Moi drodzy czytelnicy wierzycie w zombie? Uważacie, że żywi mogą powstać z martwych i z apetytem zabrać się za wasze mózgi albo wnętrzności? Ja w zombie nie wierzę, ale w jakiś dziwny i niewytłumaczalny sposób darzę sympatią wszelkie horrory z żywymi trupami. Pamiętam jak dziś, gdy obejrzałem pierwszy film z tego gatunku. Niestety nie pamiętam ile lat miałem naonczas. Mogłem mieć niewiele ponad dziesięć wiosen. Film obejrzałem na czarno-białym turystycznym telewizorku podczas wakacji. Pamiętacie takie telewizorki? Czerwona obudowa, antena i obraz w jakości wyświetlacza Nokii 3310. Dla dzieciaka wystarczyło i bałem się jak cholera. A film to był „Powrót żywych trupów”, zombiaki wcale nie były takie do jakich przyzwyczaił wielu ludzi Romero, bo gadały i były szybkie (tego nie wiedziałem, bo film Romero obejrzałem znacznie później). Z filmu frazy „Send more cops” czy „Send more paramedics” utkwiły mi w głowie, w mózgu po wsze czasy.
Opuśćmy już krainę dziecięcych cudownych wspomnień. Wielu z Was wie czym jest zombie. To żywy trup, który pożera ludzi. Nie będę Wam tu kreślił historii tego jakże ostatnio popularnego motywu w popkulturze. Po co Wam wiedzieć o Haiti i magii voodoo, która pozwalała tworzyć własną armię zombiaków. O ludziach, którzy zapadali w śpiączkę i uznawani za zmarłych chowani byli płytko i później wygrzebywali się z ziemi niczym zwiastuny nadchodzącej zagłady. Zombie to trochę takie ghoule, tylko jedzące żywych. To wszystko Wam niepotrzebne, bo to już wiecie. A czego nie wiecie? Otóż nie wiecie, że Wojna z Zombie odbyła się. Co prawda tylko na kartach książki pana Brooksa. Nie zmienia to jednak faktu, że pan Brooks bardzo, ale to bardzo realistycznie napisał o globalnym konflikcie z żywymi trupami.
Odłóżcie na chwilę racjonalizm i wrodzony sceptycyzm. Wyobraźcie sobie, że w Chinach pojawia się „pacjent ZERO”. Pierwszy osobnik zarażony dziwną chorobą, która zamienia go w krwiożerczą bestię. Z ust toczy krwawą pianę, warczy i jęczy. Nie jest to zwykła wścieklizna ani nawet niezwykła wścieklizna. „Pacjent ZERO” jest bowiem martwy. I bardzo skłonny do podzielenia się tajemniczą chorobą z innymi. Wkrótce na całym świecie pojawią się doniesienia o przypadkach podobnych do „Pacjenta ZERO”. Rządy wielu państw zbagatelizują sprawę i ukryją zagrożenie przed obywatelami. Nietrudno się domyśleć, że totalna rozpierducha nadchodzi. Bardzo szybko ludzkość praktycznie przestanie istnieć, a niemal cały świat przejmą żądne świeżego mięska trupki.
Straszne prawda? Jak już wspomniałem to tylko fikcja i mroczna wyobraźnia pana Brooksa, który popełnił bardzo interesującą w swej formie i treści książkę. Otóż „Wojna Zombie” to zbiór wywiadów, zapis rozmów z wieloma różnymi ludźmi, którzy przetrwali Wojnę Z, zebranych przez nieznanego nam bliżej pracownika ONZ, który w dwanaście lat po zakończonym konflikcie z zombiakami miał napisać raport dla ONZ, a wyszła z tego książka.
Różnorodność tematyki, począwszy od wspomnień chińskiego lekarza, indyjskiego przemytnika, amerykańskiej nastolatki, milionera, który zbił majątek na fałszywym leku, który miał chronić przed zarazą, żołnierza, a na rosyjskim popie skończywszy. Galeria postaci przewijających się przez książkę jest naprawdę imponująca, a każda z nich dodaje coś od siebie do historii Wojny Z, przez co poznajemy coraz więcej szczegółów na temat największej katastrofy w historii ludzkości, oraz drastycznych i okropnych kroków, które ludzkość musiała podjąć by przetrwać.
„Wojna Zombie” to naprawdę ciekawa i interesująca lektura. Obnaża wiele zachowań ludzkich, którzy w obliczu końca są gotowi do zarówno najohydniejszych zbrodni jak i najbardziej bohaterskich czynów. Jedyny mój zarzut to zdecydowanie zbyt optymistyczne zakończenie, które jasno mówi, że USA jak zwykle dadzą sobie radę z każdym zagrożeniem, a duch amerykańskiej wolności i indywidualizmu pozwoli na nowo zacząć odbudowywać świat. Taki mocno amerykański happy end.
Miejmy nadzieję, że do inwazji zombie nie dojedzie, bo my w tym naszym kraju musielibyśmy się mocno napracować, aby odegnać te bestie.
Najgorsze jest, że wieloryby i tak mają przesrane.
P. S. Okładka jest z oryginalnej po angielsku napisanej książki, bo takową czytałem.
Maciek
charliethelibrarian
Anna
charliethelibrarian
charliethelibrarian
dritz
charliethelibrarian
Agnieszka
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian
Pingback: Mira Grant "Feed" ("Przegląd końca świata. Feed") | Blog Charliego Bibliotekarza