Na jednym z moich ulubionych blogów O dystopiach, którego autorka ma cudowny talent do wynajdowania prawdziwych pereł, pojawił się wpis o książce, o której zupełnie nic nigdy nie słyszałem. Zero, null, pustka totalna niczym w głowie większości polskich polityków. Zresztą o autorze tejże książki również nie słyszałem absolutnie nic. Wstyd mnie się zrobiło, bo pan Wyndham zasłużonym pisarzem jest. Napisał na przykład Dzień Tryfidów, który kojarzę tylko i wyłącznie z filmu. Z zadziwiającą jak na mnie szybkością i zdecydowaniem, za grosze zakupiłem Poczwarki na znanym serwisie aukcyjnym i to dosłownie za grosze. Po “Stalowym Szczurze” byłem wygłodniały porządnej lektury. I Poczwarki okazały się strzałem w dziesiątkę. Słuchajcie nie mogłem uwierzyć, że ta książka powstała sześćdziesiąt lat temu.
Kogo ja oszukuję oczywiście, że nie miałem problemu z uwierzeniem w datę powstania książki, gdyż Wyndham opisuje lęki jakie musiały trapić ludzi w połowie lat pięćdziesiątych. Minęło zaledwie dziesięć lat od zakończenia jednej z najgorszych, najobrzydliwszych, najbardziej krwawych wojen w historii, a świat znów stał na krawędzi czegoś jeszcze gorszego – anihilacji i zagłady.
Wyndham w Poczwarkach przedstawia wizję ludzkości po totalnej katastrofie, najprawdopodobniej nuklearnej. W jego powieści owa ludzkość to raczej strzępy, które cofnęły się w mroki barbarzyństwa i mozolnie odbudowują cywilizację tam gdzie jest to możliwe. Świat jest podzielony na strefy, w których nie da się żyć lub na miejsca gdzie jest życie, ale zwierzęta, roślinność i ludzie są poddani mutacjom. Wydaje się, że jedynym miejscem, które przypomina w jakichś sposób „naszą” ludzkość jest półwysep Labrador, na którym ludzie żyją niczym na Dzikim Zachodzie, a najbardziej technologicznie zaawansowaną rzeczą jest młyn parowy. Owi ludzie opowiadają sobie o Cierpieniu, które zesłał na Starych Ludzi Bóg za ich pychę. W swoim codziennym życiu kierują się Biblią oraz Żalami Nicholsona, książką która powstała podczas mrocznych czasów Cierpienia. Postępują według konkretnych i bardzo restrykcyjnych przykazań, które wyraźnie mówią im kim jest człowiek, jak ma wyglądać i jaka jest jedyna słuszna Norma. A każde odstąpienie od owej Normy to Dewiacja, która natychmiast musi zostać zniszczona lub wygnana. Aby zostać uznanym za człowieka trzeba posiadać rządowy certyfikat.
Poznajemy świat mieszkańców Waknuk oczyma głównego bohatera, który jest zarazem narratorem czyli Davida. Chłopak to bystry i rozgarnięty. Dobry z niego obserwator. David ma jednak swoją tajemnicę, którą dzieli z grupką innych dzieci z okolicy. Tajemnicę, która może go kosztować życie. Nie jest w żaden sposób ułomny fizycznie, nie ma widocznych na jego ciele śladów dewiacji jednak posiada zdolność porozumiewania się w myślach z podobnymi sobie. Bardzo szybko Davie przekonuje się, że lepiej nie ujawniać swojego daru czy też przekleństwa. Dzieciaków z jego zdolnościami jest kilkoro i pozostają w stałym kontakcie. Przez wiele lat udaje im się przetrwać w świecie, gdzie każda odmienność jest wypalana ogniem i traktowana żelazem. Nic jednak nie trwa wiecznie i zdolności ich grupki wychodzą na jaw. Ekipa musi uciekać na Rubieże, gdzie przebywają Dewianci i czeka na nich wiele niebezpieczeństw. Ratunek przychodzi jednak z zupełnie niespodziewanej strony, a najmłodsza siostra Davida okazuje się zbawieniem dla niego i jemu podobnych.
