Allo, allo. Moi drodzy. Póki co to wrzesień mamy piękny i niech taki zostanie, a ja opowiem Wam dzisiaj o książce, którą według Lubimy Czytać przeczytałem już ponad miesiąc temu! Zobaczymy co zapamiętałem z moich wrażeń.
Zacznę od tego, że Becky Chambers to autorka, która przypisywana jest do nurtu tak zwanej literatury młodzieżowej tudzież z angielskiego (bo wszystko po angielskiemu lepiej brzmi Young Adults). Czy słusznie? Raczej tak. A „Daleka droga…” zbiera bardzo pochlebne opinie za zagramanicą i w Polszcze również. Pani Becky najpierw wydała swoją książkę metodą samoopublikowania (selfpublishing) na Kickstarterze, a teraz kolejne części są już wydawane w profesjonalnym wydawnictwie.
Wspomniałem o pozytywnych opiniach. Jest ich naprawdę dużo w sieci rozsianych tu i tam. Ja też dorzucę swoje trzy grosze, bo wszak mogę (jeszcze) pisać to co myślę. Zacznę od tego, że książka to przygody młodej Marsjanki (pochodzenia ziemskiego), która z różnych powodów opuszcza rodzinną planetę i dołącza do załogi „Wędrowca”, który jest statkiem tworzącym tunele czasoprzestrzenne. Załoga składa się z ludzi, ale także z innych gatunków istot inteligentnych, których we Wszechświecie jest mnóstwo. I tak zaczynają się przygody Rosemary Harper.
To tyle wstępem. Nie do końca typowa space opera (bo na wskroś pacyfistyczna) bez praktycznie żadnych walk kosmicznych. Autorka postawiła na różnorodność w równości i zza kart powieści płynie przesłanie, że przemoc nie rozwiązuje niczego, że wojna i walka to złe rzeczy, a wszyscy powinni się nawzajem szanować. W wielogatunkowym kosmosie, gdzie nie ma rasizmu, ale jest za to nienawiść do istot z innego gatunku to przesłanie brzmi jak głos wołającego w puszczy. I właśnie ta cecha najbardziej wybrzmiewała – naiwność i niewinność. I co świadczy o mnie źle – bo przeszkadzało mi to. Czy naprawdę jestem już tak zblazowany i cyniczny, że nie mogę się nacieszyć odrobiną młodzieńczej naiwności o tym, że świat powinien wyglądać inaczej. A przecież postrzegam siebie jako idealistę, który naprawdę chciałby widzieć ten świat lepszym miejscem. Dlaczego więc drażni mnie idealistyczna naiwność innych?
Ta książka to nie jest żadne arcydzieło to poprawnie i sprawnie napisana powieść z całkiem ciekawymi bohaterami, dość interesującym światem przedstawionym, momentami zabawna i teoretycznie wzruszająca. Mogę zaryzykować, że dla młodzieży idealna. Problemy i przygody bohaterów pojawiają się i są praktycznie od razu rozwiązywane. Przesłanie książki jest głębokie i w sumie mądre (jest trochę o złych politykach, dostaje się ludzkości za zniszczenie Ziemi i ciągłą gotowość do walki między sobą – czyli ogólnie to rzeczy, z którymi się zgadzam). Jest też trochę miłości i to nawet moi drodzy międzygatunkowej! Książka jest może mało dynamiczna, ale za to bardzo pozytywna.
Jak na debiut i to samoopublikowany (będę tak pisał, bo słowa selfpublishing nie lubię) uważam, że może być ciekawiej i lepiej w następnych tomach. Na przykład drugi tom już został nominowany do nagrody Hugo. Książkę czyta się baaaardzo szybko. Także ten tego, w sumie polecam.
DobraFanfikcja
charliethelibrarian
Beata P.
charliethelibrarian
Pingback: Marcin Szczygielski "Serce Neftydy" | Blog Charliego Bibliotekarza