„Stara Ziemia” to trzecia część „Trylogii Księżycowej”. Poprzednie dwie „Na Srebrnym Globie. Rękopis z Księżyca” oraz „Zwycięzca” pomimo pewnych niedużych mankamentów związanych głównie z upływem czasu uważam osobiście za bardzo dobre książki, które można spokojnie określić jako kamienie milowe w rozwoju polskiej literatury fantastycznej czy też idąc tym tropem literatury science – fiction. Obydwie książki z powodzeniem oparły się tak zwanej „próbie czasu” i po delikatnym liftingu mogłyby znów powędrować na szczyty bestsellerów (przesadzam oczywiście, ale pomarzyć nie zaszkodzi).
Natomiast ze „Starą Ziemią” sprawa ma się zupełnie inaczej. Chociaż akcja toczy się niemalże równolegle z akcją „Zwycięzcy” to miejscem akcji jest Ziemia wieku dwudziestego dziewiątego, czyli tysiąc lat od chwili, gdy Żuławski zasiadł do pisania trzeciej części. I tutaj chłop miał problem chyba z przeskoczeniem swoich możliwości związanych z wyobraźnią lub też ewidentnie przyciął swoje wyobrażenia przyszłego społeczeństwa do popularnych wówczas wyobrażeń rozwoju technologicznego i cywilizacyjnego. To widać wyraźnie. Ziemia wieku dwudziestego dziewiątego tak naprawdę jest ciut bardziej zaawansowaną wersją belle epoque czyli Europy przed wybuchem pierwszej wojny światowej.
W książce Europa tworzy jeden organizm państwowy. Tak zwane Stany Zjedoczone Europy z jednym rządem i władzą centralną, a Warszawa i Paryż to dwa największe ośrodki miejskie w tej Europie. Koncepcja państwa europejskiego nie jest niczym nowym. Pewien cesarz niemiecki, który był odwiedził naszego króla Bolesława Chrobrego i bawił się na uczcie urządzonej w starosłowiańskim stylu „zastaw się, a postaw się” również mówił o zjednoczonej Europie. W pierwszej połowie wieku dziewiętnastego paneuropeizm był całkiem popularny, a po I wojnie światowej zaczynał nabierać kształtu. Zarzucę kiepskim żartem, że przecież Hitler też mówił o Europie bez granic. I tak po nitce do kłębka dochodzimy do dzisiejszych czasów, gdzie Unia Europejska dąży do coraz większej konsolidacji i zjednoczenia. Porzućmy jednak współczesność i wróćmy do „Starej Ziemi”.
Żuławski opisał społeczeństwo, w którym bogate klasy próżniacze wykorzystują ogromne masy pracujące. I chociaż ludzkość jest zamożna, ma mnóstwo wynalazków ułatwiających życie, praktycznie pozwalających na zlikwidowanie różnic majątkowych to jednak dalej istnieje podział na biednych i bogatych. Ogólnie mimo pozorów spokoju lud spędzający godziny w ogromnych fabrykach na monotonnych czynnościach niczym roboty pragnie zniszczyć stary świat i zbudować nowy porządek, gdzie nie będzie wyzysku lub nie będzie niczego.
[quote]Spokojny, wypasiony i niezatroskany dotąd mieszkaniec ze zdumieniem patrzył na ludzi o posępnych, zaciekłych twarzach, w bluzy proste odzianych, o których istnieniu jeśli wiedział, to jeno ze słyszenia, prawie za bajkę to sobie mając, że tacy są gdzieś i żyją jak on…[/quote]
Żuławski opisał również broń masowej zagłady, którą pragną zdobyć wszyscy, a którą skonstruował Jacek jeden z głównych bohaterów książki. Jacek to przyjaciel Marka – genialny wynalazca i konstruktor rakiety na Księżyc. To również osobnik przeżywający największe wewnętrzne rozterki i dramaty. Nie mogący znaleźć swojego miejsca w świecie.
„Stara Ziemia” jest płodem swojej epoki. Mieszanką filozofii Wschodu, które zyskiwały wówczas na popularności, ezoteryzmu i dekadentyzmu końca dziewiętnastego i początków dwudziestego wieku. Żuławski zamieścił w książce przekonanie, że ludzie nie mogą być równi, bo nie są stworzeni do bycia równymi już w momencie, gdy przychodzą na świat – praktycznie zdeterminowany jest człeczy żywot. Nadzieja ludzkości na lepszy los czyli postęp technologiczny również nie przyniesie powszechnego dobrobytu – z powyższych powodów. Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie lepiej korzystał ze zdobyczy techniki. Utopia „Starej Ziemi” społeczeństwa bez wojny, bez głodu i praktycznie bez chorób przeciwstawiona jest dystopii ciężkiego losu ludzi pracujących w fabrykach, którzy niczym gnój i kompost stanowią pożywkę dla całej masy próżniaków, bogaczy i inteligencji. Dzisiejsze czasy świetnie ilustrują książkę. Sceptycyzm i brak wiary w naukę z kolei przeciwstawiony jest wierze w Boga, w możliwości ludzkiego ducha (jogin Nyanatiloka), który porzuciwszy cywilizację zyskał prawdziwą mądrość i wiedzę.
