O Fatalnych jajach Bułhakowa słyszałem i czytałem to tu to tam. Odkładałem lekturę tego opowiadania na świętego Nigdy, aż na blogu Setna strona jego autorka zamieściła nie tylko swoje wrażenia po lekturze, ale także bezpośredni link do Wolnych Lektur (ja też to w tym momencie czynię), z których można ściągnąć sobie ten utwór. To był impuls, który pozwolił mi dzięki kilku kliknięciom zdobyć elektroniczny egzemplarz i już nie było wymówek, trzeba było zacząć czytać. Za co autorce bloga – Agacie serdecznie dziękuję.
Zacznę od tego, że Wam powiem moi drodzy Czytelnicy, że to było dobre. To było naprawdę dobre. Opowiadanie napisane równo osiemdziesiąt lat temu sprawiło mi wiele radości, ale także zmusiło do refleksji nad naturą szeroko pojętej zmiany i rewolucji. Fatalne jaja (w oryginale Rokowyje jajca) nie są dziełem przełomowym, łamiącym stereotypy czy też ogłaszającym nową jakość w literaturze. Wręcz przeciwnie – już wtedy w latach dwudziestych takie nie były. Ale utwór ten ma swój rytm, ma swój cel i jest bardzo, bardzo dobrze napisany.
Perypetie profesora Piersikowa – zoologa, który przeżył rewolucję bolszewicką i nic go na tym ziemskim łez padole nie obchodziło poza jego cennymi okazami płazów, a do samej rewolucji miał stosunek można rzec bardzo obojętny.
Przeszły jednak rewolucje i zawieruchy, nowy porządek okrzepł i zaczęło się robić normalno, a profesor Piersikow mógł wrócić do tego co kochał najbardziej – czyli do hodowli gadów i płazów i do eksperymentów na owych. Przypadkiem profesor odkrywa czerwony promień, który nakierowany na żywy organizm powoduje jego gwałtowny wzrost i zwiększa gabaryty nowo narodzonego stworzenia. Promień wydobywa również z tych organizmów najgorsze cechy – stają się drapieżne, krwiożercze, złośliwe i wstrętne.
Wieść się szybko rozchodzi i czerwony promień postanowieniem najwyższej kremlowskiej władzy zostanie wykorzystany, mimo ogromnych protestów profesora, który twierdzi, że właściwości promienia nie zostały dostatecznie zbadane.
Bułhakow w krótkim opowiadaniu świetnie wykorzystał pomysł rodem z Wellsa i jego Pokarmu bogów, ale dopasował go do warunków jedynego słusznego ustroju. Ta historia jest zabawna, ironiczna, jest satyrą na lata dwudzieste w republice Rad. Czasem jednak przebijają tam takie motywy jak gdyby to był alternatywny świat. Na ulicach Moskwy są mówione gazety, służby bezpieczeństwa posługują się elektrycznymi rewolwerami i pełno jest takich drobnych niuansów. Może Bułhakow przemycił takie akcenty, żeby w razie czego móc się bronić, że przecież to wszystko zmyślone i to nie jest nasz świat. Niemniej czytało mi się Rokowyje jajca znakomicie i jestem zachwycony.
Chciałbym tylko powiedzieć, że mimo akcentów satyrycznych, ironicznego i czarnego humoru opowieść nie kończy się dobrze. Na końcu i tak wygrywa rozszalały motłoch i zdziczały tłum, a przegrywa racjonalizm i rzeczowość. To jest naprawdę smutne.
Pingback: Michaił Bułhakow "Diaboliada" | Blog Charliego Bibliotekarza
Ambrose
charliethelibrarian
Onibe
charliethelibrarian
Pingback: Michaił Bułhakow „Notatki na mankietach” – Blog Charliego Bibliotekarza