Podczas lektury tej książeczki przeznaczonej do nauki czytania uświadomiłem sobie, że nie pamiętam, kiedy nauczyłem się czytać. Owszem pamiętam moją pierwszą samodzielnie wybraną i przeczytaną książkę (pisałem o niej tutaj), ale nie pamiętam momentu, kiedy z analfabety stałem się człowiekiem w pełni piśmiennym. nie mogę sobie tego przypomnieć za Chiny Ludowe. Mniejsza z tym. Co mnie podkusiło żeby sięgnąć po książkę do nauki czytania sprzed ponad stu laty? Zapewne to moja wrodzona ciekawość i zainteresowanie starymi wolumenami:). Co prawda do tej książeczki określenie wolumen pasuje jak kwiatek do kożucha, ale co mi tam.
Ja raczej nie czytam książek dla dzieci. Póki co własnego potomstwa nie posiadam (przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo), a dzieci z rodziny i u przyjaciół widuję zbyt rzadko żeby mieć szansę zapoznać się z ich obecnymi lekturami. Sam jednak byłem dzieckiem i klasykę znam. “Druga książka…” to mocna klasyka. Tak mocna, że chyba już nieznana. I znowu Charlie ma za zadanie wydobyć z mroków i czeluści Magazynu Bibliotecznego na światło dzienne, zapomniane dziełko, zapomnianego pedagoga i napisać wkrótce zapomnianą recenzję. Ech, co za los…
“Druga książka…” składa się z kilkudziesięciu krótkich czytanek. Niektóre są wierszykami, inne zagadkami, większość to czytanki opisujące różnego rodzaju zwierzątka, w ich naturalnym środowisku mamy więc kózkę, gołąbka, jaszczureczkę, owieczkę. Jak to w książce dla dzieci. Wszystkie te czytanki niosą przesłanie jasne i proste: ucz się i pracuj, bądź miłosierny i pomagaj bliźnim. Nie kłóć się i nie kradnij, bo inaczej umrzesz śmiercią straszliwą. No dobra, może nie straszliwą, ale umrzesz. Nie znam się na dzisiejszej literaturze dla dzieci. Dla małych dzieci. Ale chyba tam tak otwarcie się nie mówi o śmierci? Chyba, że ja już jestem przewrażliwiony, najlepsze są historyjki z morałem, w stylu wróbelek schował się w gnieździe jaskółek, one zamurowały mu wejście i hultaj zmarł z głodu. Większość czytanek wygląda w ten właśnie sposób. Ładnie opisane jakieś stworzenie, miejsce, po czym następuje lakoniczny komentarz będący morałem. Do łez rozbawiła mnie historia psów z zakonu św. Bernarda, czyli Bernardynów (no shit Sherlock!). Wzruszająca historia o Barrym, dzielnym psie, który przez dwanaście lat wiernej służby w alpejskich górach, odszedł na zasłużoną emeryturę. I tak dożył swoich dni. I kiedy dożył tych swoich dni, oto co go spotkało. Przeczytajcie sami historię Barrego:
Szkoda mi się zrobiło Barrego. Jakoś tak moim zdaniem normalne zgnicie w ziemi bardziej pasowałoby do bohatera. Ciekawe czy jeszcze tam stoi na straży?
Podczas lektury rozpoznałem kilka motywów z Jachowicza, zauważyłem również, że język tych powiastek był ciut archaiczny jak na 1907 rok. Nie zwróciłem uwagi, że miałem kolejne wydanie tej książki. Niestety nie udało mi się ustalić, w którym było pierwsze. Ale na pewno sporo wcześniej.
Czy dziś te czytanki sprawdziłyby się? Uważam, że całkiem sporo z tych rzeczy po retuszu i odświeżeniu mogłoby służyć jako czytanki. Oczywiście po bardzo starannej selekcji i dużym liftingu.
Kolejna pozycja z mroków wyniesiona na światło dzienne. Misja spełniona. Charlie może spokojnie przetrzeć nos zaatakowany wielowiekowymi grzybami i odpocząć. Uff…
Anna
charliethelibrarian
J.
charliethelibrarian
J.
charliethelibrarian
J.