[quote]Nie. To nie o to idzie. Przekonałem się jeno, że dla ustroju społecznego nic zrobić nie można. Społeczeństwo nie jest wytworem rozumnym i dlatego doskonałe nigdy nie będzie. Wszelka utopia, od najstarszych platońskich począwszy, przez ciąg wieków aż po dni dzisiejsze, aż po sen Grabca twojego, utopią na zawsze pozostanie: dopóki się roi po książkach, buduje się gmach z kart, nie dbając o prawo ciężkości, ale z chwilą gdy się rękę do dzieła przyłoży, widzi się nowe zło, które na miejscu dawnego, usuniętego powstaje. Współżycie ludzi doskonałe, ustrój idealny to problemy z natury swej niedające się rozwiązać. Zgoda jest pojęciem sztucznym, wyrozumowanym; w przyrodzie, wszechświecie i ludzkiej społeczności istnieje tylko walka i przemijająca, pozorna równowaga prących na siebie sił przeciwnych. Sprawiedliwość jest postulatem uwodzącym i niezmiernie popularnym, gdyż właściwie z ludzkiego stanowiska nic rzeczywistego nie oznacza i każdy może ją sobie inaczej rozumieć, i słusznie, gdyż właściwie dla każdego powinna by być inna sprawiedliwość, a tymczasem społeczeństwo jest jedno lub chce być jednym przynajmniej. W końcu to obojętne, czy włada lud czy tyran, mędrcy wybrani czy szalona zgraja krzykaczy: zawsze ktoś jest uciśniony, zawsze komuś jest źle, zawsze jakaś krzywda się dzieje.[/quote]
Te wszystkie skądinąd szalenie ciekawe pomysły podane są w tak niestrawny sposób, w ten charakterystyczny napuszony i egzaltowany styl z końca Młodej Polski, który w wielu przypadkach dzisiaj nudzi szalenie. Sprawia, że te wszystkie górnolotne słowa brzmią pusto i pozostają z nich wydmuszki. Nawet jeżeli są to słowa prawdziwe. Te spory o Sztukę, o Stwórcę, o Artystę, o Tłum i Masę (koniecznie dużą literą) tak zaprzątające ówczesne światłe umysły w następstwie dwóch katastrof światowych pobrzmiewają pustym dźwiękiem.
W książce dochodzi do rewolucji mas pracujących jednak bardzo szybko rewolucja gaśnie, a w obliczu zagłady totalnej przywódcy powstania poddają się. Żuławski wieszczy (może będąc pod wrażeniem wydarzeń rewolucyjnych 1905 roku), że socjaliści nigdy nie zdobędą władzy w ten sposób, gdyż społeczeństwo nie jest gotowe na takie fantastyczne zmiany jakie proponuje socjalizm. Ogólnie wydźwięk ostatnich kart powieści jest pesymistyczny i to bardzo, gdyż rząd światowy zakazuje działalności naukowej i naukowców uznaje za winnych wszelkiego zła, które się wydarzyło.
Czytało mi się „Starą Ziemię” źle. Przyznam się, że męczyłem się z tą książką, ale chciałem ją skończyć, by móc własny osąd wydać. Co też uczyniłem w dzisiejszym wpisie. „Stara Ziemia” się zestarzała. I chociaż nosi w swej treści arcyciekawe spostrzeżenia i wynikające chyba z flirtu z Nietzschem filozoficzne rozważania dotyczące kondycji rasy ludzkiej to odstaje od swoich dwóch poprzedniczek znacząco. Brak w niej tego powiewu świeżości, który był widoczny wcześniej (wiem jak to brzmi w przypadku ponad stuletniej książki, lecz zarówno „Na srebrnym…” jak i „Zwycięzca” miały coś takiego). „Stara Ziemia” to zlepek wszelkich prądów filozoficznych, socjologicznych i literackich, które były modne na początku dwudziestego wieku. Ten zlepek może trzymał się dobrze w swoich czasach, dziś raczej nic z tego ciekawego i interesującego ulepić się nie da.
Cytat, w którym pobrzmiewają tezy o nadczłowieku i marnej ludzkości.
[quote]Ktoś zawsze musi cierpieć. W jednym wypadku większość cierpi, w innym nieliczni, ale może najlepsi, a zresztą chociażby jeden tylko cierpiał pokrzywdzony, ten właśnie, któremu kazano być „równym”, gdy on się przypadkiem na samowładcę urodził. Któż oceni, kiedy większa krzywda się dzieje, i kto wymierzy prawo, jakie człowiek każdy na świat ten ze sobą przynosi? Oddanie słuszności jednej zasadzie jest pogwałceniem drugiej, nie mniej „sprawiedliwej”, i tak zawsze, bez końca.[/quote]