Książka w towarzystwie herbaty z Afryki, kubka z Polski, podkładki z Łotwy, i moich własnych wyhodowanych papryczek piri piri. 

Dzień, dzień dobry! Powolutku, pomalutku nowy rok szkolny się rozpoczyna. Jak tam u Was z nastrojem? Pogoda póki co dopisuje i podobno kroi się całkiem ładny wrzesień. Niektórzy wieszczą, że taki ładny jak w 1939 i jednocześnie puszczają oczko, że niby coś się kroi. Ja tam nic nie wiem, ale…

Hothouse Peril
Autor ilustracji to Lino Martins na stronie Flickr.

Powiem Wam moi drodzy, że mam problem z książką Aldissa. Problem natury poznawczej i krytycznej. Otóż wiem, że to klasyk. Klasyk ceniony wysoko i wychwalany swego czasu pod niebiosa. Ja natomiast podczas czytania nie czułem tego zachwytu. I tutaj następuje ów dysonans poznawczy. Wszak powinienem chwalić, a do chwalenia mi się nie zbiera.

Zacznę od tego, że musiałem już kiedyś zacząć czytać tę książkę, może w latach młodzieńczych. I ją porzuciłem. Teraz leżała u mnie na półce i po nią sięgnąłem i jej nie porzuciłem. To duży plus. Mój czy książki? Tego nie wiem.

Hothouse Treetops

Może też napiszę, że Aldiss w „Cieplarni” popłynął w sposób absolutny. Wykreował przyszłość Ziemi z rozmachem i wielką wyobraźnią. To, że zupełnie bez sensu i bez celu to już inna kwestia, ale czy życie ma cel? Ma sens? Nie wiem.

Za miliardy lat, gdy Słońce będzie kończyć swój żywot i coraz bardziej puchnąć, na Ziemi  nie będzie praktycznie zwierząt, a wszelkie ich pozostałości (w tym ludzie) będą jedynie skarlałą i wypaczoną formą fauny, którą znamy. Ziemię, Księżyc obejmą w swoje posiadanie przeróżne hybrydy roślin i szczątkowych form zwierzęcych, które plenić się będą w jednej wielkiej dżungli, czy też jednym wielkim drzewie (dlaczego akurat było to drzewo figowe to, nie wiem – może jakieś biblijne skojarzenia u autora nastąpiły).

Retro science and fiction z pinteresta

Towarzyszymy wędrówce dalekim potomkom ludzi, którzy przetrwali i kurczowo trzymają się Życia, bo Ziemia to wszędobylskie, pleniące się Życie roślinne, które trwa w wiecznym tańcu narodzin, wzrostu, rozmnażania, umierania. Cyklu, który dla ludzi trwa bardzo krótko czego wielokrotnie jesteśmy świadkami. Wędrówka obfituje w liczne przygody i pozwala nam poznać Ziemię, która jest nie do poznania. Tylko tak na dobrą sprawę nie za bardzo kibicujemy tym naszym potomkom, bo ani oni ciekawi, ani nawet zabawni. Ot, stali się pretekstem do pokazania baardzo przeobrażonego świata.

Aldiss jak wspomniałem zaszalał i nie można odmówić mu ogromnej wyobraźni i świetnych pomysłów, które pięćdziesiąt lat temu na pewno zwalały z nóg. Niestety mnogość tych dziwacznych roślino – zwierząt, ich opisy, neologizmy, które Aldiss wymyślił, w pewnym momencie przytłaczały i zwyczajnie robiły się nudne. A jak wspomniałem wyżej przygody bohaterów nie były zbyt wciągające. Szczerze mówiąc przez „Cieplarnię” brnąłem jak przez zarośniętą, dziką dżunglę od czasu do czasu tnąc maczetą. A myśli, które mi kojarzyły dotyczył końca tej wędrówki.

Ale tez żeby nie było – to książka, która robi wrażenie (głównie opisami różnych stworów, które wymyślił Aldiss). I bez wątpienia zasługuje na swoje miejsce w kanonie literatury science and fiction, ale jak dla mnie brakuje jej już ikry.

Źródło: http://70sscifiart.tumblr.com/post/154798026911/brighter-suns-catch-carry-kind-by-bob-fowke

P. S. Dwa najlepsze motywy z tej książki to zakończenie, którym Aldiss ocalił trochę sens całej wyprawy i fragmenty, w których wędrowcy natykają się na resztki ludzkiej cywilizacji.

P. S. 2 Byłbym zapomniał! No i jeszcze motyw tego skąd wzięła się ludzka inteligencja i chęć dążenia do coraz to nowych celów! Po prostu cud, miód i smardze! Skąd mu te smardze przyszły do głowy to ja naprawdę nie zrozumiem. 

P. S. 3 19 sierpnia minął rok od śmierci pana Briana. Tak sobie skojarzyłem.

Macie tutaj ciekawskiego Kostka :D

Comments (7)

  1. Jarek

    Odpowiedz

    Jak zwykle wstęp historyczny :) Pamiętam (naprawdę), jak ją czytałem jakieś… 35 lat temu :D Wtedy czytało się wszystko co wpadło w ręce i należało się tym zachwycić, ale fakt, że ta powieść mnie jakoś zmęczyła (zdecydowanie bardziej nastolatkowi podobał się „Non-stop”). Niby wizja jest fajna, nieruchomy księżyc na niebie i trawersery… super, ale akcja jakoś zbyt gęsta i trochą jakby naiwna. Ale miejsce w historii s-f ma na pewno.
    Tak sobie myślę, że styl pisarza się lubi albo nie. Aldiss nie odrzuca, ale nie jest tym numerem „one”. Ostatnio zabrałem się za „Malacjański gobelin” i odpadłem po kilku rozdziałach… czyli coś w tym musi być.

  2. Odpowiedz

    O! Przypomniałeś mi, że od dawna „Cieplarnię” mam na liście rzeczy do przeczytania! :D Skończę tylko „Rącze konie” i bierę się za to. Co zresztą jest powodem tego, że nie przeczytałam do końca Twojej recki: bałam się spoilerów… xD Wrócę do Ciebie po lekturze xD

  3. Odpowiedz

    Oj, tak to z klasykami bywa, niektóre starzeją się nienajlepiej. Ostatnio oglądałam „Akirę”, też ponoć klasyk i wielkie cóś, ale cóż… chyba musiałabym oglądać z kontekstem, a w ogóle to najlepiej wtedy, kiedy powstał ten film ;)

  4. Pingback: Brian W. Aldiss „Kto zastąpi człowieka” – Blog Charliego Bibliotekarza

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.