Lektura tej książki w moim wykonaniu trwała długo. Ale nie dlatego, że książka jest nudna, zła czy słaba. Po prostu specyficzny styl narracji nie pozwalał mi się wciągnąć zupełnie. Czytając „Kamień…” czułem się tak jakbym rozmawiał z moim dziadkiem jednym lub drugim lub z babciami. Tematy, które znam z własnego doświadczenia dodatkowo sprawiały, że książka odbierana była przeze mnie jako do bólu prawdziwa.
Historia Szymona Pietruszki mogła wydarzyć się u mnie na wsi i jego żywot nie różniłby się niczym od innych żywotów z tej wioseczki. Powiedzieć, że „Kamień…” to książka o życiu jest czymś tak oczywistym jak stwierdzić, że w dzień jest jasno. Znajomych motywów, motywików było mnóstwo, gadulstwo Pietruszki sprawiało, że odnajdywałem co chwilę jakieś zagrzebane wspomnienia z dzieciństwa. Jak zaczyna się książka – Szymon idzie na targ sprzedać krowę po to żeby mieć za co wybudować grób. Bo jak wiadomo, grób musi być. Co to za człowiek, który przed śmiercią grobu nie ma już przygotowanego. Niechluj z niego i zrzuca najcięższą robotę na innych. Dlatego też gdy dziadek był chory, to z wujkami budowaliśmy dla niego kwaterę na cmentarzu. Miastowi powiedzą, że jak tak można – dziadek przecież jeszcze żył. Ale jesień już była, jeszcze ładna pogoda, jednak nie wiadomo jak długo będzie trwał słoneczny wrzesień. A później kopać tak grób w deszczu, gdzie wieje zimno i plucha. To nawet nie chodzi o wygodę kopiącego ale o robotę dodatkową jaka by nas czekała. A tak to szybko wykopaliśmy grób, wujek murarz postawił wszystko elegancko jak trzeba. Dziadek koło ojca swego spoczął, znaczy się mojego pradziadka. I kiedy na Adama przyszedł czas – miał już mogiłę jak się patrzy. Nie trza było gorączkowo szukać kogoś kto grób przygotuje. Pamiętam jak dziś, w ósmej klasie podstawówki byłem, sobota, październik marchewkę z babcią wykopywaliśmy kiedy sąsiad przyjechał i powiedział, że z dziadkiem źle i po księdza trzeba dzwonić. To dokończyliśmy tylko to cośmy mieli zaczęte, żeby porządek był i poszliśmy do domu. Sam byłem u babci wtedy bo jedna siostra na zawodach gimnastycznych była a druga nie pamiętam już gdzie się podziewała. Nic nie wygrała a jeszcze sobie nogę jakoś tak uszkodziła, że miesiąc w łóżku przeleżała. Śmiałem się później, że jak dziadek umierał to ją jeszcze popchnął za to, że marchewki nie zbiera tylko się po zawodach włóczy. Wracając do Szymona – żywot ciekawy chłop wiódł, i dużo przeżył a niezły był z niego hultaj. W partyzantce był, niejednego zabił a ze śmiercią kilka razy zatańczył tak, że ona sama się zakręciła i zamiast zabrać go do siebie zostawiała na tym łez padole. I kobiety lubił a i one go lubiły. Umiał chłop i wypić i zatańczyć a w miłości też był niczego sobie. Wiele dziewek chciałoby go za swego chłopa ale jemu ani w głowie żeniaczka. Niecierpliwy był na to za bardzo. Brały go czasem takie złości, że nie mógł się opanować i reagował jak wściekły byk. Nie myślał wtedy zupełnie – jak ja gdy rzuciłem się na gościa na zabawie we wsi. Burak będzie mi tu kozaczył i panienkę co to ją sobie upatrzyłem na wieczór zagadywał, a znał mnie i wiedział, że ja się koło niej kręcę. Skoczyłem do gościa, zdzieliłem w ryj i byłoby po wszystkim bo juchą się zalał i dalszej ochoty do walki nie wykazywał. Ale z koleżkami przyjechał i tamci doskoczyli do mnie. Dobrze, że na zabawie kuzyni moi byli to poradziliśmy sobie z hołotą i na kopach wyprosiliśmy ich z remizy. Mimo kilku uszkodzeń na moim ciele ja i dziewczynka wieczór możemy wpisać w poczet udanych. Pietruszka również z kościołem był na bakier, w gminie działał. Ślubów udzielał a robił to pięknie i zgrabnie lepiej nawet od samego księdza. Nie dziwota, że ludzie do niego garnęli i śluby w gminie brać zaczęli. Na koniec jako stary i schorowany człowiek poszedł jednak do księdza, bo przecież miejsce na grób trzeba mieć. Pietruszka szedł pełen obaw ale ksiądz przywitał go niemal po przyjacielsku i godne miejsce na pochówek za darmo oddał. Fakt ten wprawił Szymona w zdumienie. I trochę Pietruszka spokorniał ale tylko trochę.
Taka jest cała ta książka, wątki i opowieści przeplatają się, cofamy się w czasie i przeskakujemy naprzód. Dowiadujemy się mnóstwa rzeczy o świecie i człowieku. Piękne to i fascynujące. Polecam każdemu tę książkę. Można dzięki niej nabrać dystansu do nas samych i zrozumieć sporo.
„Cóż mi piekło, księże proboszczu, jak byłem na ziemi.”
P. S. Przytoczone w tekście wspomnienia należą do Charliego :)
Przemysław Pufal
charliethelibrarian
papryczka
charliethelibrarian
J.
charliethelibrarian
Miron