Wczoraj miałem małą prelekcję na minikonwencie SMOKON organizowanym przez klub miłośników fantastyki KRAKOWSKIE SMOKI. Podobno się podobało. Mam nadzieję, że ludziska nie mówili tak tylko grzeczności:) Dlaczego zaczynam od tej informacji? Otóż w mojej prelekcji znalazło się dużo fotografii dziwnych wynalazków z przeszłości.
I dzisiaj z głupia frant wpisałem w FBC (Federacja Bibliotek Cyfrowych) słowo „wynalazki” i wyskoczyły mi numery czasopisma „Technika, rzemiosło, wynalazki” z roku 1938. Już w pierwszym numerze znalazłem arcyciekawy artykuł, który opisywał jak w tytule „Smutne losy polskiego filmu kolorowego”. Najpierw przytoczę Wam artykuł, a później zasypię Was linkami o wynalazcy.
Przeczytajcie sobie cały. Jest wciąż aktualny jeśli chodzi o sprawy marnowania talentów i przepuszczania przez palce wielkich okazji i oddawaniu za bezcen polskich wynalazków.
„Był rok 1933, gdy trzej młodzi pionierzy postępu, bracia Zbigniew i Bohdan Szczepanikowie, oraz ich współpracownik i przyjaciel Franciszek Ożga, obwieścili światu sensacyjny wynik swych wieloletnich prac nad wynalazkiem filmu kolorowego.
W warszawskim kinie Atlantic demonstrowano po raz pierwszy w świecie film w barwach naturalnych. Zgromadzona na sali publiczność przyjęła tę rewelację hucznymi oklaskami, a w prasie całej Polski zawrzało od pochwał i entuzjazmu.
— Na czym polega ten wynalazek i jakie jest jego znaczenie?
— Jest to rezultat wieloletniej, niezmordowanej pracy, zapoczątkowanej przez ś.p. Jana Szczepanika, polskiego wynalazcę, a ukończonej przez syna Zbigniewa. Istota jego polega na zasadzie analizy i syntezy widmowej. Znaczenie zaś jego dla sztuki filmowej jest jasne: jest to początek nowego przewrotu w dziedzinie dziesiątej muzy, tym razem przewrotu kolorowego.
Aby zaś zrozumieć dobrze jego znaczenie dla naszego kraju, trzeba się cofnąć o kilka lat wstecz, do dziejów przewrotu dźwiękowego w filmie i przypomnieć sobie, z jaką gwałtownością się on dokonał, z jaką bezwzględnością ogarnął cały świat, pomimo, że był to przewrót niesłychanie kosztowny, koszty bowiem produkcji filmu dźwiękowego, w porównaniu z niemym, podrożały dwukrotnie, koszty zaś udźwiękowienia większego kina wynosiły w początkach ery dźwiękowej około 150 tys. złotych.
Był to oczywiście sowity haracz, który świat płacił Ameryce, mimo, iż rujnowało to niejednego przedsiębiorcę kinowego, mimo, iż pierwsze dźwiękowce dalekie były od ideału i w niemiłosierny sposób obrażały nasz zmysł estetyczny. Lecz niepodobna było zatrzymać postęp dźwiękowy, niepodobna było iść przeciw ogólnemu prądowi. (Nawiasem dodać należy, że wynalazek filmu dźwiękowego świat również zawdzięcza geniuszowi Jana Szczepanika, który dokonał go jeszcze w r. 1914, opatentował po wojnie, i potem, nie mając pieniędzy na opłacanie dalszych patentów, utracił prawa, które wykorzystali producenci amerykańscy. Do sprawy tej powrócimy — Przyp. red.)
Gdy się teraz rozważy, ze koszty produkcji filmu kolorowego podnoszą się zaledwie o dwa procenty, t. zn. są znikome, koszty zaś specjalnego urządzenia do projekcji barwnej, w postaci niewielkiego uzupełnienia, które nieledwie własnoręcznie każdy właściciel kina będzie sobie mógł założyć do swego aparatu kinowego — są nieznaczne, nie będą bowiem przekraczać przy produkcji masowej jednego tysiąca złotych, że ponadto wynalazek swój Szczepanikowie doprowadzili do zadziwiającej doskonałości — jasnym się staje, że z chwilą wprowadzenia wynalazku w świat, nowy przewrót dokona się z niemniejszą gwałtownością, niż poprzedni.
Triumf filmu kolorowego będzie tym bardziej zupełny i bezwzględny, że nowy produkt będzie dostępny dla wszystkich, dotrze więc nawet tam, gdzie nie dotarł dotychczas film dźwiękowy; taniość bowiem produkcji, wysoka jakość produktu, oraz jego niska cena, są to, według zasad fordowskich, nieomylne znamiona dobrego businesu.
Teraz staje się dostatecznie jasnym ogromne znaczenie tego polskiego wynalazku dla naszego kraju. W tym oświetleniu sprawa filmu kolorowego nabiera znaczenia ogólnego, przestaje być własnością wyłącznie Szczepaników, a obchodzi całe społeczeństwo i państwo.
Polski film kolorowy, to setki milionów dolarów, funtów i franków, które wpłyną z zagranicy do naszego kraju i podreperują nasz bilans handlowy, to praca dla setek lub tysięcy bezrobotnych, to wreszcie znakomite narzędzie polskiej propagandy zagranicznej.
To są podstawowe hasła, które przewodzą polskiemu wynalazkowi, lecz postawmy pytanie:
– Czegośmy już dokonali w dziedzinie produkcji filmu barwnego w ciągu 5 lat, odkąd bracia Szczepanikowie ogłosili światu swą rewelację? Cośmy zrobili W kierunku wyzyskania olbrzymich możliwości, jakie przed nami otworzył wynalazek filmu barwnego?
