Dzień dobry, chciałbym Wam powiedzieć, że ostatnio zgubiłem jakoś ścieżkę, według której poruszam się po literackich szlakach. Coraz większą rolę zaczynają odgrywać przypadkowe wybory, polecanki, a także prezenty. I takim bardzo miłym zaskoczeniem okazał się Nadzór Fletchera.
Ale będę z Wami szczery – na początku książka wydała mi się sztampowa, oklepana. Bo cóż dostajemy – kolejne urban fantasy osadzone w XIX – wiecznym Londynie i Anglii, gdzie mamy siły Zła (przez duże Zet) oraz Dobra (przez jeszcze większe De), które ścierają się w odwiecznej walce. Dodatkowo istnieją dwa światy – zwykłych ludzi, którzy o magii nie mają zielonego pojęcia i ponadnaturalny, gdzie magia, obdarzone jej mocą istoty oraz ludzie mają się nadzwyczaj dobrze. I jest jeszcze tajemnicze Bractwo (przez duże Be), którego zadaniem jest ochrona zwykłych śmiertelników przez zakusami Złego.
Także sami możecie dostrzec tutaj pewien schemat, wzór, który mnie wydawał się oczywisty (a ekspertem od tego rodzaju książek nie jestem) i byłem dość sceptyczny jeśli chodzi o moje zainteresowanie ową powieścią.
I tak było przez pierwszych kilkadziesiąt stron, gdzie zostały przedstawiane kolejne dramate personae. Co akapit utrwalałem się w przekonaniu, że rozgryzłem tę książkę i mnie niczym nie zaskoczy, a ja taki mondry i oczytany. I w sumie książkę rozgryzłem, tylko kurczę gdzieś po drodze tak się wciągnąłem, że łyknąłem te pięćset stron nawet nie wiedzieć kiedy! Fletcher mnie złapał jak rosiczka jakąś biedną muchę czy też innego owada. Bo owszem książka nie jest w swej naturze odkryciem ani autor nie wykorzystał super genialnego pomysłu, ale czyta się ją bardzo dobrze.
Fletcher stworzył ciekawą, barwną i wciągającą opowieść. Z bohaterami, z którymi raczej nie można się utożsamiać, którzy są być może trochę zbyt przewidywalni i ja nie zauważam w nich głębi, ale naprawdę ich przygody potrafią wciągnąć.
Brakuje mi w tej książce humoru, niby się pojawia, ale jest jakiś taki miękki, słaby i bez ikry. Wiem gdzie występuje, ale jakoś mnie nie śmieszy, a zauważyłem ostatnimi czasy, że potrzebuję konkretnej dawki mocnego, ironicznego, czarnego humoru, albo takiego z jajem, żeby coś mnie się spodobało. Mam nadzieję, że takie podejście nie będzie mi zbytnio przeszkadzać w czerpaniu radości z czytania książek, które niekoniecznie zawierają taki humor.
Napiszę, że w ogólnym rozrachunku książka Fletchera wciągnęła mnie, zainteresowała i dała mi dużo dobrej rozrywki. Śmierdzący Londyn, prostytutki, pijacy, złodzieje, mordercy, a do tego jeszcze dusiołki, telepaci, władcy zwierząt, przechodzenie przez lustra, wiele wymiarów, magia żelaza i magia rzek – na plus, na plus. Nie wiem czy Wam polecać, bo to może być książka raczej dla miłośników gatunku, ale w sumie poprzez swoją otwartość i nie nachalność może się spodobać tym, którzy nie próbowali urban fantasy.
Dodam, że Fletcher napisał tak zwaną Trylogię Nadzoru, a więc są jeszcze dwie książki, które być może ukażą się po polsku i ja na pewno sobie przeczytam.
Pawel.M.
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian