pobraneDobry wieczór! Dzisiaj opowiem Wam o drugiej części cyklu „Wojna starego człowieka” niejakiego Johna Scalziego. Pierwszym tomem byłem zachwycony. O tutaj możecie przeczytać co o nim wtedy myślałem.

Drugi tom przeczytałem sporo później i w sumie to się cieszę, że tyle czasu minęło, bo (będę z Wami szczery) gdybym przeczytał „Brygady duchów” zaraz po „Wojnie…” to byłbym rozczarowany. Dlaczego się spytacie drogie dzieci? Ano dlatego, że chociaż książka osadzona jest w uniwersum z „Wojny…” to jednak forma różni się znacząco. „Brygady…” to raczej takie poważne military science – fiction, w której to ludzkość napierdziela się z przeróżnymi gadami z innych planet. Powiecie, że przecież „Wojna…” też była o wojnie ludzi z obcą rasą. Może i tak, ale tam główny bohater i narrator opowiadał nam o tej wojnie w sposób zabawny, przesiąknięty cynizmem i czarnym humorem. W „Brygadach…” jest inaczej, chociaż pojawiają się bohaterowie z poprzedniej części.

Kolonialne Siły Obrony odniosły kilka zwycięstw, na razie w znanym ludzkości Wszechświecie panuje względny spokój. Nic jednak nie trwa wiecznie. Trzy rasy, z którymi ludzkość miała na pieńku zawiązują sojusz, który wspomagany jest przez rozgoryczonego naukowca i geniusza Charlesa Boutina. Wojskowi postanawiają wyhodować klona Boutina i przeszczepić do mózgu klona jego świadomość (Boutina) w nadziei, że dowiedzą się co też ten gościu knuje. Plan sprawdza się połowicznie – klon powstaje, ale ze świadomości Boutina nici. Dlatego Jared Dirac dołącza do „Brygady Duchów” czyli Jednostek Specjalnych, które stworzone są z klonów genów martwych żołnierzy (wiem jak to brzmi, ale tak jest moi drodzy. Takie rzeczy się dzieją w nieznanym wszechświecie). Dodatkowo Jednostki Specjalne posiadają wewnętrzne komputerki tak zwane BrainPal, które są w pełni zintegrowane z mózgiem żołnierza. Jared Dirac rozpoczyna normalną służbę i już do końca kart powieści towarzyszymy mu w jego przygodach.

Wojskowi od zawsze marzyli o super żołnierzu. Takim, który nie zadaje zbędnych pytań, jest istną maszynką do zabijania i nie myśli o niczym innym niż wykonywanie rozkazów. W dodatku jest tani w wyszkoleniu, w utrzymaniu i łatwo go zastąpić. Takie są „Brygady Duchów” – sześć tygodni trzeba, aby wyhodować klona, dzięki komputerkowi organizm, który zupełnie nie ma świadomości może zacząć funkcjonować od razu, by dopiero później zyskać osobowość. Komputerek w głowie pozwala na ogarnięcie ogromnej liczby danych w bardzo krótkim czasie dodatkowo daje możliwość synchronizacji (!) z innymi członkami Jednostek Specjalnych. I mowa tutaj nie tyko o komunikacji myślowej, ale wglądu w świadomość, w uczucia innych ludzi! Możesz widzieć oczami innych, możesz poznać ich emocje, możesz dzielić się wrażeniami. Tacy są żołnierze Jednostek Specjalnych, którzy służą ludzkości, chociaż przez ową ludzkość są pogardzani i odrzucani. Pewnie ze strachu, bo tak zwani „urodzeni” są słabsi, mniej wytrzymali i w oczach żołnierzy z Jednostek Specjalnych – opóźnieni w rozwoju.

Scalzi w „Brygadach…” oprócz porządnej space opery pełnej akcji bojowych, ataków na bazy kosmitów i opisów wojny między rasami porusza zagadnienia związane z wolnością jednostki, z poczuciem własnej tożsamości. Można się zastanowić, czy zasada „cel uświęca środki” jest powodem, aby hodować odmienną rasę ludzi, którzy karmieni są propagandową papką i tak naprawdę nie znają i nie będą chcieli znać innego życia poza tym spędzonym w wojsku.

Jakie wrażenia? To książka, która zapewni człowiekowi kilka godzin porządnej rozrywki, łącznie ze smaczkami, które wyciąga Scalzi referując do znanych postaci i motywów z literatury fantastycznej. Klony zastanawiające się nad tym, czy nie są czasem kolejnymi wcieleniami Frankensteina to świetna rzecz. Nawet pojawiają się komentarze żołnierzy z Jednostek Specjalnych dotyczące gatunku science-fiction, który poznają w ramach nauki. Jest coś interesującego w tym, że ludzie ery kosmicznej wypowiadają swoje przemyślenie dotyczące literatury, która miała opisywać ich świat.  Odniesienia do Heinleina, „Gwiezdnych wojen” czy też „Gry Endera” powodują, że jakoś tak cieplej się na serduchu robi człowiekowi.

„Brygady duchów” to niezła frajda, która co prawda w porównaniu z „Wojną…” wydaje się trochę blada i niemrawa, ale tak naprawdę można ją czytać i bez znajomości „Wojny…” a człowiek na tym nic nie straci. Jeśli zna się już obydwie części (tak jak ja) to należy je rozdzielić i cieszyć się przyzwoicie i dobrze napisaną książką, która idealnie nadaje się na czytadło. Poza tym było na tyle ciekawie, że za jakiś czas przeczytam sobie tom trzeci, żeby zobaczyć jak potoczyły się losy ludzkości i czy skopaliśmy tyłki złym kosmitom.

P. S. Wszechświat, w którym działają Kolonialne Siły Obrony i cała nasza ludzkość sobie żyje jest bardzo zatłoczonym miejscem. Kosmici na kosmitach kosmitami poganiają, a my ludzie siedzimy w centrum tego wszystkiego.

P. S. 2 Książkę czytałem po engliszu i problemów większych nie było – dość prosto napisana.

Comments (4)

  1. Odpowiedz

    po engliszu? Szacun ;-). Ale zauważyłem (może to przypadek) że klasyczne (czyli nie nowofalowe) science fiction bywa pisane bardzo i zaskakująco przystępnie…

    • Odpowiedz

      Zgodzę się:) Przeczytałem już kilka książek z tzw. klasyki s-f i rzadko kiedy miałem problem ze zrozumieniem.

      Chociaż to starsze science fiction (sprzed drugiej wojny) już jest trochę inne. Akurat teraz sobie podczytuję taką książkę i sporo słów muszę sprawdzać w słowniku. Na szczęście na Kindlu to jest prosta sprawa:)

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.