Są takie książki, które czyta się z prawdziwym zadowoleniem, bo człowiek dostaje kawałek historii tak sprawnie przedstawionej, w tak świetny i ciekawy sposób napisanej, że pogrąża się w niej, wsiąkając coraz bardziej i bardziej, a podczas czytania uświadamia sobie, że właśnie obcuje z Literaturą (przez duże EL). Czytasz i nagle czujesz jakbyś tam był, kibicujesz bohaterom, przeklinasz ich niemądre wybory i z niecierpliwością przebierasz kopytkami, żeby tylko przeskoczyć na następną kartkę. Chciałbyś tę książkę wciągnąć nosem jak kreskę tabaki (tylko takie kreski w życiu wciągałem). Ja miałem tak z „Koniokradami” Faulknera. I chociaż moja przygoda z panem Williamem rozpoczęła się raczej chłodno. Patrz „Azyl” to „Koniokradami” jestem zachwycony.
Ostatnia książka Faulknera, zapewne mocno autobiograficzna. W skrócie: za sprawą dziadka opowiadającego wnukowi przygody z lat młodzieńczych, cofamy się do roku 1905 na głębokie amerykańskie Południe, gdzie w niewielkim miasteczku Jefferson żyje sobie biały i bogaty jedenastolatek, gdzie automobil kupiony przez bogatego dziadka jedenastolatka jest ogromną sensacją i stanie się przyczyną podróży, w którą on i dwóch jego towarzyszy: biały Boon Hooganbeck i czarnoskóry Ned wyruszy. I ta podróż (mocno nielegalna), te kilka dni spędzonych z dala od rodzinnego domu, wprowadzi dzieciaka w świat dorosłych. W świat kłamstwa, burdeli, alkoholu i przemocy, ale jednocześnie umocni go wewnętrznie i da mu dużo odwagi. Chłopak, który do tej pory znał Cnotę wpadnie w sidła Nie-Cnoty, która uwiedzie go bezapelacyjnie i prawie do samego końca.
Świat amerykańskiego Południa, którego już nie ma (chyba), którego ja z mojej perspektywy nigdy nie zrozumiem i nie pojmę. Ten świat oczami jedenastolatka wydaje się być doskonale ułożony. Murzyni przyjmują tam nazwiska swoich dawnych właścicieli i w pewien sposób czują się spokrewnieni z białymi. Szacunek i dżentelmeńskie zasady panują wszędzie, a kto ich nie przestrzega może liczyć się z ostracyzmem społecznym. Każdy zna swoje miejsce i każdemu w tym miejscu w miarę dobrze. Tak to widzi jedenastolatek. Życie trzeba brać za bary, każdy musi pracować i zarabiać na swoje utrzymanie, nawet jedenastolatek, chociaż on akurat ciężkiej pracy nie ma. Chodzi o zasady. Historia białych rodzin sięga wielu lat wstecz, pamięć o wojnie secesyjnej wciąż jest świeża (przypominam, że akcja dzieje się w roku 1905).
Wszystko w tej czytanej książce jest składne, jest mądre i interesujące. Można się szczerze roześmiać, ale można też się wzruszyć (tak naprawdę można się wzruszyć). To ostatnia książka Faulknera napisana kilka miesięcy przed śmiercią, otrzymał za nią nagrodę Pulitzera; bardzo słusznie zresztą moim skromnym zdaniem.
Polecam gorąco.
A ja odkryłem nową zabawkę:) Jest taka stronka www.quozio.com, która generuje słitaśne grafiki z mądrymi cytatami. Bardzo to proste w obsłudze jest. Dlatego prezentuję Wam jeden z cytatów z „Koniokradów” w tej właśnie formie:
Dolina Kulturalna
charliethelibrarian
Anna
charliethelibrarian
Witek