Bonjour, chers lecteurs! Dzisiaj będzie o książce poleconej i to tak poleconej, że okazała się strzałem w dziesiątkę, a później jeszcze ten strzał (czy też ta strzała) została przepołowiona przez kolejną. Dziękuję Evie Scribie za podrzucenie lektury, wszak ona zna się na książkach jak mało kto, skoro jest Młodą Bibliotekarką :)
Nie miałem zielonego pojęcia o czym będę czytał, nic nie przygotowało mnie więc na moc wrażeń podczas lektury. A tych wrażeń było sporo wszak pamiętnik Colasa Breugnon – stolarza z cechu stolarzy pod wezwaniem Św. Anny w Clamency, francuskim mieście w regionie Burgundii. Colas spisuje swoje przygody, a ma ich wiele, bo spisywanie na papierze swoich wspomnień to dla niego największa uciecha i wtedy jego wyobraźnia pracuje w pełni.
A człowiek ów ma co spisywać – jeden rok z jego życia przyniósł tyle wydarzeń, że starczyłoby na kilka żywotów, a Colas jest jeden, ale za to wyjątkowy. To człowiek, który twierdzi, że „nie ma smutnych czasów, są smutni ludzie.” Czy też uwielbia pić, bo „popić przed pracą, popić po pracy – to piękne życie”. Od razy złapałem nić porozumienia
z bohaterem (chociaż ja przed pracą nie popijam). Szkoda, że Colas żył w wieku siedemnastym i nie za bardzo mam możliwość go spotkać.
To wyjątkowa książka – pełna humoru, żartów z przywar bliźnich, ale też optymizmu i pogody ducha. Colas wie, że na wiele rzeczy nie ma wpływu i godzi się z tym w sposób absolutnie rewelacyjny. I chociaż życie go doświadcza mocno to on i tak w swoim uporze i stoickim spokoju (na pierwszy rzut oka niewidocznym) bierze wszystko na klatę, bo wie, że życie ma się jedno i trzeba czerpać z niego garściami.
Ale nie myślcie sobie, że Colas to rozpustnik, trzpiot, leń i rozrabiaka. To też, ale poza tym jest mądrym człowiekiem i jak w podtytule książki poczciwym. Pomaga sąsiadom, pomaga swoim dzieciom. Jest odważny w momentach kiedy odwaga dobrych ludzi może uratować miasto przed zrabowaniem, przed zniszczeniem i odważny
w momentach, gdy trzeba okazać uczucia potrzebne do łatwiejszego zniesienia nieszczęścia. To naprawdę cudny człowiek. I zazdroszczę mu jego uporu, siły i niechęci do narzekania i poddawania się losowi z nosem spuszczonym na kwitnę. Bo jego recepta na życie jest chyba najtrudniejszą do zastosowania, a jednak potrafi być najmilszą.
Poza tym Colas to nie tylko świetny fachowiec i rzemieślnik, ale też prawdziwy artysta
w swoim zawodzie. Jego meble to prawdziwe dzieła sztuki, w które wkłada całe serce
i nawet udaje mu się wielokrotnie oszukać wyższe sfery (do których stosunek ma dość ambiwalentny i szyderczy) w kwestii tego skąd pochodzą różne meble jego autorstwa.
Poza tym – uwielbia czytać. I w dodatku jest czytelnikiem totalnym. Jego dni i noce spędzone z Plutarchem to opis historii, postaci i osób, które w bujnej wyobraźni Colasa ożywają i stają się towarzyszami w jego przygodach. Te fragmenty wspomnień Colasa tchnęły autentyczną pasją i były piękne.
Polecam gorąco każdemu, bo to książka o człowieku, który „śmieje się życiu w twarz, uważa je bowiem za dobre”.
I jeszcze na dobranoc. Przysłowie francuskie z XVI wieku :)
P. S. Podobno inspiracją do napisania książki stały się notatki i korespondencja pradziadka R. Rollanda niejakiego Boniarda – ciekawa musiała to być postać.
A na koniec (co prawda Colas to nie chłop i w sumie ludzi lubił, ale ta piosenka mi strasznie pasuje – bardziej chodzi o klimat).
jardian
charliethelibrarian
Eugen