Jak przez mgłę pamiętam kwietniowy wieczór 1994, razem z ojcem oglądaliśmy wiadomości. Miałem wtedy dziesięć lat i gdy na ekranie telewizora ukazały się migawki jakichś ciał z Afryki nie wiedziałem za bardzo co się dzieje. Ojciec na moje pytanie odpowiedział, że dzieją się straszne rzeczy w Rwandzie i żebym się nie interesował, bo to nie moja sprawa. I tak wyglądało moje pierwsze spotkanie z ludobójstwem na ludzie Tutsi. Później naturalnie dowiedziałem się znacznie więcej, ale nie dlatego, że szukałem. Po prostu przeczytało się gdzieś jakiś artykuł, w telewizji leciał film dokumentalny, coś tam o Rwandzie napisał Kapuściński.
Po lekturze „Jakbyś kamień jadła” wiedziałem, że będę chciał czytać książki Tochmana. Dlatego też „Dzisiaj narysujemy śmierć” zostało zakupione przeze mnie już dawno temu i leżało sobie spokojnie na półce. Niewielka objętościowo książka czekała na swój czas. Przeczytałem ją w jeden długi zimowy wieczór. Kraków zasypywany był śniegiem, drogowcy jak zwykle zaskoczeni przez zimę, a ja z katarem i książką, która nie da o sobie zapomnieć przez długi czas.
Migający kursor edytora tekstu uświadomił mi, że trzeba coś o książce napisać. Tylko co? Napisać to samo, co wszyscy? Że brutalna, naturalistyczna, wstrząsająca obrazami mordów. Odsłaniająca i ukazująca wspomnienia ocalonych z masowego ludobójstwa. Wspomnienia tak okropne i przerażające, że uczyniły wielu ludzi chodzącymi pustymi wypalonymi skorupami. Tochman rozmawia z ludźmi, którzy byli świadkami tego jak: „Kraj tysiąca wzgórz i miliona uśmiechów „zamienił się nagle w kraj miliona śmierdzących trupów”. To wszystko znajdziemy w tej książce. Wspomnienia ofiar ludobójstwa, które często były świadkami jak zabijano ich najbliższych, gwałcono matki, siostry, córki. Wiele z tych historii jest wprost nie do uwierzenia. Tochman rozmawia również z mordercami, którzy siedzą w przepełnionych więzieniach. Jednak wielu katów wciąż przebywa na wolności. Żyją często obok swoich niedoszłych ofiar, codziennie mijają się na tych samych uliczkach, które niemal osiemnaście lat temu spływały krwią. Żyją obok siebie, bo w Rwandzie jest ciasno, mały kraj, dużo ludzi. Wszyscy ocierają się o siebie, coś takiego jak przestrzeń osobista nie istnieje. Studenci uniwersytetów śpią po dwóch w jednym łóżku. W takim tłoku ofiara i kat nie mogą uciec od siebie. Oczywiście mówię o tych katach, którzy uniknęli kary, a jest ich w Rwandzie mnóstwo. W dziewięćdziesiątym czwartym większość Hutu przyłączyła się do orgii zabijania. 581 tysięcy maczet sprowadzono z Chin, lub jak podpowiada Tochman to miało być 581 tysięcy kilogramów maczet.
W „Dzisiaj narysujemy śmierć” Tochman porzuca rolę bezosobowego narratora i często pisze o swych wrażeniach z wizyty w Rwandzie. O notatkach, które cuchnęły śmiercią, o pięknym zdjęciu małej Aurore, która spłonęła żywcem w kaplicy w Giokondo, a teraz jej fotografia oraz fotografie innych dzieci wiszą na ścianach Centrum Pamięci. Zdjęcia wiszą po to by przypominać, po to by Tochman opowiedział o losie pomordowanych w bestialski sposób. Książka przytłacza i przygniata. Opis jego wizyty w budynkach szkoły w Murambi, które stały się grobowcem dla dziesiątek tysięcy osób jest wstrząsający i szokujący.
Dziś w Rwandzie oprócz dnia pamięci w kwietniu, nie rozmawia się o ludobójstwie. Oficjalnie nie ma podziałów na Tutsi i Hutu. Wszyscy Rwandyjczycy to jeden naród. Podział jednak istnieje. Hutu, którzy mordowali, torturowali, gwałcili lub tylko z aprobatą bezczynnie przyglądali się okrucieństwom obawiają się zemsty. Polityka władz mówi o przebaczeniu i sprawiedliwości, a nie krwawej i ślepej zemście. Nie potrafię i nawet nie próbuję postawić się na miejscu ocalonych. Znam jednak siebie i wiem, że zemsta byłaby jedynym uczuciem, jakie trzymałoby mnie przy życiu. Dlatego dziwiłem się, gdy czytałem o mordercach chodzących swobodnie wśród reszty. Może jednak lepiej, że aparat państwowy zajął się sądzeniem winnych. Inaczej Rwanda znów utonęłaby w potokach krwi.
Tochman zadaje sobie pytanie również, po co to opisuje, po co to wszystko przeżywa. Przecież ociera się o zwykłe podglądactwo, rozgrzebywanie starych ran. Jego dociekliwość i ciekawość wielu ludziom nie jest na rękę. Tochman jest jednak nieustępliwy, lecz jednocześnie cierpliwy. Zdaje sobie sprawę, że trauma jest zbyt silna i często nie do przezwyciężenia. Dlatego ostrożnie wyciąga ze swoich rozmówców wspomnienia i emocje.
O tej książce można napisać jeszcze wiele słów i zdań. O setkach tysięcy pomordowanych, którzy spoczywają w masowych grobach. O odgłosie, jaki wydaje rozłupywana maczetą czaszka człowieka. O bezsilności, tchórzostwie i heroizmie również. Przeczytajcie książkę, ale nie powiem, że ku przestrodze, lecz by poznać i spróbować zrozumieć dlaczego…
Książa sprowokowała mnie do szukania informacji na temat tego ludobójstwa. Podrzucę Wam kilka linków:
Centrum Pamięci Ludobójstwa w Kigali
Wykład Kapuścińskiego o Rwandzie z książki „Heban”
Film dokumentalny o ludobójstwie (in english):
Dalsze części w powiązanych.
P. S. Celowo nie pisałem o dyskusji jaka rozgorzała po wydaniu książki. A dotyczyła polskich misjonarzy i ich postawy podczas ludobójstwa. Jak również postawy całego Kościoła Katolickiego.
Poczytajcie sobie o tym w świetnym wpisie:
„O dyskusji wokół książki Wojciecha Tochmana „Dzisiaj narysujemy śmierć”
Agnes
charliethelibrarian
Anna
charliethelibrarian
Anna
Pingback: Kazimierz Kyrcz Jr ; Łukasz Radecki “Lek na lęk” | Blog Charliego Bibliotekarza