Czołem czytelnicy! Jak po świętach? Odpoczęliście? A może w ramach odpoczynku chcielibyście podróżować w kosmos? Myślicie, że będzie to możliwe za lat kilkadziesiąt? A może już kilkanaście? Czy sądzicie, że taki bibliotekarz bez żadnego przygotowania i treningu będzie mógł wsiąść w rakietę i polecieć na Księżyc? Albo na Marsa? A co jeśli go skolonizujemy? Czy będziemy odwiedzać krewnych na Marsie? Jeśli przeczytacie dalej ten wpis to może Wam udzielę odpowiedzi.
Pan Rafał dołączył do niezliczonej liczby pisarzy i pisarek piszących o Marsie (oczywiście pewnie dałoby się policzyć ilu autorów/autorek pisało o kolonizacji Marsa na przykład na podstawie tej listy z WIKIPEDII), lecz niezliczonej lepiej brzmi. Wizja Kosika zasadniczo nie odbiega od innych wizji kolonizacji. Czyli najpierw miasta pod kopułami, terra-formacja powolna, a później Mars jest nasz. Lecz jest w niej coś zupełnie innego. Coś co niepokoi i przeraża.
Czy ludzkość potrzebuje Marsa do przetrwania? Wielu naukowców, wizjonerów, entuzjastów podboju kosmosu twierdzi, że tak. Że potrzebujemy planu awaryjnego w razie katastrofy klimatycznej na Ziemi i końca ludzkości. Tylko wydaje mi się, że wielu z tych głosicieli idei kolonizacji Marsa, nie zdaje sobie sprawy, że to nie jest zbyt gościnna planeta, a ludzkość jeśli będzie żyć na Marsie to nie do końca będzie tą samą ludzkością co na Ziemi. I Kosik poszedł tym tropem.
Książka składa się z opisu różnych etapów kolonizacji i mamy różnych bohaterów, ale przyświeca im jeden cel – przetrwać. Za wszelką cenę i w coraz mniej przychylnym środowisku. Krótki prolog z datą 2040, a później 2305 i 2340 oznaczają okres w rozwoju planety.
Kosik świetnie pogrywa sobie z czytelnikiem wizją rozwoju technologicznego, ale też zastoju mentalnego. Opisuje techniki wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości, istnienie wszechmarsowej sieci, implanty neuronowe wprost w mózgu i możliwości cyfrowego eskapizmu. Nie będę Wam tutaj za dużo się rozpisywał. Autor nie ma dla nas dobrych wiadomości, a jego czarnowidztwo dotyczące pewnej cechy ludzkości czyli lenistwa i krótkowzroczności w kontekście przetrwania całej planety nabiera bardzo złowieszczego charakteru, gdy odniesiemy je do obecnej sytuacji na Ziemi.
W imię wygody, życia tu i teraz, doraźnych korzyści materialnych i politycznych tak naprawdę nikt nie robi nic, żeby uratować Marsa, na którym w 24 wieku mieszka trzy i pół miliarda ludzi. Bogata Ziemia nie kwapi się do pomocy, a urodzeni Marsjanie za bardzo do niej wrócić nie mogą.
Mars jest tylko metaforą, którą autor swobodnie operuje. Wizja algorytmów, które towarzyszą obywatelom Marsa od początku i determinują wiele wyborów związanych z ofertą zakupów, restauracji, rozrywki powoli staje się rzeczywistością na Ziemi. Chciwe korporacje, które dla zysku są w stanie zniszczyć środowisko naturalne i ograbić planetę z zasobów istnieją już od dawna. Przekupni politycy uchwalający prawo pod te korporacji też już są. Ogólnie Kosik na pewno nie jest wizjonerem radosnym i wesołym. Jest pesymistą i dobrym znawcą natury ludzkiej. Wszak wystarczy się rozejrzeć po naszym świecie.
To dobra książka, czytało mi się ją z przyjemnością. Choć momentami bywa przyciężka i mocno niekonsekwentna jeśli chodzi o marsjańską rzeczywistość, ale jeśli odpuścimy sobie pewne naturalne odruchy związane z pytaniem dlaczego tak? To mroczna wizja Kosika jest dla mnie bardzo przerażająca i zadziwiająco realna do spełnienia. Tylko nie na Marsie, ale tutaj – na Ziemi…
xpil
charliethelibrarian
Fraa
charliethelibrarian