Odpowiedź:
— Nic, absolutnie nic.
Już drugie pokolenie Szczepaników poświęca się dla tej idei, walcząc z olbrzymiemi trudnościami, by wiernie wypełnić testament ojca geniusza: zachować polskiej sławie i pożytkowi choć tę część jego dorobku, a my przechodzimy obojętnie obok tych zmagań.
Wydaje się setki tysięcy na propagandę zagraniczną, na reprezentację, stawia się dziesiątki różnych pomników, znajdujemy pieniądze na setki ryzykownych przedsięwzięć, tylko nikogo nie interesuje to, co może nam przynieść nieobliczalne wprost korzyści.
Potrafimy ze zdumiewającą energią i zapałem budować pewne rzeczy, przechodząc równocześnie bezmyślnie obok innych, częstokroć o wiele większą wartość przedstawiających.
Gdy chodzi np. o uruchomienie hurtowni wódek, momentalnie znajdują się kapitaliści, którzy rozumują nie bez słuszności, że na ludzkim nałogu zyski mogą być pewne i duże. Szkoda, że nie ma kapitalistów, którzyby zechcieli to samo rozumowanie zastosować do filmu, który podobnie, jak spirytus dla alkoholików, stał się codzienną potrzebą, nieledwie nałogiem szerokich mas.
Na challange potrafiliśmy zebrać półtora miliona złotych w rekordowym czasie, interesowali się nim wszyscy, cała Polska, — filmem barwnym nie interesuje się nikt.
A tymczasem kapitał zagraniczny już wyciąga chciwe szpony. Za miesiąc, lub dwa, Szczepanikowie, nie mogąc dłużej wegetować w kraju, odstąpią prawa Ameryce, a co zatem idzie, odstąpią olbrzymie możliwości, któreśmy mogli wykorzystać i drugie dzieło Jana Szczepanika wzbogaci krainę dolara, my zaś po roku będziemy jej opłacać nowe haracze za aparaturę i filmy kolorowe.
Ostatni zatym czas, by na alarm uderzyć, ostatni moment, by przypomnieć polskiemu społeczeństwu smutne przysłowie: cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie.
Nie możemy dopuścić, aby się ono tym razem sprawdziło.
Gdym się z tym próbował zwrócić do prasy warszawskiej, odpowiedziano mi w jednym miejscu, że poruszony temat nie ma żadnego związku z ideologią pisma, sekretarz drugiego dziennika wyjaśnił, że „pan redaktor nie jest w tej dziedzinie fachowcem”, wobec czego bezcelowym byłoby konferowanie z nim na podobne tematy, redaktor zaś trzeciego pisma powiedział mi wręcz, że „w kraju jest bieda, społeczeństwo jest ubogie i przygnębione, nikt przeto nie da pieniędzy na takie rzeczy”, on tu więc nic nie może poradzić.
Charakterystycznym jest, że organ tego samego redaktora pisał niespełna przed rokiem: „film barwny Szczepaników otwiera przed polską kinematografią niezmiernie szerokie perspektywy . . . nie pomijajmy okazji do stworzenia, własnego wielkiego przemysłu filmowego . . . od inicjatywy i dobrej woli społeczeństwa za-leży, czy utrzymamy się na tym stanowisku, czy też pozwolimy, aby przeszło ono w ręce obce.”
Stawiam więc pytanie: kto tę inicjatywę ma poddać społeczeństwu, kto jest powołanym do tego, by skierować w tę stronę uwagę społeczeństwa i kto będzie odpowiedzialnym moralnie za karygodne zaniedbanie w tym względzie, jeżeli zmuszeni warunkami Szczepanikowie odstąpią w najbliższym czasie swój wynalazek zagranicy?!
Oczywiście, szkoda o to pytać panów redaktorów, bo oni mogą tylko pisać o swoich własnych założeniach ideologicznych, sprawy zaś, w rodzaju poruszonej, w orbitę ich zainteresowań nie wchodzą to rzecz stwierdzona i udowodniona.
Zwracam się zatem tam, skąd już niejedna pożyteczna inicjatywa wypłynęła, gdzie założeniem jest to, co stanowi o pożytku państwa i społeczeństwa, zwracam się i przypominam: ostatni czas, by na alarm uderzyć! Kto pierwszy na apel ten odpowie, osiągnie wielkie zyski, oraz zadowolenie moralne, że oddał krajowi znakomitą przysługę.”
Żeby bibliotekarskiej poprawności stało się zadość informuję, że artykuł pochodzi z czasopisma „Technika, rzemiosło, wynalazki”, nr 1 1938 rok.
A za możliwość zapoznania się z nim tym razem dziękuję Bibliotece Cyfrowej Uniwersytetu Łódzkiego.
Postać Jana Szczepanika nie była mi zupełnie nieznana. Od czasu do czasu ktoś przypomni o „polskim Edisonie”. Dlatego nie będę się rozpisywał tylko zarzucę Was linkami do różnych stron opisujących życie i dokonania tego „galicyjskiego geniusza”:
Bardzo obszerny wpis:
http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/864715,Jan-Szczepanik-%E2%80%93-Edison-z-Tarnowa
Wpis o synu Jana, Zbigniewie (też pochodzący z prasy przedwojennej).
http://www.mapakultury.pl/art,pl,mapa-kultury,128196.html
Nie mogło zabraknąć Wikipedii (warta sprawdzenia jest bibliografia).
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Szczepanik
Poczytajcie sobie o tym człeku, bo warto.
rob
charliethelibrarian
Pingback: Akcja "Czytaj to, co dobre" - podsumowanie maj 2014 - Oko na kulturę