Czy tak wyglądał retronauta? Źródło: pinterest.com

Czy tak wyglądał retronauta? Źródło: pinterest.com

Była taka seria wydawana w Polszcze przed laty przez Wydawnictwo Literackie. Seria zwała się „Fantastyka i groza” i redaktorzy owego cyklu z bardzo szerokim rozmachem dobierali lektury dla polskich czytelników. Czegóż tam nie było. Huxley, Le Guin ale także Mary Shelley i sowieccy pisarze. Ja dzisiaj o jednym sowieckim pisarzu chcę napisać. A piszę sowieckim, a nie radzieckim, bo chyba już najwyższy czas porzucić nazewnictwo epoki PRL. Cały świat pisze Soviet Union tylko my z powodów wiadomych mamy Związek Radziecki. Dlatego postaram się (już wcześniej tego próbowałem) pisać sowiecki, albo ewentualnie Kraj Rad:)

A może tak? Źródło: pinterest.com

A może tak? Źródło: pinterest.com

Otóż Sawczenko był z wykszłałcenia inżynierem i ciężko pracował ku chwale socjalistycznej republiki Ukrainy, a przy okazji pisał całkiem interesujące opowiadania i powieści. Retronauci to zbiór czterech opowiadań, w których poruszone są dość specyficzne problemy.

Sowiecki komputer. Źródło: pinterest.com

Sowiecki komputer. Źródło: pinterest.com

Tytułowi (w polskim wydaniu) Retronauci to bardzo utalentowani ludzie, którzy mają umiejętność nie tyle cofania się w czasie, co możliwość działania poprzez wspomnienia i oddziaływania na późniejszą rzeczywistość. To mocno skomplikowane, ale całkiem ciekawe podejście do podróży w  czasie. Ich zdolności oraz umiejętności są wykorzystywane do zapobiegania katastrofom. W opowiadaniu znajdziemy sporo interesujących dywagacji i dyskusji nad naturą czasu, nad sposobem postrzegania rzeczywistości przez ludzi i możliwościami zmiany swojego losu. Sawczenko w iście technicznym stylu opisuje możliwości zmiany struktury czasu i wpływania na wydarzenia. Ja wyczuwałem uszczypliwość oraz mnóstwo drobnej ironii jeśli chodzi o sowiecką rzeczywistość oczywiście przekazane w zawoalowany sposób. Ogólnie proza Sawczenki to fantastyka naukowa wymieszana z codziennością pracy inżyniera w sowieckich zakładach. Cały czas mam wrażenie, że Sawczenko pod płaszczykiem wytykania ludzkich wad, słabości i chęci do karierowiczowstwa jednocześnie krytykował cały system. Może dorabiam swoją filozofię do jego pisarstwa, bo przecież wszędzie są szuje i mendy, które nic w pracy nie robią, a po szczeblach kariery się pną, ale jednak tutaj można opisy takich podciągnąć pod ogólne niezadowolenie z socjalistycznego raju, bo skoro w sowietach już od tylu lat panuje socjalizm to jakim cudem takich złych ludzkich zachowań nie udało się wyplenić?

Robią roboty! Źródło: pinterest.com

Robią roboty! Źródło: pinterest.com

Proza Sawczenki przesiąknięta jest żargonem fachowym, ale jednocześnie pełna takiego swojskiego humoru, wspominałem już o dobrotliwej uszczypliwości. Zwłaszcza opowiadanie mocno filozoficzne, a jednocześnie kryminalne W ślepym zaułku (Filozoficzna powieść kryminalna w czterech trupach), w którym to milicjant prowadzi śledztwo w sprawie bardzo dziwnych przypadków śmierci wśród pracowników Instytutu Problemów Teoretycznych. Zgony są bardzo tajemnicze, bo żadnych śladów po ingerencji osób trzecich nie ma. Jedynym śladem są zapiski dyrektora owego instytutu, który był pierwszą ofiarą. Czyta się te kryminalną historyjkę bardzo ciekawie, napisana jest z polotem i lekkością.

Ale moim ulubionym opowiadaniem zostanie stanowczo Algorytm sukcesu historia bardzo życiowa, a jednocześnie pełna ciekawych prognoz dotyczących przyszłości i tego w jaki sposób będzie można wykorzystywać komputery.

Sputnik 1. Źródło: pinterest.com

Sputnik 1. Źródło: pinterest.com

Retronautów czytało mi się przyjemnie. Nie jest to może lektura obowiązkowa jeśli chodzi o klasykę science and fiction w wydaniu sowieckich pisarzy, ale jest to ciekawe doświadczenie. Na pewno nie uważam czasu z Sawczenką za stracony. To dający do myślenia kawałek literatury. Posiadający swoistą poetykę i niemęczący metafizyczny sznyt, ale taki zdroworozsądkowy metafizyczny sznyt (nie za bardzo jestem pewny czy metafizyka może mieć coś wspólnego ze zdrowym rozsądkiem). Ogólnie polecam, ale tylko chyba raczej dla już zdecydowanych by zgłębiać sowiecką literaturę.

