Są! Przybyły! Nareszcie po niemalże dwóch miesiącach od ostatniego odcinka znów powróciły! Na szczęście literatura polska nie zawodziła i nie zawodzi i wciąż dostarcza kiepskich jakościowo produktów czy też dzieł o znikomej i wątpliwej jakości. Oczywiście pamiętajcie, że krytyk z „Wiadomości Literackich” nie był, ani nawet nie bywał nieomylnym Panem zasiadającym na Niebiańskim Tronie wśród chórów archaniołów i nie miał monopolu na prawdę.
Pisał o książkach, które jego zdaniem były najgorsze. A często robił wycieczki osobiste pod adresem autorów co podobno krytykowi nie przystoi, lecz niewątpliwie dodawało ostrości i zadziorności jego artykułom.
Mam wrażenie, że przez te dwadzieścia pięć odcinków wytwory przedwojennych literatów jakie tu prezentowano na owo miano (książek najgorszych) zasługiwały, choć nie zdobyłem się na to, aby którąkolwiek z prezentowanych książek przeczytać w całości.
Dzisiejszym bohaterem jest Kazimierz Brzeski i jego „Poezja buduaru”
Wiadomości Literackie nr 31(83), 2 sierpnia 1925.
Książki najgorsze
„Kazimierz Brzeski. „Poezja buduaru”. Warszawa, 1925; str. 23 i 1nl.
Pierwsza strofka pierwszego wiersza:
„Dzisiaj dzień taki chory anemiczny i blady,
Taki smutny, jak zima wśród sybirskich złych tajg,
W taki dzień smętny zamki, oraz pstre balustrady
By cudownie rysował tajemniczy Van Dyck”.
Widać Van Dycków było dwóch. Jeden zwykły i jeden tajemniczy, który „by cudownie rysował pstre balustrady”, ale się bał, bo tego nie robił. Pan Brzeski niczego i nikogo się nie boi i pisze spokojnie o znanym malarzu rosyjskim Riepinie:
„Jakby sztuka rosyjskiego rzeźbiarza (?) Riepina”.
Albo:
„Gdzie snem ekstaz, ekscesów (!) na Chopina ulicy
Spała Pani wykwintna melodyjna jak gam”. (!)
W tej samej strofie czytamy:
„W wielkomiejskiej Astorji piłem pstrą soczewnicę”.
„Soczewnica” to coś pośredniego między soczewicą i soczewką. „Astorja” jest jeszcze zbyt wielkomiejska dla autora tych bredni. Niech go „Wiry” pochłoną. Pan Brzeski powiada również:
„Znów rozcielam (?) przed Panią moich uczuć rydwany”.
Rydwanu nie można „rozcielać”, można rozścielać, ale i to nie rydwan, tylko — dywan, a na dywanie gościa, poczem—wrzepić mu parę tęgich kijów.
„Przyjdź ekstazerko (?!) w szarych swych botach (!)
Przyjdź ma królowo w śnieżnem dessous”.
„Ekstazerka” jest to znów coś pośredniego między etażerką a ekstazą.
Ta „perfumowana” książeczka, w której wszystkie wiersze są z jednej beczki od śledzi, nie jest właściwie godna pomieszczenia nawet w rubryce „Książek najgorszych”: jest to ohyda życiowa, o której trzeba jak najprędzej zapomnieć.
bt.”
Chciałem tylko powiedzieć, że pan Kazimierz Brzeski z tego co udało mi się znaleźć w sieci był również autorem wielu piosenek, skeczy i tekstów międzywojennych kabaretów. Także nie był to „człowiek znikąd”. Był redaktorem „Lejka w Mózgu : 6-ta jednodniówka futurystów warszawskich”. Można sobie zobaczyć pisemko tutaj: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa. Był też kierownikiem literackim pisma satyrycznego „Trubadur Warszawski”. Można sobie numery przeglądać tutaj: CBN Polona.
Brzeski miał chyba na pieńku z ówczesną wierchuszką literacką, a i może talentu do tworzenia tak zwanej „ambitniejszej” poezji również brakło. Dostało mu się w „Wiadomościach Literackich” i to bardzo.
„Książki Najgorsze” znalezione tradycyjnie w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.