Tym razem zmiana optyki i będzie zaledwie troszkę, troszkę science and fiction, bo chociaż książka Ziemowita Szczerka ma być historią alternatywną to jednak forma w jakiej jest napisana sprawia, że ciężko mi nie myśleć o tej pozycji jako o swobodnym eseju lub bardzo długaśnym felietonie w stylu co by było gdyby…. Bardzo lubię Ziemowita Szczerka, jego pisarstwo, jego reportaże i artykuły. Możecie sobie o tym poczytać TUTAJ i TUTAJ.
A cóż dostałem tym razem? Tym razem dostałem książkę, która wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia. Zaraz Wam wyjaśnię o cóż to mi chodzi. Otóż wielokrotnie pisałem na tym blogu, że lubię historie alternatywne, uwielbiam snucie opowieści o innych bocznych i całkiem fikcyjnych torach historii. I jeśli historia jest dobrze napisana to za bardzo nie przejmuję się uzasadnieniem historycznym ani czasem nawet logicznym. Po prostu cieszę się dobrą historią, ale przy Rzeczpospolitej… sam autor przekonuje mnie, że jego książka jest jedyna w swoim rodzaju, bo oparta na wielu materiałach źródłowych, głęboko przeanalizowana i wydaje się (to jest dobre słowo) wydaje się autorowi, że jego wizja będzie najlogiczniejsza.
Szczerek zaczyna analizę II RP, przytaczając solidne dane z przedwojennych statystyk, z których wynika, to co każdy w miarę rozgarnięty człowiek wiedzieć powinien: II RP nie była krainą mlekiem i miodem płynącą, wręcz przeciwnie. Rzeczywistość Polski międzywojennej z dzisiejszej perspektywy powinna nas przerażać. I tutaj pełna zgoda. II RP miała problemów bez liku i nic nie zapowiadało, że sobie z tymi problemami szybko poradzi, ale całkowite wypieranie tego, że nie starano się z tymi kłopotami walczyć wypadło trochę słabo. To był kraj jak wiele innych w tamtych okresie. Tylko biedniejszy, sporo biedniejszy. Pełen kontrastów i ogromnych różnic nie tylko jeśli chodzi o zamożność, ale też kulturowych i narodowościowych. Ogromny analfabetyzm, spolaryzowane społeczeństwo, przekręty finansowe na skalę wcale nie mniejszą niż w III RP. Ogólnie bida z nędzą.
Następnie autor wyjaśnia również w jaki sposób wygraliśmy wojnę z Niemcami i co według niego będzie z Polską dalej. Otóż nie będę Wam tutaj przytaczał pełnego opisu, ale w skrócie Francja i Anglia nas wsparły, nie wypięły się na nas, a później USA i Europa doładowały nas ogromnymi kredytami. I od tego momentu autor snuje swoją wizję. I tutaj już chłodny racjonalizm i obiektywizm poszły się kolokwialnie rzecz ujmując jebać. Szczerek bardzo wybiórczo i z mocnym nastawieniem negatywnym opisuje drogę Rzeczpospolitej Zwycięskiej, która koniec końców, mam wrażenie okaże się być gorsza od drogi PRL-u.
Autor skoncentrował się praktycznie na złej stronie nacjonalizmu przedwojennego, opisuje wydumane projekty fantastów, w których między innymi chodziło o ponowne zasiedlanie terenów należących do Słowian Połabskich. I jeszcze kilka innych pomysłów, które owszem być może gdzieś, kiedyś zostały zapisane, ale ekstrapolowanie ich (nawet w alternatywnej wizji historii) do miana przyjętych do realizacji to trochę zbyt dużo. Mocno zaakcentowany jest również kolonialny epizod II RP, w książce autora stanowi całkiem spory wątek. Czy sensowny? Raczej nie. I chociaż w opisach tych działań można wyczuć ironię to ta ironia jest na poważnie (wiem jak to brzmi, ale Szczerkowi brakuje dystansu do opisywania owych urojonych działań). A Wam może się wydawać, że mnie z kolei brakuje dystansu do Szczerkowego pisania, ale zaufajcie mi dystans mam.
Cała książka jest pełna sprzeczności. Wielokrotnie Szczerek powtarza, że Polska jako ważny sojusznik USA i Zachodniej Europy została wsparta ogromnymi kredytami, a jednocześnie opisuje architekturę Rzeczpospolitej Zwycięskiej jako bardzo podobną do architektury PRL. Argumentem Szczerka jest fakt, że PRL budowali ludzie, którzy kariery zaczynali w międzywojennym okresie i dlatego w alternatywnym świecie też będą budowali tak samo. Jak mogliby budować tak samo, skoro w jego wizji po pierwsze Polska otrzymała ogromne kredyty na rozbudowę, po drugie nie została zniszczona w wyniku wojny, a przede wszystkim nie było blokady ideowej i architekci posiadając dostęp do prądów i kierunków w architekturze Zachodu mogli się swobodnie rozwijać, czerpać i konsultować. Skoro potrafili poradzić sobie w PRL (a często najsłynniejsi architekci z okresu PRL-u mieli za sobą służbę w AK, co potrafiło skomplikować im życie, a mimo to działali) to jak mogli nie poradzić sobie nawet w tej zamordystycznej Polsce, która miała (co podkreśla sam Szczerek środki finansowe o jakich w naszej rzeczywistości powojennej nikomu się nie śniło).
