Sto lat temu pewien dziennikarz opisał w humorystyczny sposób spotkanie z niegroźnym szaleńcem. Szaleńcem, który chciał oczyścić polszczyznę z wszelkich naleciałości językowych. Przypomniał mi ten felieton słownik „Barbaryzmów i dziwolągów językowych” Józefa Blizińskiego, który przeczytałem. W tym słowniku autor rozprawia się z dziennikarzami, którzy często ową polszczyznę kalają dziwnymi zapożyczeniami. Przeczytajcie sobie felieton, dość zabawny.
„PURYFIKATOR JĘZYKA. Do mojego stolika, który stale zajmuję popołudniu w pewnej kawiarni zbliżył się z tajemniczą miną jakiś jegomość z siwą brodą, w zapiętym szczelnie pod samą szyję czarnym surducie, skłonił lekko głową i zapytał mnie z wyszukaną uprzejmością, czy może się „przysiąść do mnie”.
Spojrzałem dookoła po pustych stołach, przy których dość było miejsca. Zrozumiał to staruszek i rzekł tonem usprawiedliwienia:
— Tak! jest dość wolnych stolików, ale ja mam szczególną sprawę do szanownego pana! Usadowiwszy się tuż obok mnie zawołał:
— Piwniczny!
— Kogo pan woła? — zapytałem.
— Piwnicznego!… po waszemu kelnera.
Poczem dopomagając sobie przyzywającym gestem zwabił kelnera i obstalował szklankę kawy, poczem zwrócił się do mnie:
— Pan jesteś dziennikarzem? Wiem o tem! Dlatego właśnie ofiarowuję panu moją znajomość, na której wiele skorzystać możesz!… Ja panie jestem czyścicielem!…
Żachnąłem się mimowoli. Siedzieć przy jednym stoliku z czyścicielem alias oprawcą nie jest rzeczą bardzo przyjemną. Z drugiej strony jednak ten poczciwy staruszek nie wyglądał na wstrętnego łapacza psów ulicznych. Mój nowy znajomy pospieszył z wyjaśnieniem:
— Jestem czyścicielem języka I… Proszę nie brać mnie za kogo innego!… Staram się piękną naszą mowę oczyścić z rozmaitych naleciałości, z niemczyzny, francuzczyzny, łacińszczyzny. To postanowiłem sobie za środek życia.
— Jak to środek? Utrzymujesz się pan z tego?
— Nie! broń Boże! — zaprotestował żywo czyściciel – środek życia – mówię w znaczeniu „cel” życia.
— Więc dlaczego pan nie powie poprostu cel” ?
— Bo to jest niemczyzna!… „Ziel” ! A Brr ! brr!… Uważa pan u mnie to „brr” zastępuje wasze „pfe!” w czem widzę również niemieckie pochodzenie: „pfuj!”… Wracając do rzeczy. Jestem nieubłagany na tej kropce!..
— Na jakiej kropce?
— Wy mówicie z niemiecka „na tym punkcie”… Otóż gdzie mogę warcholę – (pan by powiedział: agituję) — za tą wzniosłą myślenicą.
— A i był pan i w Myślenicach?
– Nie! nie byłem!… „Myślenica” jest na polskie przełożona „idea”! Ale do rzeczy ! Mogą mnie poczytywać za błędomyślnego, ale ja sobie z tego nic nie robię. Praca moja jest ciężka i niewdzięczna, tem bardziej, te nie widzę dotychczas wyskoku.
– O wyskok możemy się zaraz postarać! Kelner! dwie wódki!.., jaką pan pije?
— Ja wódki nie piję!… „Wyskok” znaczy po polsku rezultat. Pan wie z łaciny: resulto, wyskakuję!… Bo proszę pana, czyż język nasz nie jest dość bogaty, by wystarczył na określenie wszystkich pojęć bez uciekania się do obcej mowy?… Już wychodząc z kropki pięknobajdy — —
— Panie! co to jest „kropka pięknobajdy?”
— Pięknobajda to jest po polsku: estetyka.
— Acha! rozumiem! — zawołałem — niby: bajanie o pięknie !… Niech mi Pan Powie jeszcze coś ze swojego słownika! To takie zabawne!
— Zabawne? nie powiedziałbym! — odparł trochę kwaśno staruszek — to jest konieczne!…
— A więc jak pan nazwie np. logika?
— Prawomyślnia!
— A psychologię?
— Rozumie się: duchobajda.
— Ortografia?
– Pisanna!
— Pedagogika?
— Chowanna !
— A waryacya?
— Już raz zaznaczyłem: błędomyślnia !
— A pan dawno chory? Nic panu nie lepiej? No to najlepiej udaj się pan do psychiatry. On z pańskiej blędomyślni zrobi jaką mniej groźną a za to zwyczajną waryacyę. Polecam panu Żuławskiego! Bardzo, bardzo zdolny specyalista!
Porwałem za paltot, kapelusz i laskę i wybiegłem na ulicę. Na rogu dopędził mnie czyściciel mowy.
— Panie! nie mów pan „specyalista”! to nie jest po polsku! — wrzasnął za mną jak opętany — mów pan raczej: szczegółowiec!”
Kruk.
Ów dziennikarz reprezentuje w swoim felietoniku, przynajmniej ja tak myślę, postępową, nowoczesną inteligencję, która z pobłażaniem patrzy na ludzi starających się wyplenić wszelkiego rodzaju obce słowa. Jako przedstawiciel prasy zapewne sam używa w swoich artykułach mnóstwa słów z języków obcych, dlatego jego pobłażliwe nastawienie do staruszka jest nacechowane negatywnie.
Przyznam się Wam, że nie polubiłem autora tego felietonu. Wydał mi się nadętym bucem, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. Dziwna ta moja niechęć do człowieka sprzed stu lat, ale naprawdę jakoś tak nie podszedł mi ten dziennikarz.
A co Waszym zdaniem lepiej brzmi: puryfikator czy czyściciel?
Wydaje mi się, że puryfikator został w tytule użyty celowo, aby jeszcze mocniej zaakcentować niegroźną obsesję staruszka i jego niechęć do słów obcego pochodzenia.
Znalezione jak zwykle w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.
„Ilustrowany Kuryer Codzienny” nr 82, 9 IV 1913 roku.
adi
charliethelibrarian
adi
Onibe
charliethelibrarian
Fraa
charliethelibrarian