Znalazłem taki dość zabawny fragment w jednym z numerów „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” z roku 1923. Przytaczam Wam moi drodzy anegdotkę o powstaniu zawodu dziennikarza. Ile w tym prawdy osądźcie sami:) Zwróćcie również uwagę na przymioty jakie charakteryzują poszczególne zawody.
„Ilustrowany Kuryer Codzienny” nr 279, 6 listopada 1923 roku.
Jak powstał dziennikarz?
„Jedno z pism francuskich wydobywa ze zbiorku egzotycznego bajek następującą o powstaniu dziennikarskiego zawodu legendę:
Pan Bóg z chaosu wydobywszy ziemię i zaIudniwszy ją ludźmi pomyślał, że byłoby dobrze, gdyby każdy własną pracą zarabiał na życie. Zalecił więc, archaniołom, by głosem surm dźwięcznych zawezwali ludzi przed niebieskie trony.
Gdy stawili się wszyscy, rozpoczął Stwórca z olbrzymiego wora obdzielać zawodami zebranych. W ten sposób jeden został stolarzem, drugi krawcem, trzeci aptekarzem…
A w nieskończonej mądrości uczynił tak, by każdy poczuł się zadowolony. Sprawiedliwie ocenił sprawność życiową każdego.
Kto miał obrotny język i piękną wymowę, został adwokatem; kto odznaczał się odwagą — żołnierzem; kto umiał szybko uciekać — kasyerem; kto lubował się w sprawiedliwości — sędzią; kto lubił „trąbić” został kapelmistrzem; kto grzeszył niedołęstwem — ministrem; kto był wygadany — kupcem; kto lubił spać został stróżem; kto się w obietnicach kochał — posłem; kto lubił bujdy — został komisarzem do walki z drożyzną; kto był powolnym i uprzejmym — radcą.
W ten sposób Stwórca rozdzielił łaskawie swe dary, dopóki nie wypróżnił się worek. Nie zapomniał też o tych, którzy mieli pokutować za grzechy i zrobił ich nauczycielami, telefonistkami, szwaczkami.
Gdy po ukończeniu podziału archaniołowie mieli go już uczcić hejnałem, z poza niebieskiego tronu odezwał się głos żałosny:
— A mnie przepomniałeś, Panie?
Stwórca brwi zmarszczył. Zapomniał rzeczywiście o człowieku, który przypadkiem czy umyślnie ukrył się za tronem, by przysłuchiwać się, a następnie odezwać z krytyką:
— Dobrze — rzekł Pan Bóg — lecz czem cię obdarzę biedaku? Worek już pusty, wszystkie zawody rozdane…
Ale po krótkim namyśle zwrócił się wszystkich ludzi:
— Musicie zrobić składkę na tego człowieka. Nie może wszak odejść bez niczego od tronu, bo zrobi się skandal i zakwestyonuje moją sprawiedliwość.
Ludziom przeciągnęły się twarze. Ale nikt nie śmiał wystąpić z odmową. Tylko jak to bywa wtedy, gdy ofiarujemy coś pod moralnym przymusem, postanowił każdy oddać najgorszą część swego zawodu…
A więc adwokat oddał mu trochę swej wymowy i sporą dozę krętactwa, artysta swoje nierealne pragnienia, żołnierz zuchwałość, nauczyciel połowę swej biedy, wszyscy uczeni po trochę swej wiedzy, dworacy ofiarowali część swej układności, poeci sporo swej fantazyi i młodzieńczego zapału, a drogerzysta odrobinę ze sztuki okpiwania ludzi, którą zdobył, fabrykując niezawodne środki przeciw łysinie.
Łatwo sobie wyobrazić, że bigos powstał z tych ofiar.
— I cóż ty biedaku zrobisz z temi okrawkami? — zapytał Stwórca z prawdziwie zasmuconą twarzą.
— Dam sobie radę — odpowiedział obdarzony ze zgryźliwym uśmiechem — zostanę dziennikarzem, by się wywdzięczyć moim dobroczyńcom!”
Zaprawdę powiadam Wam, że nic się nie zmieniło! Może poza szwaczkami i telefonistkami (chociaż praca w Call Center może być dzisiejszym odpowiednikiem pracy w centrali telefonicznej).
Pamiętajcie o posłach, ministrach i komisarzach do walki z drożyzną: oni ciągle są wśród nas.
Znalezione jak zwykle w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.
rob
charliethelibrarian
Dolina Kulturalna
charliethelibrarian