Dzień dobry. Opowiem Wam śmieszną historyjkę, jak to wybrałem sobie książkę do czytania i okazała się ona książką nie tego autora o którego mi chodziło. Otóż zafascynowany i zachwycony książkami Bułhakowa (Psie serce, Fatalne jaja) wpadłem do mojej biblio (jednej z dwóch, w której pracuję – taki ze mnie aktywny bibliotekarz). I zgarnąłem wszystko z półki co miało na grzbiecie nazwisko Bułhakow.
I dopiero w domu zobaczyłem, że oprócz Białej gwardii, Zapisków na mankietach i Czarnego maga znajduje się książeczka, która nijak nie pasuje do reszty. Okazuje się, że i owszem Bułhakowa zgarnąłem, ale nie Michała, a Mikołaja, któren to Mikołaj pisarzem, dziennikarzem, felietonistą radzieckim a raczej sowieckim był.
Pomyślałem sobie – trudno panie Mikołaju jak już Cię przytargałem to i przeczytam coś tam naskrobał. Krótko mówiąc to zbiór krótkich historyjek, anegdotek krążących wokół tematu dzieciństwa, szkoły, wychowania, ale też przejścia w dorosłość i samego dorosłego życia. Nie są to jakieś bardzo wybitne i rzucające na kolana opowiastki, ale mają swój urok.
Jest w nich mowa o zakłamaniu świata dorosłych, o szkole, która wszystkie dzieci przycina do jednego ogólnie przyjętego wzorca i nie zostawia wiele miejsca na swobodę, wolność myśli i tak modne ostatnio słowo – kreatywność. Jest trochę sentymentalnie i ironicznie, ale bez większego polotu.
Dodajmy, że mowa w tych opowiadaniach o szkole sowieckiej, która starała się wychować obywatela posłusznego i ślepo oddanego państwu komunistycznemu. Jak jej to wychodziło nie mnie to oceniać. Lecz czasem z tych krótkich anegdotek pobrzmiewał dla mnie fałsz. Fałsz, że wszystko jest ładnie, miło, a szkoła sowiecka jest jak każda inna szkoła. Wybaczcie, ale znając trochę podwaliny, na jakich był budowany socjalistyczny raj, jakoś tak nie mogę patrzeć na to w inny sposób niż poprzez pryzmat łagrów, gułagów i milionów ofiar. Doskonale zdaję sobie sprawę, że lata siedemdziesiąte w Sowietach to nie to samo co lata dwudzieste i trzydzieste, ale ta historyczna zadra we mnie tkwi. Poza tym w historyjkach czuć siermiężność, którą jedynie socrealistyczny raj mógł wypracować. Nie jest to jakiś specjalny zarzut, ot stwierdzenie faktu.
Oprócz anegdotek jest też dłuższy fragment, w którym autor wspomina swoje podwórko, kamienicę, w której dorastał. Ogólnie opisy okresu dziecięctwa i małoletniości to są najlepsze fragmenty w całej tej krótkiej książce. Zaprawione prawdziwą tęsknotą za dzieciństwem, w którym nie było polityki, historii, kłamstwa, a jedynie życie – beztroskie i wspaniałe.
To są najlepsze fragmenty w tej książeczce, którą przeczytałem przez przypadek. I nie wiem czy polecać, czy nie polecać. Jeśli będziecie z półek bibliotecznych zgarniać Bułhakowa to jak Wam przez przypadek się zaplącze ta książka to na pewno jej przeczytanie Wam nie zaszkodzi.
P. S. Aha i jeśli wejdzie się na lubimyczytac.pl na stronę tej książki to rzeczą, która rzuca się w oczy przy jej recenzjach jest to, że czytelnicy sięgnęli po nią tak jak ja – przez przypadek i przez konotacje z Mistrzem Michałem:)
Agata Adelajda
charliethelibrarian
Agata Adelajda
charliethelibrarian
Ambrose
charliethelibrarian
Pingback: Michaił Bułhakow "Notatki na mankietach" | Blog Charliego Bibliotekarza