Ahoj, żeglarze wszechoceanu internetowego! Czy wichry wiejące wśród światłowodów nie zmąciły Wam waszych przeglądarkowych szlaków? Jeśli nie i czasem tutaj zaglądacie to podzielę się z Wami krótką refleksją o bardzo ciekawej książce.
A o tej książce dowiedziałem się, gdy przeczytałem wywiad z Andrzejem Pilipiukiem na portalu booklips.pl. Możemy w wywiadzie tym przeczytać o literackich inspiracjach i książkach młodości pana Andrzeja. I tam właśnie została wymieniona książka będąca tytułem posta. Przyznam się, że w życiu o niej nie słyszałem, ale wiedziony ciekawością wypożyczyłem ją u siebie. Egzemplarz dość leciwy, bo z 1966 roku. Ale z całkiem fajną okładką.
Nie miałem pojęcia o czym będzie ta książka, nie miałem pojęcia kim jest jej autor, a jedyną wskazówkę dał mi Pan Andrzej wymieniając Gagatka jako jedną z bardzo ważnych dla niego książek z okresu dorastania A więc byłem czysty i nieskażony żadnymi uprzedzeniami ani oczekiwaniami. I zobaczyłem, że podejście takie dobre jest i podejście takie chciałbym mieć zawsze, ale niemożliwe w większości przypadków ono będzie, bo człek swoje już przeżył.
Wracając do książki – to historia chłopca dorastającego na gruzińskiej wsi, którego wychowuje babcia i dwóch nieźle zakręconych wujków. Przez całą książkę doświadczamy szalonych przygód, mocno niebezpiecznych dowcipów i gagów, które w dzisiejszym świecie zyskałyby pewnie miano pranków i idealnie nadawałyby się na kanał na Youtube (sam żałuję, że tak spłyciłem te żarty wujaszków i głównego bohatera Zurabę, ale to znak czasów).
Słuchajcie tę książkę czytałem z czystą przyjemnością. Łobuzerskie wygłupy Zuraba, jego wujków to po prostu cyrk na kółkach. I chociaż z pedagogicznego punktu widzenia (jestem wszak nauczycielem bibliotekarzem) Zuraba raczej nie jest wzorem godnym do naśladowania (pije z wujkami równo – czy to wino, czy to czaczę, czasem też ordynarnie wódkę – tak się żyje na tej gruzińskiej wsi) to jest jednak chłopakiem bystrym, szczerym i dobrym taką prostą dobrocią, bo jeśli spojrzeć pod względem norm społecznych to Zuraba chłopcem bywał niegrzecznym i swej babci przysparzał mnóstwa kłopotów, ale kochała go ona całym sercem, nawet wtedy, gdy gałganem przez plecy go tłukła.
To prosta, zabawna i przede wszystkim mądra książka. Wydaje mi się, że została napisana przez dobrego obserwatora ludzi i czasów. I chociaż na pozór mamy przedstawioną idylliczną wioskę w Gruzji to czytając z dzisiejszej perspektywy
(a i pewnie z perspektywy lat minionych) można dostrzec uchybienia i błędy systemu,
w którym Zuraba dorastał. A i można się dopatrzeć nawet krytyki owej najlepszego ustroju w historii ludzkości (scena walnego zebrania mieszkańców wsi i wybierania nowego prezesa kołchozu jest przecudowna).
Jest też oczywiście trochę zawoalowanej propagandy (wszak akcja książki toczy się również podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej), ale naprawdę to drobnostka.
I chociaż Zuraba wśród nauczycieli nie ma dobrej opinii (przytoczę Wam fragment
z zebrania Rady Pedagogicznej, na której nauczyciele wypowiadają się co myślą
o Zurabie) to ciężko nie zauważyć, że jest ogarniętym chłopakiem. Zaczyna nawet wiersze pisać i udaje mu się dostać na studia do Tbilisi. Ostatnie strony książki to wzruszająca i chwytająca za gardło scena, w której babcia żegna się ze światem.
Gdyby nie wywiad z Pilipiukiem w życiu nie usłyszałbym o tej książce. Jestem bardzo zadowolony, że ją przeczytałem. To była taka miła odskocznia od codzienności. Polecam gorąco. Jest w tej książce i radość i smutek i żal i szczerość. I dużo, dużo humoru.
A tutaj macie wspomniany protokół z Rady Pedagogicznej:
[…] Jak sprawuję się w szkole? Istnieje oficjalny dokument dotyczący tej sprawy. Wygląda on mniej więcej tak:
Protokół rady pedagogicznej takiej to a takiej szkoły średniej z dnia 18 marca 1940 roku.
Wszyscy wykładowcy byli obecni. Wysłuchano uwag wychowawcy klasy szóstej o sprawowaniu się ucznia tej klasy Zuraba Waszałomidze. Potem wypowiadali się:
Nauczyciel fizyki: — Nie istnieje w przyrodzie energia, która mogłaby podziałać na Waszałomidze. Ten chłopak to pogrążone w cieczy ciało, na które nie działa żadna siła.
Nauczyciel matematyki: — Waszałomidze to dla mnie równanie o stu niewiadomych. Nie podejmuję się go rozwiązać.
Nauczyciel chemii: — Żadnej reakcji! Siedzi i tylko nerwy szarpie. Z niego to taki dziwny papierek lakmusowy, który nigdy nie czerwienieje.
Nauczyciel języka rosyjskiego: — Moim zdaniem to po prostu idiota.
Nauczyciel geografii: — Wiadomości Waszałomidze nie mają żadnych uchwytnych kształtów. Chłopiec jest albo niedorozwinięty albo niedożywiony.
Nauczyciel historii: — Jest raczej przedstawicielem epoki kamienia łupanego niż cywilizacji XX wieku. Zupełną niemożliwością jest uchwycić choćby jeden taki moment, w którym Waszałomidze uważa na lekcji. Żadnych postępów w nauce. Waszałomidze to po prostu najciemniejsza figura w dziejach klasy.
Woźny: — Uwzięliście się na biedne dziecko. Jeżeli jest taki, jak mówicie, to dlaczego przepuszczacie go z klasy do klasy!
Zastępca dyrektora do spraw pedagogicznych: — Nikt się ciebie nie pyta. Twój obowiązek to przychodzić na czas, dzwonić i tyle!
Nauczyciel gruzińskiego (mój bliski krewny): — Nie rozumiem was! Można pomyśleć, że Waszałomidze posiada same tylko wady! Kto według panów jest w klasie lepszy od niego? Może pierworodny dyrektora? Same piątki, a drugiego takiego idioty jeszcze w życiu nie spotkałem! Na lekcjach siedzi jak puszczyk w dziupli!
Nauczyciel gimnastyki: — To dlaczego ty stawiasz mu piątki?
Nauczyciel gruzińskiego: — Spróbowałbym nie postawić!
Zastępca dyrektora do spraw pedagogicznych: — A co ty nam powiesz, Waszałomidze? Waszałomidze: Że nauczyciel gruzińskiego ma zupełną rację.
Zastępca dyrektora do spraw pedagogicznych: — Bałwanie! Nie o to pytam! Co masz do powiedzenia w swojej obronie?
Waszałomidze: — Proszę mi jeszcze tym razem wybaczyć, a na przyszłość będę już grzeczniejszy.
Nasłuchawszy się takich uwag o własnej osobie zacząłem już powątpiewać o swoim zdrowiu i równowadze psychicznej, lecz szczęśliwy przypadek rozproszył moje podejrzenia. […]
DobraFanfikcja
charliethelibrarian