W przeciwieństwie do wielu, wielu ludzi kocham te upały.
Kocham ten Kraków spieczony, udręczony, rozgrzany tą wysoką temperaturą.
Ubóstwiam asfaltowe aleje z tak gorącym powietrzem, że powoduje zwidy.
Życie mogę oddać za to miasto moje, gdzie drgające od wysokiej temperatury powietrze płata figle, a samochody i piękne i jakże klimatyzowane autobusy MPK potęgują wrażenie niemiłosiernego gorąca.
Ten zapach, smród, odór, woń spalin, która odurza i przy 30 stopniowym upale wali po głowie jak kawałek Beatelsów
kawałek, który swoją drogą jest jednym z moich ulubionych :D
Anglicy mają takie fajne słowo: sizzle, a w czasowniku to jest bodajże sizzling. Oznacza ono mniej więcej tyle samo co słowo polskie: skwierczeć, i właśnie ten skwierczący, prawie zgrillowany Kraków jest dla mnie rajem.
Nie będę również ukrywał, że powód mojego uwielbienia dla tego miasta i pogody, która teraz panuje, bierze się stąd, że mam teraz wolne i naprawdę opierdalam się, aż miło. Wiem, że brzydkiego słowa tu użyłem ale naprawdę żadne inne nie oddaje w stu procentach tego co robię lub nie robię :D
I podróżując rowerem po tej stolicy Małopolski nie zauważyłem takiego zjawiska jak w Łodzi:
Było na wykopie ale ja zapodałem linka bezpośrednio z jołtuby.
Chcę mieć taką pogodę cały czas, nieważne czy będę na urlopie, czy w pracy.
Na koniec jeszcze specyficzny kawałek, który większości się nie podoba jednak jak dla mnie oddaje to lato we mieście!
Jest z tego teledysk ale dźwięk słabo daje i lepiej ten link brzmi :)
P.S>
A w sobotę weselicho (jeszcze u mnie w rodzinnych stronach)!
Oj szykuj, szykuj się wątrobo, bo po prostu tak po dupie dostaniesz, że aż mi szkoda żeś moją wątrobą jest!
Pingback: Camera obscura - rubryka z "Wiadomości literackich" vol. 2 | Blog Charliego Bibliotekarza