Bal w Akademii Sztuk Pięknych. Źródło: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/126136/7527166c4c0fbdb4faff756076ec0b77/

Bal w Akademii Sztuk Pięknych. Źródło: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/126136/7527166c4c0fbdb4faff756076ec0b77/

Całkiem niedawno przeczytałem inną książkę Nowaczyńskiego. Postać autora na tyle mnie zainteresowała, że obiecałem sobie przeczytać coś jeszcze, kiedyś, gdzieś. Zadziwiająco jak na mnie dość szybko (wcale nie tak szybko, bo po trzech miesiącach) odkurzając mój czytnik (w przenośni oczywiście) zobaczyłem, że mam plik z książką pana Adolfa. Zerknąłem, zacząłem czytać i już postanowiłem skończyć.

Bal korpusu dyplomatycznego. Źródło: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/233778/h:25/

Bal korpusu dyplomatycznego. Źródło: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/233778/h:25/ Dzisiejszy wpis ilustrować będą zdjęcia z międzywojennych balów.

Podtytuł książki mówi o utopii humorystycznej. Rzeczywiście początek utworu przenosi nas do Warszawy lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Pamiętajmy, że Nowaczyński książkę wydał w 1927. Dla niego była to przyszłość. I Warszawa owa jest miastem ogromnym, nowoczesnym, tętniącym życiem. Jako stolica jednego ze Stanów Zjednoczonych Europy skupia w sobie ważne ośrodki życia politycznego, gospodarczego i kulturalnego. No po prostu bajka. Jednak historia opowiedziana przez Nowaczyńskiego nie będzie dotyczyć tej pięknej Warszawy z przyszłości, będzie opowiadać o tym w jakim sposób Warszawa doznała takiego rozkwitu.

Bal w WSP. Źródło: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/126054/7527166c4c0fbdb4faff756076ec0b77/

Bal w WSP. Źródło: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/126054/7527166c4c0fbdb4faff756076ec0b77/

Otóż pewien profesor Jurand Sztumpf badając twórczość malarza z przełomu wieków XIX i XX Jana Gwalberta Ślaza odkrył przedziwne portrety. Portrety te przedstawiały członków „Klubu Racjonalnego Rybołóstwa” i były o tyle zadziwiające, że portrety z datą późniejszą przedstawiały ludzi wyglądających znacznie młodziej niż oni sami sprzed kilku lat (dzisiaj nazwalibyśmy to efektem Krzysztofa Ibisza). Datą graniczną wydawał się tutaj rok 1926 – po tym roku wszyscy namalowani odmłodnieli znacząco w porównaniu ze swoimi podobiznami. Sztumpf rozpoznał jednego obywatela z portretów, który teraz derektorował wielkiemu przedsiębiorstwu. Profesor postanowił się dowiedzieć skąd taka nagła przemiana. Chciał się spytać u źródeł. Ale prezes jak to prezes dla zwykłego człeka nie ma czasu. Dlatego profesor postanowił w desperackim akcie zwrócenia na siebie uwagi rzucić się pod limuzynę prezesa. Jak pomyślał tak zrobił – z wypadku poturbowany wyszedł bardzo, ale lekarze prezesa niemalże natychmiast wstawili mu nowiuśkie aluminiowe żebra w miejsce połamanych, a sam prezes był pod sporym wrażeniem odwagi i determinacji profesora i zgodził się wyjawić tajemnicę młodniejących portretów.

Bal ASP. Źródło: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/126247/7527166c4c0fbdb4faff756076ec0b77/

Bal ASP. Źródło: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/126247/7527166c4c0fbdb4faff756076ec0b77/

Dał mu swój pamiętnik z roku 1926 do przeczytania, w którym to opisana jest droga Polski do wielkości. I tu się zaczyna właściwa możnaby rzec akcja książki, chociaż akcji to za wiele nie jest. Pamiętnik prezesa Kołtońskiego jest bardzo specyficzny opisuje życie członków „Klubu racjonalnego rybołóstwa”.