Jak dla mnie Wyndham mistrzowsko połączył przygodową fabułę książki z warstwą dotyczącą zagadnień moralnych, społecznych, etycznych i religijnych. Społeczność w której dorasta David to chrześcijańska sekta, która wplotła w swoją wiarę post apokaliptyczne dogmaty dotyczące jedynego, prawdziwego obrazu człowieka czyli Starych Ludzi i aby uniknąć kolejnego Cierpienia ludzie z Labradoru muszą za wszelką cenę odegnać Diabła, którego manifestacjami są zmutowane plony i ludzie. W dotrzymywaniu swoich przykazań są bezlitośni. Chociaż przestali już zabijać ludzi odmiennych, a obecnie „jedynie” ich sterylizują i wyganiają na Rubieże to jednak wielu, zwłaszcza starszych mieszkańców chciałoby powrotu dawnych czasów.
Autor powieści nie ma za grosz sympatii do tej społeczności. Odmalowuje ją jako surową, bezwzględną, moralnie podejrzaną. Nie ma w wielu tych ludziach miłości do bliźniego, a matka, która pragnie ocalić swoje dziecko od sterylizacji i wygnania jest przez swoją własną siostrę wydana rządowi. Zwłaszcza dom rodzinny Davida, który jest synem bardzo bogobojnego i ważnego w okręgu człowieka jest miejscem, w którym szczególnie przestrzega się słowa Pana. Analogia do wielu społeczności religijnych, w których rządzi bigoteria, dewocyjność oraz brak jakiejkolwiek empatii, religijność na pokaz, wydaje mi się jak najbardziej wskazana.
Szalenie podobała mi się postać Wuja Axela, który stał się sojusznikiem Davida i mu pomaga. Chłop ów był marynarzem i zwiedził inne krainy, w których widział rzeczy nie mieszczące się w pojmowaniu świata ludzi z Labradoru. Widział całe plemiona mutantów, których członkowie twierdzili, że to oni są Prawdziwymi Ludźmi, a właśnie marynarze z Labradoru są mutacją. Wuj Axel to postać sceptyczna, zdroworozsądkowa, która podważa wiele z wierzeń swoich ziomków. Wuj Axel, który neguje prawdy objawione swojego ludu z kolei wierzy, że David i jemu podobni są właśnie Starymi Ludźmi.
Świat, w którym David dorastał jest bez wątpienia światem okrutnym, surowym i bezlitosnym. Można próbować usprawiedliwiać ludzi z Labradoru, że starają się dbać o czystość gatunku i rasy (nie brzmi to dobrze, brzmi bardzo źle), w sytuacji bez precedensu, ale wuj Axel świetnie podkreśla, że tak naprawdę mieszkańcy Waknuk nie wiedzą czy są prawdziwymi potomkami Starych Ludzi, a ich wierzenia mogą być oparte na błędnych przesłankach. Nikt niczego nie powinien być pewien na tym najpiękniejszym ze światów.
Autor bardzo skutecznie dawkuje przygodową akcję, która wymieszana jest z opisem świata i niemalże filozoficznymi, ale absolutnie nie nudnymi przemyśleniami. Ta książka to przecudowna książka dla młodzieży! Dla młodzieży i nie tylko. Skoro ja trzydziestoletni młodzieniec jestem nią zachwycony.
Napiszę Wam o zakończeniu, czyli szykuje się [spoiler title=”DELIKATNY SPOILER”] w którym pojawia się cała społeczność telepatów z odległej krainy Sealand (podejrzewam Nową Zelandię). David i jego przyjaciele dowiedzieli się, że nie są sami na świecie, wręcz przeciwnie w Sealand ludzie posiadający ich zdolności nie są tępieni i prześladowani, a gloryfikowani i zachęcani do rozwijania swojego talentu. Co prawda arogancja i pogarda telepatów do ludzi z Labradoru, których traktują jak zwierzęta i pragną ich eliminacji sprawia, że ja ich nie polubiłem. Wyndham jednak odnosi do społeczności telepatów z sympatią. Być może jego niechęć do gatunku ludzkiego kazała mu uczynić z telepatów zamieszkujących Nową Zelandię nowych ludzi, którzy w proch zetrą prymitywów i na gruzach starego świata zbudują nowy lepszy. [/spoiler]
Ta książka mnie urzekła, jest w pełni ukształtowaną historią, którą czyta się bardzo dobrze. Polecam gorąco.
P. S. Dlaczego o tej książce nie słyszałem wcześniej? Tego nie wiem, ale powinno się o niej mówić w szkole. To naprawdę inspirująca do przemyśleń opowieść. Przemyśleń na różne tematy nie tylko związane z postapokaliptycznym obrazem świata.
Silaqui
charliethelibrarian
Zjadacz Liter
charliethelibrarian
Onibe
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian
rob
charliethelibrarian
Marcin Cz.
charliethelibrarian