Skończyłem Endymiona i akurat miałem pod ręką książkę Ziemowita Szczerka „Przyjdzie Mordor i nas zje…”. Książkę kojarzę z szumu jaki się zrobił po tym jak autor otrzymał Paszport Polityki właśnie za „Mordor” (taki skrót myślowy). Pomyślałem sobie A przeczytam, toż to Ukraina, byłem, coś tam widziałem, co nieco liznąłem, a jeszcze więcej łyknąłem, zobaczę sobie co też ten Szczerek zmajstrował.
I wsiąknąłem w lekturę niczym turysta z Polski w Cmentarz Łyczakowski. Szczerek oprowadził mnie po wielu miejscach Ukrainy w sposób, który bardzo mi pasował. Barwny, ostry, sarkastyczny i ironiczny. Pal licho, że się przyznał do tego, że trochę ściemnia w tych swoich reportażach gonzo. Ważne, że wydobywa kwintesencję wielu spraw i zjawisk.
Ukraina Szczerka pełna jest Polaków, którzy żądni przygód i chęci sprawdzenia „dzikich rubieży” Europy podróżują po kraju z plecakami i pragną napić się z Ruskimi, bo przecież wszyscy wiedzą, że Ruski to pije zawsze i wszędzie i nigdy nie odmówi darmowej wódki. Szczerek patrzy na tych „turystów” z pozorną pogardą i wyższością tego, który szuka czegoś innego, ale tak naprawdę nie różni się zbytnio od plecakowców. Sam pragnie zobaczyć Ukrainę dziką i biedną, a podróże jego okraszone są alkoholowymi, narkotykowymi ekscesami.
Jest jednak świadomy swoich słabości i stara się je przekroczyć, stara się przeanalizować, określić i opisać zastaną rzeczywistość, jej wpływ na mieszkańców Ukrainy i przyjezdnych gości z Polski, którzy na każdym kroku podkreślają owo zacofanie cywilizacyjne naszego wschodniego sąsiada.
Kapitalna analiza wizji świata Tolkiena z przełożeniem na Europę nadaje sens całemu tytułowi i daje do myślenia. Chciałbym móc powiedzieć, że podczas pobytu sprzed roku na Krymie zaobserwowałem przynajmniej tyle samo co Szczerek, ale nie. Nawet nie wiedziałem, że można jakiś „Wigor” (środek ponoć mający właściwości niemalże magiczne) pić!
Książka nie ma określonej warstwy czasowej. Niektóre reportaże to wspomnienia pierwszych wycieczek z początków wieku dwudziestego pierwszego, a inne są całkiem świeże. Nie ma tam jednak tych najświeższych i przyznam się, że dziwnie się czytało „Mordor…” po Euromajdanie, po aneksji Krymu (swoją drogą zobaczyłem przynajmniej jeszcze nominalnie „ukraiński” Krym), a teraz nawet jeśli się sytuacja unormuje trzeba będzie rosyjskie wizy.
Czytało mi się świetnie. Dynamiczne opisy, mocny i wulgarny język sprawiały, że łykałem kartkę za kartką.
Szydera i kpina oraz bezkompromisowość w ocenianiu typów ludzkich to też jedna z mocniejszych stron książki. Trzeba jednak mieć dystans do opowieści. Sam autor mówi, że nie każdy śmiech jest szyderstwem, a to że wyśmieje charaktery kilku osób nie oznacza, że przekreśla całą grupę społeczną.
Szczerek wpadł co prawda w swoje sidła przyznając sie do chwytów „reporterskich”, które stosował pracując dla znanego portalu, a które później można było wychwycić w tekstach przytoczonych w książce. Swoją drogą czy „Mordor…” nie jest właśnie zbiorem tych reportaży? Lub reportaży po liftingu? Zresztą ciężko tu mówić o reportażu skoro uczestnik wydarzeń jest naćpany, nachlany i napojony wigorem, ale powiem Wam, że mi to absolutnie nie przeszkadzało. Szczerek tak dobrze i trafnie kreśli nie tylko swoje wizje, ale też opisuje rzeczywistość, że łykałem wszystko. Polecam gorąco.
P. S. Szperając po sieci znalazłem dwie mapki, które mają przedstawiać Europę jak Śródziemie. Jedna idealnie pasuje do wyjaśnienia z książki, a druga już trochę mniej.
Znalazłem też link to artykułu, w którym wyjaśnione są dywagacje jakiegoś profesora na ten temat.
http://bigthink.com/strange-maps/121-where-on-earth-was-middle-earth
rob
charliethelibrarian
Pingback: [Warto zajrzeć] #3 maj 2014 | {SITE TITLE}
Pingback: [Warto zajrzeć] #3 maj 2014 | Tramwaj nr 4