„Klub racjonalnego rybołóstwa” jest pełen starych pryków, którzy żyją sobie z procentów od akcji, wynajmu kamienic czy też różnego rodzaju świadczeń. Całymi dniami nic nie robią tylko bajdurzą i narzekają jak to w tej Polszcze jest źle. Nowaczyński wyśmiewa II RP ze wszystkimi jej przywarami i wadami. Marazm i lenistwo sfer wyższych, zacofanie cywilizacyjne, niedocenianie własnych naukowców. Autor ręką pana Kołtońskiego (zresztą postacie występujące w książce noszą nazwiska bardzo specyficzne, z reguły związane z negatywnymi cechami charakteru) dość sprawnie i całkiem zabawnie kreśli wizję Polski upadłej, wykupionej przez cudzoziemców i Żydów. Żydów i antysemityzmu w „Systemie…”  jest całkiem sporo. Począwszy od przyczynek o tym, że rasa semicka ma predyspozycje genetyczne do robienia interesów, a skończywszy na pomyśle wywiezienia wszystkich semitów do Izraela (który w książce został zrealizowany). Przez klub przewijają się rozmowy o małżeństwach mieszanych – bogatych Żydówek z arystokratami sarmackiego pochodzenia. W tamtych czasach nie było to (sądząc po tonie rozmów) niczym wyjątkowym. Ogólnie w książce Nowaczyńskiego możemy znaleźć zarówno podziw dla Żydów jak i sporo zazdrości i niechęci.

Bal ASP. Źródło: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/126248/7527166c4c0fbdb4faff756076ec0b77/

Bal ASP. Źródło: https://audiovis.nac.gov.pl/obraz/126248/7527166c4c0fbdb4faff756076ec0b77/

Nowaczyński bawi się również w wykpiwanie wszelkiego rodzaju mód w świecie naukowym – eugenika, kuracja Woronowa polegająca na przeszczepianiu jąder małp naczelnych starszym mężczyznom co ma zagwarantować przypływ sil witalnych.

Natomiast ów słynny system doktora Caro był nieco podobnym co do zabiegów Woronowa z tymże zamiast jąder,  dokonywano transfuzji krwi Falaszów czy też bardziej współcześnie Felaszów czyli ludu kuszyckiego wywodzącego się z Etiopii, którego przedstawiciele często nazywani są „Czarnymi Żydami”. Pozwólmy przemówić samemu panu Kołtońskiemu:

Co prawda to nie Felaszowie, ale też z Abisynii. Źródło fotografii: http://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/doccontent?id=10688

Co prawda to nie Felaszowie, ale też z Abisynii. Źródło fotografii: http://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/doccontent?id=10688

