań technologicznych. Część się spełniła (dotykowe ekrany, podręczne telekomunikatory, natrafiłem nawet na opis coś jakby Segwaya,), a część wywołuje uśmiech na twarzy jako znak swoich czasów. Dam Wam przykład: ludzie podbili kosmos, podróżują od planety do planety, statki międzygwiezdne, galaktyki, komety i na asteroidach balety, a i tak muszą na stacjach badawczych wymieniać negatywy zdjęć. Wyobraźnia autora pozwoliła na stworzenie międzygwiezdnych podróży, lecz już na wymyślenie innej metody fotografowania nie. I nie piszę tego, żeby się czepiać broń mię panie Boże, sam jestem mocno ograniczony jeśli chodzi o wyobraźnię, chciałem tylko zwrócić Wam uwagę na taką ciekawostkę.

A Wy ile zapłacilibyście za wakacje na księżycu? Źródło: pinterest.com
A Wy ile zapłacilibyście za wakacje na księżycu? Źródło: pinterest.com

Te naiwności są naprawdę niczym w porównaniu z wyśmienitymi ideami, które przewijały się na łamach opowiadań. Wiele z tych koncepcji było później wielokrotnie przerabianych, remiksowanych, wykorzystywanych przez całe pokolenia pisarzy science and fiction.

Aha i jeszcze jedno – większość opowiadań ma wyraźny rys humorystyczny i parodystyczny czyli coś co bardzo lubię. Skrzą się humorem, a pomysły autorów napawały mnie szczerym rozbawieniem. Są po prostu zabawne.

Art by Michael Whelan
Art by Michael Whelan

Opowiem Wam o jednym opowiadaniu, które przykuło moją uwagę swoim pomysłem. Opowiadanie Kontrolex niejakiego Roberta Zacksa (który na nieszczęście dla ludzkości opublikował zaledwie kilka opowiadań w pulpowych magazynach). Otóż Kontrolex to dzień z życia niejakiego Jesa z roku 1996, który jest kontrolerem frazesów słownych w Centralnej Super – kontrolexji. W skrócie sytuacja wygląda tak, że w myśl Ustawy o frazesach słownych można zastrzec sobie prawa do frazesów „wytartych, nadużywanych i artystycznie tak zwietrzałych, że stały się nużącym truizmem” a wszystko to w myśl OCHRONY języka i możliwości jego rozwoju. W skrócie – obywatele nie używają osłuchanych wyrażeń, a starają się tworzyć nowe konstrukcje. A jeśli ktoś w codziennym życiu używa takich frazesów to niech płaci, skoro nie chce mu się kreatywnie tworzyć nowych sformułowań. Czy ta sytuacja nie przypomina paranoi z prawami autorskimi, która ostatnio zdaje się mnie wszędzie otaczać? Wielka szkoda, że Zacks nie zaistniał w literaturze science and fiction znacznie wyraźniej. Po przeczytaniu tego opowiadania mam wrażenie, że miał chłop potencjał zamieszać bardzo konkretnie.

Przepraszam czy jest ktoś w domu? George Schelling / slumberellaa
Przepraszam czy jest ktoś w domu? George Schelling / slumberellaa

Ta antologia to absolutne MUST PRZECZYTAĆ dla każdego! Wiem, że wydawnictwo Solaris opublikowało jej wznowienie dlatego jeśli ktoś lubi czytać nówki, funkiel sztuki książki, a nie stare pożółkłe stronice to może sobie książkę zakupić.

Nawet jeśli niektóre opowiadania trochę trącą myszką to i tak są warte poznania. Polecam gorąco!

P. S. A tutaj taka ciekawostka. Sowiecka animacja do opowiadania Raya Bradbury’ego Nadejdą deszcze

Comments (7)

  1. Odpowiedz

    kolekcjonowanie książek to świetny zwyczaj. My w okolicy kolejnego tysiąca uświadomiliśmy sobie jednakowoż, że większość tego, co wypluwają dzisiejsze wydawnictwa nadaje się psu na budę lub kominku na rozpałkę. I też nurkujemy w odmętach archiwów. A jakże cieszy wyłapanie jakiegoś fajnego klasyka? Nie wspomninając jak cieszy, kiedy ów klasyk nie tylko nadal daje radę, ale i okazuje się być literaturą pełniejszą niż współczesna literatura (celowo trochę przesadzamy, choć i teraz pisze się sporo niezłych rzeczy, szkoda tylko, że ledwo widocznych spod gór chłamu).

    facet przewidział smartfony? Szacun ;-). A że nie przewidział kliszy to nie ma się co dziwić: ten drobiazg umknął niemal wszystkim prekognitom literackim ;-).

    • Odpowiedz

      Coraz bardziej przekonuję się, że klasykę warto znać. Akurat skończyłem „Podróże do wielu odległych narodów świata…” Swifta, czyli popularne i skrócone w swej nazwie „Podróże Guliwera” i jestem absolutnie zachwycony, powalony na kolana tą książką. Gdy człowiek przeczyta pełne wydanie (nie wersję dla dzieci) może dostrzec jak wiele Swift wniósł do literatury i jakie arcydzieło napisał. Staram się nie gromadzić książek, które wydają mi się przelotnymi znajomościami, ale mam w sobie naturę bibliotekarza, któren to chciałby wszystko przechować dla potomności)

      • Odpowiedz

        a ja właśnie parę dni wstecz skończyłem czytać Przygody dzielnego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej, a więc klasykę jak się zowie. Rewelka ;-)

  2. Loona

    Odpowiedz

    Ciekawe jest na pewno to, ze taka książka została wydane w czasch głębokiego PRL-u. Z tego co wiem to raczej kreatywność, inność i pomysłowośc nie były mile widzianymi cechami… :)

  3. rob

    Odpowiedz

    fantastyczny zbiór opowiadań ja to lata temu dorwałem w bibliotece szkolnej została się jeszcze z l50 ;) owinięta w papier trzy razy tasmą klejona :) ale opowiadania świetne genialne pomysły czytało się z przyjemnością :)

  4. Odpowiedz

    Zerknęłam na spis treści, część opowiadań znam, część nie. Pewnie natknęłam się w innych antologiach.

Skomentuj Loona Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.