Ścieżki, które prowadzą mnie do przeczytania książek są czasem bardzo zadziwiające i pogmatwane. Czasem zwykły przypadek sprawi, że przeczytam jakąś książkę. Oczywiście tradycyjne kanały takie jak: polecenie książki przez znajomego/znajomą, recenzja na jakimś blogu, kolejna książka znanego mi pisarza także na mnie działają. Ale w tym przypadku miał miejsce dziwny zbieg okoliczności. Opowiem Wam tę historię, bo uważam, że jest ciekawa. Otóż wpierw na Wykopie ktoś wrzucił różnych lektorów czytających teksty ze „Szklanej pułapki”.
Jipikajej from Grzegorz Brzeczyszczykiewicz on Vimeo.
Niezłe prawda? Zresztą zauważyłem, że ostatnio filmiki prezentujące różnych lektorów stają się dość popularne w polskim Youtubie. Wracając do historii. W powiązanych inny użytkownik dodał film, z podpisem, że mistrz jest tylko jeden. To był ten filmik:
Musicie przyznać, że oglądanie filmu z takim lektorem na pewno skutecznie zniechęciłoby każdego człowieka do tego rodzaju odbioru zagranicznych produkcji. Mnie nie przyciągnął lektor, ale informacja, o tym, że film jest luźną adaptacją książki Rogera Zelaznego „Aleja potępienia”. Niewiele myśląc wykonałem kilka klików i świeżutki plik mobi niczym za sprawą magicznej różdżki rozgościł się na moim czytniku. I love the Internet! Książkę czytałem w języku angielskim.
Postapokaliptyczne historie to jedne z moich ulubionych klimatów. A tej książki Zelaznego jakimś cudem nie czytałem. Zresztą przecież nie mogłem przeczytać wszystkiego w szczenięcych latach. Dlatego spotkanie było zupełnie na świeżo i bez żadnych melancholijnych wspomnień i bez nostalgicznego rozrzewienia.
Świat po wojnie atomowej, Stany Zjednoczone nie istnieją, a kontynent jest zdewastowany, skażony, zniszczony niemal w całości. Straszliwe wichury przetaczają się przez ląd. Ludzkość ocalała w kilku dawnych stanach i stara się wiązać koniec z końcem.
Hell Tanner (w polskim tłumaczeniu bodajże Czart) to przestępca, morderca, gwałciciel, stręczyciel i ogólnie mówiąc typ spod ciemnej gwiazdy. Temu bardzo niegrzecznemu chłopcu postawiono ultimatum, którego raczej nie mógł odrzucić. Albo przejedzie przez „Aleję Potępienia” czyli pas zniszczonej, radioaktywnej ziemi ciągnący się przez całe dawne USA ze szczepionką dla umierającej na dżumę społeczności Bostonu i uzyska odpuszczenie win, albo resztę swojego życia spędzi gnijąc w najpodlejszej celi więziennej. Hell nie zastanawiał się długo i wybrał prawie pewną śmierć. Wyruszył więc bojowym wozem przez smagane huraganowymi wiatrami tereny tego pięknego niegdyś kraju. Po drodze przyszło mu walczyć z ludźmi, ze zmutowanymi jaszczurami, wielkimi pająkami i swoimi własnymi demonami.
„Aleja…” to bez wątpienia wciągająca książka. Jest też książką cholernie prostą. Zresztą na początku było opowiadanie, a dopiero później Zelazny rozbudował historię. Chociaż rozbudował to źle powiedziane. Pewnie wydłużył przygody Tannera dorzucając kolejne przeszkody na jego drodze.
Nie zmienia to faktu, że łyknąłem książkę w jeden wieczór. Zelazny w tej historii dał popis wirtuozerii języka angielskiego, niektóre zdania to prawdziwe perełki. A jednocześnie irytował zupełnie zbędnymi wypełniaczami w stylu całego akapitu opisującego jak Tanner zapalił papierosa, podrapał się po plecach, zgasił papierosa, pociągnął łyk kawy, zapalił kolejnego papierosa, podrapał się po kolanie, pociągnął łyk kawy, wypuścił kłąb dymu i tak dalej i tak dalej.
Pisałem, że nie byłem obarczony melancholijnym bagażem dlatego mogę stwierdzić, że to historia z ogromnym potencjałem lecz w jakiś sposób zmarnowanym lub może nie zmarnowanym, ale z potencjałem, który przez te prawie pięćdziesiąt lat od ukazania się powieści spłowiał i lekko przybladł. Motyw postapokaliptycznego świata wykorzystywany był wcześniej i później w kinie i literaturze wielokrotnie. „Aleja potępienia” klimatem przypomina „Mad Max”, renegat postawiony przez zadaniem oznaczającym wyrok śmierci to „Ucieczka z Nowego Jorku”, a cywilizacja starająca się podnieść z pyłów to „Kantyczka dla Leibowitza”. Lecz w „Alei…” to wszystko jest strasznie uproszczone i wydaje się papierowe, a przecież jest od „Mad Maxa” i „Ucieczki…” starsza.
I może przeszkadzał mi brak nadania dokładniejszych rysów postapokaliptycznej Ameryce. Coś tam wspomniano o Trzech Dniach wojny, o tym, że ludzie zasiedlili Księżyc, Mars, a nawet Tytana, ale to tylko skrawki informacji. Mało jak dla mnie za mało. W opowiadaniu takie rozbudowanie świata było niepotrzebne, jednak w książce już tak.
I powinna pozostać „Alej potępienia” – klasycznym opowiadaniem science-fiction o zniszczonym wojną świecie i easy raiderze, który naraża swoje życie nie dla sławy, nie dla pieniędzy, ale dlatego, że jest najlepszy w tym co kocha i robi czyli w prowadzeniu pojazdów przez niebezpieczne tereny.
Niemniej polecam, bo zawsze na własne oczy najlepiej się przekonać co też ten Zelazny naskrobał. I spróbujcie może opowiadania.
Agnes
charliethelibrarian
Zbyszekspir
Konrad
Pingback: Daniel Keyes "Kwiaty dla Algernona" | Blog Charliego Bibliotekarza