W Krakowie odwilż. W Wiadomościach Literackich osiemdziesiąt lat temu też nastąpiła swoista odwilż i przez kilka numerów nie było nic o „książkach najgorszych”, było trochę o „pismach najgorszych”, czyli czasopismach literackich, ale na razie ja zajmuję się książkami. Może później wrzucę „pisma najgorsze”.
Dopiero książka pana Karczmarka trafiła w „gusta” recenzenta.
Wiadomości Literackie nr 18, 4 maja 1924
Książki najgorsze
Witold Karczmarek Święty oręż. Powieść z życia legionisty. Złoczów, 1924.
Opowiadania wojenne p. Karczmarka pełne są nie opisywanych bitew lub potyczek, ale obiadów, podwieczorków, zakąsek i kolacyj. Bohaterowie tej powieści ciągle jedzą. Oto na str. 21 Stach Płomieński powiada o sobie:
„W domu jadłem różne frykatesy (?!), lokaj do łóżka jeszcze mi podawał sernik (?) i kawę, ale nigdy nie smakowałem tak jak teraz, jedząc to masło, jaja, kiełbasę, wódkę i cielęcinę.
Zastanówmy się nad tem zdaniem. Autor pomieszał frykasy i delikatesy, tworząc nową potrawę i nowe słowo za jednym zamachem. Pan Karczmarek słyszał, że po kolacji jada się sery, – bardziej mu się jednak spodobało słowo „sernik”, do którego wraca z upodobaniem.
„Gdy wszedł do cukierni, ślina spłynęła mu z ust, widząc tłuste, dobrze wyrobione serniki” (str. 32).
Pomijając błąd gramatyczny, zastanawia obraz człowieka oślinionego oraz wyraźny i rzeczowy stosunek p. Karczmarka do serników. On lubi, żeby serniki były „tłuste, dobrze wyrobione”. Jest to jedyny istotny i wyraźnie określony stosunek autora do rzeczywistości. Pozatem p. Karczmarek jest mglisty i niekonkretny. Oto obraz walki w okopach:
„Różni żołnierze latali w różne strony i coś krzyczeli. Mało było widać i nie słychać, co jeden na drugiego krzyczał. Po tem (!) przyjechało nowe wojsko, i nieprzyjaciel uciekł, zostawiając kuchnię polową, w której Stach znalazł parę smacznych kąsków (znowu jedzenie!), przygotowanych dla ich wojska” (str. 43).
Jeżeli p. Karczmarek traci na chwilę mglistość, to poto, aby wyrznąć jakieś głupstwo:
„Porucznik Maczek po raz pierwszy zobaczył Moskala. Jego inny mundur, twarz niepodobna do naszych, obcy język, wiara i zwyczaje wstrząsnęły nim do głębi. Bez namysłu położył go trupem na miejscu” (str. 41).
Niewiarygodne. Pan Karczmarek opisuje spotkanie na polu walki w sposób tak rozbrajający, że podnoszę obie ręce do góry i uważam się za pokonanego. Pan Karczmarek robi na mnie wrażenie czternastoletniego chłopca, niezbyt rozwiniętego, który jest przytem bardzo głodny, bo ciągle wraca do tematu jedzenia. Biedny chłopiec — będzie miał trudne życie, jest tak mało rozgarnięty, że nigdy nie zarobi dość pieniędzy, aby się móc najeść do woli.
W każdym razie drogą literacką nie dojdzie nawet do zarobienia na pół funta kiełbasy, której mu z całego serca życzę.
bt.
Czepia się autora, czepia się ten nasz recenzent. Przecież wiadomo, że jak wojna to jedzenie najważniejsze jest.
Nie znalazłem żadnej informacji o Witoldzie Karczmarku, ani żadnej książki jego.
Znalezione jak zwykle w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.
Onibe
charliethelibrarian