Ach! Uwielbiam utopijne wizje społeczeństw, dalekie kraje, które urządzone są idealnie i wszystko w nich podporządkowane jest szczęściu obywateli. Pogrążam się w fascynacji dla dzieł powstałych setki lat temu i przedstawiających poglądy autorów na jak najlepsze urządzenie tego świata. Pomysłów było i jest setki. Tomasz Morus swoją „Utopią” zrobił pierwszy wyłom, a później niczym wezbrane wody wyobraźni przerywające tamy skostniałego świata runęły na ów zastały i pogrążony w marazmie padół ziemski dzieła, dziełka, utwory i utworki opisujące raje, które według autorów istniały, bądź będą istnieć na tej Ziemi.
Tomasz Campanella to postać niezwykle ciekawa i bardzo interesująca. Filozof, zakonnik, astrolog, heretyk, kacerz, buntownik i społecznik, a przede wszystkim utopista. Giovani Domenico Campanella urodził się w roku 1568 w Kalabrii. Wstąpił do zakonu dominikanów, gdzie przyjął imię Tomasz, dużo podróżował po Włoszech, oskarżany o herezję spędził wiele lat w więzieniach, organizował powstanie w Kalabrii, które nie doszło do skutku, gdyż Hiszpanie wykryli spisek. Wspominałem, że Campanella spędził sporą część swego życia w więzieniach, gdzie wielokrotnie go torturowano, aby wydobyć przyznanie się do wchodzenia w konszachty ze Diabełem. Campanella był uczonym niemalże idealnie wpisującym się w swój czas. Kończyło się Odrodzenie, ziemie włoskie wchodziły w okres głębokiego kryzysu ekonomicznego, zaczynała się kontrreformacja, barok i tym podobne. Campanella mieszał w swoich poglądach filozoficznych wszystko co się dało. Astrologię i przesądy z wiarą chrześcijańską, i ówczesnym stanem wiedzy medycznej. Dogłębnie studiował filozofię starożytną i świętych ojców Kościoła i czerpał z nich garściami. „Miasto Słońca” jest idealnym odbiciem jego bardzo często sprzecznych ze sobą poglądów.
Wizja społeczeństwa, które serwuje nam Campanella z dzisiejszej perspektywy mieszkańca kontynentu europejskiego jest przerażająca. Państwo, w którym całą władzę skupia jeden człowiek – kapłan określany mianem Słońca czy też Metafizyka, a do pomocy służy mu trzech wysokich rangą kapłanów, każdy zajmujący się odpowiednią dziedziną społecznego życia. Kapłani owi noszą nazwy Potęga, Mądrość, Miłość. I chociaż ludzie w tym mieście nie muszą zbyt ciężko pracować, dóbr wszelakich mają dostatek, to jednak „Miasto Słońca” jawi się jako komunistyczny koszmar, w którym literacka fikcja jest zakazana, bo przecież kłamliwe zmyślanie szkodzi rozwojowi duchowemu (socrealizm w pełnej krasie). Ludzie nie dobierają się sami w pary, ale kapłan Miłość zajmuje się ich hodowaniem, tak aby każde następne pokolenie było doskonalsze i jeszcze lepiej przystosowane do życia w mieście Słońca. Porę godów określa się za pomocą przepowiedni astrologicznych, a kto spróbuje płodzić poza wyznaczoną porą może mieć pewność, że sieć „szpicli” na niego doniesie i kara będzie surowa. Religia jest obowiązkowa i państwowa, tego kto się nie dostosuje czeka srogi i okrutny los.
Jestem pełen sprzecznych uczuć co do tej utopii, bo chociaż Solariusze (tak się nazywają mieszkańcy miasta) mają dość rozwiniętą technologicznie cywilizację (podobno potrafią latać, a ich pojazdy nie wymagają koni, są poruszane za pomocą tajemniczych żagli) to ich teokratyczny ustrój jest bardzo totalitarny, a życie pojedynczego człowieka jest poddane drobiazgowej kontroli na każdym kroku. Wszyscy mają się poddać woli głównego kapłana. Oczywiście nie wszystko jest tam, aż takie złe; dobrym i ciekawym pomysłem jest system edukacji polegający na poglądowym wchłanianiu wiedzy. W praktyce wygląda to tak, że na murach miejskich wymalowane są wiadomości z każdej ludzkiej dziedziny wiedzy, a dzieciaki uczą się ich podczas lekcji na świeżym powietrzu. Na plus można uznać pogardę dla chciwości, pychy, próżności i zdroworozsądkowe podejście do spraw fizjologicznych.[pullquote align=”right”]I równie, dowodzą, godzi się nogom chodzić i zadowi srać, jak oczom patrzeć i językowi mówić; podobnie jak to się dzieje z kałem, gdy zachodzi potrzeba, oczy wydzielają łzy, a język – ślinę.[/pullquote]
Książki Campanelli nie czytało się dobrze. Jest pełna mętnych wywodów dotyczących astrologii, metafizyki, filozofii i religii. Ciężko się połapać jak tak naprawdę funkcjonuje miasto Słońca. Campanella nie skupia się na wyjaśnianiu mechanizmów działania społeczeństwa. Chaotycznie przekazuje swoje wyobrażenia i robi to trochę nieudolnie (według mnie). Starsza o prawie sto lat „Utopia” Morusa wypada wielokroć lepiej niż dialog poetycki Campanelli. Niemniej jego „ Miasto Słońca” jest ważną książką.
Campanella podobnie jak Morus wspólnotę majątkową i brak prywatnego majątku uczynił nadrzędną zasadą w mieście Słońca. Dodatkowo uczynił mieszkańców równymi, nie ma w nim sług i niewolników, każdy musi pracować i czyni to z ogromną ochotą. Mieszkańcy miasta żyją według zasady „każdemu według zasług”. „Miasto Słońca” stanowiło na pewno solidną pożywkę dla wielu istotnych prądów filozoficznych i ideologicznych, które narodziły się setki lat później.
Ciekawostka – ja czytałem wydanie z „Biblioteki Narodowej” Ossolineum z roku 1955. Wydanie to było najprawdopodobniej odpowiedzią na „Państwo Słońca” z roku 1954, które ukazało się w wydawnictwie PAX, gdzie podkreślano religijny charakter dzieła Campanelli. W moim wydaniu, we wstępie autorzy pragnęli przekonać czytelnika, że wiele z tych religijnych odniesień i poglądów Campanella musiał na siłę wcisnąć, aby w ogóle jego książka została wydana. Sam był przecież na tak zwanym „cenzurowanym” i musiał się pilnować. Jak było naprawdę to trzeba zwrócić się do gwiazd, wróżbitów i astrologii. Wywołać ducha autora i go dokładnie przepytać.
P. S. Podoba się nowy wygląd bloga?
onibe
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian
Konsjerż
charliethelibrarian
Agnieszka
Pingback: Jacek Inglot „Polska 2.0” – Blog Charliego Bibliotekarza