[quote] Z zawodu, z profesji – uczony, bada patologię ras. Co to jest ta patologia ras, to dokładnie nie wiemy, ale to do rzeczy, do naszej rzeczy, nie należy. Otóż ten doktor Caro kilka razy z naukową wyprawą bywał sobie w Abisynii (w Afryce Północnej – popatrz na mapę). I tam ci uczeni odnaleźli wysoko w górach jeden zupełnie zagubiony szczep ludzki, który się sam tam uchował, nic a nic o reszcie ludzkości nie wiedząc. Ponieważ mieszka w górach, więc oczywiście jest to góralski szczep.
Nazywa się ten szczep Falasza. Pochodzi, według tradycji, od królowej Judyty czy też Saby, czy też Sary, w każdym razie jest tej samej rasy co Sara. Będzie tego szczepu ze sto pięćdziesiąt do dwustu tysięcy sztuk.
Ponieważ atoli żyli w odosobnieniu od reszty ludzkości, więc trochę kompletnie zdziczeli, a że w gorącym klimacie, więc odzieży nie używają, a tylko nieco zarastają na całym ciele (jak małpy). Jeszcze ich bardziej zbliża do małpiego gatunku czy szczepu niesłychana zwinność i zgrabność, jakiej nabrali, bytując w górach i na drzewach. (Góralska zgrabność – juhasy).
Doktor Caro pierwszy raz natknąwszy się na ten szczep, był przekonany, że to może pawiany.
Dopiero dłuższa konwersacja w narzeczu hetyckim (argot hebrajskiego) przekonała go, ze to nie tylko ludzie, ale pod względem predyspozycji mózgowych jacyś nadludzie. Żywią się wyłącznie jarzynami (pewnym gatunkiem cebuli, odmianami selera, bulw, karczochów i czosnku) oraz rybami, których to ryb morskich oraz kawioru mają sporo w jeziorach między górami rozlokowanych. Pomiary kraniologiczne, jakie ta wyprawa naukowa, z doktorem Caro na czele, tam wyczyniała, wykazały, że są to „dwugłowce”, najbliżsi kształtem korpusu do starożytnych Fenicjan i Kartagińczyków.
Otóż wtedy doktor Caro wziął sobie z Abisynii za niewielką cenę cały ładunek Falaszów do swej kliniki we Florencji i tam dalej dokonywał badań antropologicznych i kraniologicznych, szczególnie na samcach, tj. raczej na mężczyznach.
Okazało się, że te górale abisyńskie to jest wprost jakiś fenomen gatunku ludzkiego o niezwykłej hypertrofii wszelkich zdolności i talentów, widocznie wypoczętych i nieużywanych wskutek niestykania się przez wieki całe z resztą ludzkości. Eksperymenty, jakie na nich robił doktór Caro dały niesłychane rezultaty.
To, do czego normalny człowiek, tj. Europejczyk (albo Murzyn, albo Japończyk), w ogóle homo humanus potrzebuje roku, do tego im wystarczy tydzień.
W trzy dni nauczyli się czytać i pisać po włosku. W tydzień algebra, w miesiąc stenografia, w trzeci – chemia organiczna. W dwa miesiące niektóre okazy umiały zgłębić jakiś system filozoficzny albo zrobiły jakieś odkrycie w dziedzinie astrofizyki czy sejsmografii itp.
Falasze z niektórych okolic górskich w głębi Abisynii są podobno potomkami w prostej linii Matuzalema i żyją po sto trzydzieści do stu sześćdziesięciu lat, a nawet dłużej.
Podobno dwa centymetry kubiczne, czyli tysięczna część litra czystej krwi falaszowej już by wystarczyła? Doktor Caro trzyma ich w zamknięciu i odosobnieniu w swej klinice, która jest rodzajem twierdzy. Żyją w ogrodzie. [/quote]

Na filmiku widać prawdziwą wioskę Felaszów.

I tutaj mam zagwozdkę – skoro taki antysemityzm przebija przez całą książkę to jak wytłumaczyć, że młodość, energię, inteligencję rasa Sarmatów przyjmie od „Czarnych Żydów” – paradoks, moi drodzy paradoks. I ta krew Felaszów uratuje Polskie. Nie sądzę aby Nowaczyński nie zdawał sobie sprawy (zresztą we fragmencie przytoczonym jest wzmianka, że Felaszowie pochodzą od Sary). Moim zdaniem to kolejna zamierzona szydera tego autora, któren to igra z czytelnikiem.

Ogólnie książeczkę czytało mi się zadziwiająco przyjemnie. Oczywiście ten antysemityzm drażnił, ale starałem się brać pod uwagę czasy, w których ta książka była pisana (oczywiście nie można uniknąć konotacji przyszłościowych związanych z II Wojną Światową). Bo oprócz Żydów na świeczniku znaleźli się tam wszyscy – rozpuszczona arystokracja trawiąca czas na bzdety. Dziennikarze, którzy marnują czas na kłótnie i swary. Rozrośnięta nad wyrost biurokracja, fatalny stan polskich dróg, brak przemysłu.Tak naprawdę Nowaczyński narzeka słowami Kołtońskiego na rzeczywistość II Rzeczpospolitej – drożyzna, majątek narodowy w obcych rękach (głównie chodzi o cudzoziemców), marazm, głód i wielkie kombinatorstwo. Jednym słowem za wiele się nie zmieniło. Tutaj macie fragmencik:

