Józef Bliziński "Barbaryzmy i dziwolągi językowe"

Józef Bliziński "Barbaryzmy i dziwolągi językowe"

Ach! Języku mój ojczysty, wielokrotnie na tym blogu przeze mnie gwałcony, poniewierany i oszpecany. Wybacz mi polszczyzno! Czasem błędy popełniam z niewiedzy, czasem z lenistwa, często z głupoty, lecz nigdy nie popełniłem ich z nienawiści do Ciebie! Poprawę obiecuję i sięgać do słowników przyrzekam. Choć edytor tekstu podpowiada co złe, jest tylko programem komputerowym i sam w sobie inteligencji nie posiada. To ode mnie zależy czy tekst w Internet posłany nie zaroi się od barbaryzmów i dziwolągów językowych!

Czytanie starych książek pozwala chłodno spojrzeć na wiele współczesnych procesów, wydarzeń,  spraw. Na przykład na wciąż żywą i co chwilę powracającą na usta wielu językoznawców, pisarzy, dziennikarzy, publicystów dyskusję o języku polskim i jego czystości. Słowik pana Józefa Blizińskiego wpasowuje się w ten nurt idealnie. Książka Józefa Blizińskiego jest książką niezwykle interesującą i ciekawą. Słownik ów zawiera wyrazy, które autor uważa za siłą wepchnięte do naszego języka bez żadnej potrzeby. Każdy taki barbaryzm opatrzony jest krótkim komentarzem, z jakiego języka się wywodzi, co w danym języku oznacza i w jaki sposób jest używany w polszczyźnie. Autor zadał sobie trud znalezienia przykładów z literatury i prasy. I teraz jest najlepsze. Większość z przytoczonych przez Blizińskiego słów na trwałe weszła do języka polskiego. Zdarzają się owszem w tym słowniku słowa zupełnie dla mnie niezrozumiałe jak na przykład domicylowany lub pauszal. Te wyrazy nie zagościły na dłużej w polszczyźnie. Jest jednak mnóstwo innych, które mają się dziś świetnie i istnieją w najlepsze.

Ciekawe co sobie myślą dzisiejsze „elity”, że są określane takim znanym i zrozumiałym przez każdego słowem? Ha! Pan Bliziński twierdzi, że przecież po polsku można powiedzieć: wybór, kwiat czego. Nasi politycy, często przez prasę określani mianem „elit politycznych” zapewne czuliby się zaszczyceni określeniem „kwiatu polskiego społeczeństwa”, lecz co do zasadności owego stwierdzenia mam pewne wątpliwości. Lub taka „awaria”. Wyraz szalenie popularny, karierę robiący, a tu przecież można rzec: szkoda, uszkodzenie. Wyobrażacie sobie dzisiejszą polszczyznę bez „awarii”? Praktycznie zaraz za „awarią” swojskie „demolować”, jak tu pisać o kibicach bez tego słowa?

Jest oczywiście również sporo wyrazów, które na szczęście nie sprawdziły się w języku polskim i skutecznie zostały wyplenione. Chciano na dworzec kolejowy mówić wprost po niemiecku „Banhof”?  Lub taka „egzasperacja”, ki djabeł wie co ten dziwoląg znaczy…

Ktoś te wyrazy do naszego języka wprowadzać musiał. Czy można wskazać winnego? Autor bezlitośnie wskazuje na dziennikarzy, urzędników (głównie galicyjskich) jako głównych „psujów” języka. Niemal wszystkie przykłady pochodzą z prasy autorowi współczesnej. Dziennikarze często tłumacząc teksty z prasy zagranicznej starali się, aby owe teksty brzmiały poważniej, dostojniej. Dlatego wprowadzali niezrozumiałe dla ogółu słowa starając się nadać notce prasowej większej powagi. A urzędnicy to urzędnicy… Od zawsze mieli skłonności do czynienia rzeczy prostych trudnymi bądź niezrozumiałymi. Bliziński w swej książce podał mnóstwo przykładów urzędniczej nadgorliwości, głównie z Galicji.

Język żywy jest, język się zmienia wciąż. Charlie po polskiemu pisać się stara, lecz „polska język, trudna język”. Pamiętajmy o tym, że to co dziś uważamy za „oczywistą oczywistość” dawniej uchodziło za rażący błąd. Ciekawe jak polski będzie brzmiał i wyglądał za lat kilkanaście.

Jeśli znajdziecie chwilę czasu, przeczytajcie sobie tę książkę. Dostępna jest na CBN POLONA. Słownik nie jest gruby, czyta się bardzo przyjemnie i zapewniam Was, że niejednokrotnie zostaniecie zaskoczeni.

Comments (8)

  1. Odpowiedz

    Czytanie słowników może być fascynujące. Kilka miesięcy temu podczytywaliśmy z mężem znany przeciez słownik entymologiczny Brucknera. Ile tam było słów, które nic nam nie mówiły zupełnie! Dziękuję za link. Na pewno w wolnych chwilach będę zaglądała.

  2. Jacek Dehnel

    Odpowiedz

    Ohoho! Z daru Meyeta, jednego z największych ofiarodawców Muzeum Narodowego w Warszawie i paru innych instytucji! Polecam Panu poszukanie wiadomości na temat tej postaci :)

    • Odpowiedz

      Panie Jacku nawet nie zwróciłem uwagi na pieczątkę mówiącą o darze. Taki ze mnie bibliotekarz.

      Krótkie przejrzenie wyszukiwarek i rzeczywiście wyłania się ciekawa postać.

      Sprawdziłem nawet mój katalog w bibliotece i mamy jedną książkę Meyeta z 1899 roku.

  3. Pingback: Czyściciel języka alias jego puryfikator. | Blog Charliego Bibliotekarza

  4. Pingback: Jerzy Sosnowski, Jerzy Bralczyk, Andrzej Markowski, Jan Miodek "Wszystko zależy od przyimka", językoznawstwo, literatura polska, wywiad, kurwa, youtube, filmiki, blog charliego bibliotekarza, blog bibliotekarza, blog bibliotekarza charliego | Blog Charl

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.