Comments (7)

  1. Odpowiedz

    a wiesz, mnie się zdaje, że wyraz „radziecki” jest w pewnym sensie lepszy językowo niż „sowiecki”. Oba znaczą dokładnie to samo: sowiety to po prostu rady (chłopskie, żołnierskie, robotnicze itd). Radziecki to próba spolszczenia, sowiecki jest bliższe oryginałowi. U mnie na uczelni trzeba było dokładnie wiedzieć który profesor które rozwiązanie preferuje, bo za stosowanie odmiennego groziły surowe kary ;-P

    mnie najbardziej zainteresował ten tekst kryminalny ;-)

    • Odpowiedz

      Z „radzieckim” mam ten problem, że przecież w średniowieczu istniały „księgi radzieckie” czyli księgi rad miejskich. Przymiotnik ma więc starą historią i jeśli chodzi o znaczenie obydwu (sowiecki i radziecki) to faktycznie masz rację, ale jakoś tak wiem lub wydaje mi się, że wiem, że „radziecki” został ożywiony tylko dlatego by nie kojarzyć się z „sowieckim”. A tekst kryminalny bardzo interesujący.

      • Odpowiedz

        skojarzenie z owymi radami bardzo zasadne, ale wbrew pozorom, wcale nie mylne. To chyba legło u podstaw oryginalnego nazewnictwa.

  2. Odpowiedz

    Radziecka, ups, sowiecka fantastyka naukowa chyba zawsze stała na wysokim poziomie, tak mi się wydaje.
    Myślałam, że to czytałam, bo nazwisko jakby znajome, ale jednak nie.

  3. Jacek

    Odpowiedz

    No, jest to bardziej skomplikowane. I pomimo żem biolog, postaram się wyjaśnić (jako socjalista rewolucyjny). „Radziecki” (przymiotnik) to lata trzydzieste XX w (związek z reformą pisowni oraz promowanie polskich wersji obcych terminów; „sowiety” to kalka z rosyjskiego). Podobnie „ZSRR” stosowano oficjalnie i poprawnie w dwudziestoleciu międzywojennym chyba od reformy pisowni (niekiedy z kropkami między literami skrótu). Wcześniej trafiał się też niepoprawny, kalkowy zapis „Z.S.S.R” (= CCCP). Forma „ZSRS” – to hybryda z XXI wieku (choć w prawicowych publikacjach wydawanych poza cenzurą (z lat 70 i później) spotykałem ten skrót. Widziałem też wtedy określenia „Sowdepia”, jeszcze bardziej emocjonalne. Co do PRL (1944-89) gdy ktoś mówił „sowiecki”, „Sowiety”, „ZSRS”, „ZSSR” – to oznaczało to wiele: niechęć do socjalizmu/ komunizmu, miłość do USA i doktryny Monroe lub Pinocheta, a najczęściej zwykłą pogardę dla „barbarii ze Wschodu”.

    W ogóle chciałbym przypomnieć, że w dwudziestoleciu nie mówiono/pisano o „wojnie polsko-sowieckiej” tylko polsko-rosyjskiej. Co jest zresztą prostą konsekwencją, że w 1920 nie istniał ZSRR (1922 i później konstytucja ZSRR), ale Rosja Radziecka. Nawet Piłsudski w „Roku 1920” odnosząc się do „Pochodu za Wisłę” Tuchaczewskiego stwierdził, że „…nie chcę iść … w ślady p. Tuchaczewskiego pod … względem stylu, który nadał swojej pracy. […] W stylu jego jest jakby chęć agitowania swoich słuchaczy czy czytelników z próbą ustawiczną ubliżania swoim przeciwnikom po wojnie. I mimo, że osobiście nie mam pretensji do p. Tuchaczewskiego za kolorystyczne określenia mas, walczących z nim w 1920 r. z wyraźną chęcią podania nas wzgardzie publicznej, unikać będę w swej odpowiedzi nawet zwyczajnego u nas określenia „bolszewik”, gdyż niewątpliwie określenie to nabrało u nas także cech pogardy i chęci ubliżenia” (cytuję za t. VII z 1937). Obecnie zaś pogarda idzie pełną parą, więc i „sowieci” wracają.

    Co do „sowietów” (jako ludzi, obywateli ZSRR). Moim zdaniem lepiej mówić „ludzie radzieccy”, „obywatele ZSRR”, „mieszkańcy Kraju Rad”, „radzieccy”; stosowano też w dwudziestoleciu termin „radzianie” (rdzennie polski nota bene).

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.