[quote]Dopóki więc polskie krowy nie będą dawały przynajmniej 2000 litrów, nie powinniśmy ryczeć tak głośno, że jesteśmy przedmurzem cywilizacji.
Wczoraj kupowałem funt jabłek i funt mandarynek. Jabłka są sarmackie z Powsina (na drodze do Konstancinopola), mandarynki z Sycylii (Włochy).
Jabłka są o 25 procent droższe od mandarynek.
Otóż w jednym funcie trzy jabłka był zgniłe.
Mandarynki zdrowsze. Owococaryca tłumaczyła mi, że owoce krajowe w tym roku muszą być droższe, ponieważ drzewa w niemożliwy sposób obrodziły i nie wiedzieć, co z owocami robić…
Dalej!…
Warszawskie tramwaje sprowadzają swe wagony z Belgii i Włoch….
W kraju jest normalnie stale powyżej 100000 bezrobotnych, a 400000 rodaków przez siedem lat naszej samostarczalności państwowej wyemigrowało do Francji.
Akcja krajowej fabryki wagonów warta jest tyle, co bilet tramwajowy. Atoli i takie wykupili doszczętnie Belgowie.
…W roku 1920 były do kupienia każdej chwili za pieski pieniądz dwa obiekty: jedna z największych fabryk broni i amunicji na kontynencie (Manfred Weiss w Budapeszcie) i jedna z największych stoczni okrętowych na kontynencie (Klawittery w Gdańsku). I jedną, i drugą ofertę Sarmaci odrzucili.
…Karpie Polska importuje z Czech.[/quote]

http://lublin.wyborcza.pl/lublin/1,48724,15579628,Cukier_krzepi__denaturat_zabija__Oblicza_propagandy.html

http://lublin.wyborcza.pl/lublin/1,48724,15579628,Cukier_krzepi__denaturat_zabija__Oblicza_propagandy.html

Ciekawie było poznać się z tym utworem. Zwłaszcza, że język jest tam interesujący, pełen wtrętów w innych językach, terminów, które nie do końca są już zrozumiałe, wyrażeń i powiedzonek już dawno nie używanych, neologizmów stworzonych przez Nowaczyńskiego. Bardzo to było poznawcze, ale ostrzegam – to nie dla wszystkich. Raczej dla maniaków. A jakby ktoś chciał przeczytać to można sobie ściągnąć (za darmoszkę) z tej strony:

http://www.chmuraczytania.pl/showbook.php?id=131

P. S. A pan Adolf Nowaczyński był bardzo interesującą i kontrowersyjną postacią. Mam zamiar przyjrzeć się mu bliżej.

Comments (6)

  1. Odpowiedz

    Jakie to cudowne i piękne, że przytaczasz i czytasz książki, o których istnieniu część osób nawet nie wie, a druga część już nie pamięta. Biję pokłony!

    A książka zainteresowała mnie na tyle, że poszukam :D Może mi się uda ^^

    • Odpowiedz

      Dzięki. We wpisie jest link do książki w wersji elektronicznej, nie sądzę,a by było łatwo znaleźć wydanie papierowe. I tak jak pisałem – książka jest raczej przeznaczona dla maniaków:)

  2. Odpowiedz

    Ha, po raz kolejny wyciągasz asa z rękawa, chociaż tym razem autora kojarzę – po pierwsze za sprawą Twojej recenzji „Nowych Aten”, a po drugie z uwagi na fakt, że jestem właśnie w trakcie lektury „Zakopanoptikonu” Andrzeja Struga i w dość długim posłowiu znalazła się tam także wzmianka na temat Adolfa Nawoczyńskiego. Mnie również zaintrygowała postać tego artysty, chociaż żadnej z ksiąg jego autorstwa jeszcze nie czytałem :)

    • Odpowiedz

      Znam siebie dość dobrze i pewnie do Nowaczyńskiego kiedyś (to bardzo ważny zaimek) wrócę, ale nie jestem w stanie powiedzieć kiedy. „System…” jest lepszy niż „Nowe Ateny” – bardziej zabawny i jakby sprawniej napisany.

  3. rob

    Odpowiedz

    sam nie wiem czy to bardzie smutne czy śmieszne że tak mało u nas przez 90lat zmieniło (w sumie to wieki bo w już kazaniach skargi sporo aktualności do dziś się zachowało ) widać mamy geny niereformowalności ;))

    • Odpowiedz

      Można to wielorako tłumaczyć i wielu już próbowało. Na pewno wiele z tym ma wspólnego niezmienna ludzka natura, ale też coś z nami samymi jako narodem jest dziwnego. Nie za bardzo wiem jak to ująć.

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.