Szczerek zapomina również o milionach pomordowanych, a jeśli już o nich wspomina to w kontekście braku Holokaustu i problemu antysemityzmu czy też problemach z innymi narodowościami. Końcówka lat trzydziestych XX wieku w Polsce to faktycznie mocno nacjonalistyczne nastroje i polityka nie asymilacji tylko brutalnej polityki antyukraińskiej i antyżydowskiej oraz oczywiście bezpardonowa walka z komunizmem i opozycją sanacyjną. Czy jednak rzeczywiście po zwycięskiej wojnie Polska, która zyskała, a nie straciła miałaby pójść taką drogą? Przecież w wizji Szczerka nie zginęły setki tysięcy polskich obywateli, którzy mogliby zmienić optykę władzy. Szczerek argumentuje, że wygrana wojna z Niemcami, ogromne pieniądze od sojuszników mogłyby spokojnie wbić w dumę i pychę rządzących Polską, którzy pragnęliby tych wszystkich kolonii, bycia mocarstwem i przywódcą państw Międzymorza. Autor opisując wizję Międzymorza zakłada, że Polacy od razu narzucaliby siłą swoją rację Czechom, Słowakom o Ukraińcach nie wspominając. Rozumiem przesłanki, które skłoniły Szczerka do wysnucia takiej wizji wszak w międzywojniu Polska była otoczona sąsiadami, z którymi nie żyła w zbyt przyjacielskich stosunkach), ale trochę to wszystko szyte grubymi nićmi.
Ogólnie miałem wrażenie, że autor się ślizgał po tematach (z talentem, ale się ślizgał), chciał napisać książkę strawną dla czytelnika, bez zbędnych dat, statystyk, po prostu interesującą (co mu się udało, bo książka jest interesująca), ale w takim razie niech nie używa sformułowań, które od razu nasuwają skojarzenia, że jego wizja jest najlogiczniejszą i najbardziej prawdopodobną, bo tak na dobrą sprawę każda alternatywna wizja może mieć pozory logiczności i spójności.
Pomimo wrażenia ślizgania po tematach, to widać że autor odrobił lekcję (jest w końcu historykiem) przegrzebać się musiał przez tony międzywojennych gazet, książek i pamiętników (tego do końca nie jestem pewien), ale bardzo często za jedyne źródło podaje jedną z moich ulubionych gazet międzywojennych czyli „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, a powoływać się na „IKC” i tworzyć na podstawie artykułów z Ikaca wizję rzeczywistości to jak powoływać się na tabloidy w dzisiejszym świecie – niby informacja to informacja, ale w jaki sposób jest podana to już zupełnie inna kwestia. Sami możecie się przekonać u mnie w zakładce STARA PRASA o ciekawych artykułach wygrzebanych z czeluści bibliotek cyfrowych.
Książkę dobrze się czyta, to jest Szczerek, którego lubię, ale nie mogłem się pozbyć wrażenia, że była pisana pod jedną, słuszną tezę, w której to okazuje się, że PRL nie był taki zły i cieszmy się i weselmy i radujmy, bo inaczej byłoby jeszcze gorzej. Tego się nigdy nie dowiemy i jak powiedziałem uwielbiam takie eksperymenty myślowe i polecam książkę Szczerka każdemu – mnie zmusiła do ruszenia łepetyną, choćby tylko po to, aby spróbować wytknąć niespójności w myśleniu autora. Autor wspomina o dworkach szlacheckich jako miejscach, w których pewne wartości w jego historii alternatywnej przetrwały i te dworki mają stanowić o sile Polski. Ja sam osobiście nie lubię tego całego ziemiańskiego etosu, tych dworków szlacheckich, które ostoją polskości miały być z bardzo prostej przyczyny – moi przodkowie w tych dworkach pracowali, zginali karki, harowali w polu dla Jaśnie Pana, a w alternatywnej wizji przyszłości Szczerek nie przewiduje aż takiej emancypacji chłopstwa, jaka nastąpiła po II Wojnie Światowej, więc szanse moich dziadków i rodziców na zmianę losu byłyby znacznie ograniczone. Moja niechęć do arystokracji ma więc bardzo hmm… osobiste korzenie.
Najjaśniejszymi fragmentami książki są wtręty ściśle literackie (listy Witkacego, który nie popełnił samobójstwa, reportaże Gombrowicza i reportaż z alternatywnej Polski roku dwa tysiące trzynastego). Tutaj autor popłynął w bardzo pozytywnym znaczeniu tego słowa. Widać, że wczuł się doskonale i jak dla mnie literacko się spisał.
Z mojego wpisu może wynikać, że książka Szczerka mi się nie spodobała, a tak nie jest. Bo czytało mi się ją doskonale. Nie spodobało mi się pójście na skróty i pisanie pod jedną tezę. Wizja Szczerka nie jest wolna od uprzedzeń i nie brakuje w niej prostych chwytów. Niektóre aspekty II RP autor nadmiernie eksponuje, o innych zapomina, a wielokrotnie się powtarza. Ogólnie lektura tej książki to ciekawe doświadczenie i może zaowocuje dogłębniejszą analizą tego okresu w historii Polski.