I znów książka Łukasza Śmigla. Została mi tylko antologia „Demony” i będę miał przeczytane wszystko tego autora co wyszło w formie książkowej wydane pod jego nazwiskiem, bo opowiadań to on napisał całkiem sporo, porozrzucanych po różnych antologiach i czasopismach. O czym jest „Muzykologia”? Pozwólcie, że powiem Wam tylko, że to przyjemnie opowiedziana, bardzo sprawnie i ciekawie napisana historia młodego mężczyzny i kilku dni z jego życia, podczas których jeden związek mu się rozpadł i zaprzepaścił szansę na drugi, ale na szczęście wierni przyjaciele byli z nim przez cały czas. Przetykana świetnymi anegdotami z dzieciństwa, z okresu dojrzewania i przede wszystkim z życia muzyków różnych i maści wszelakiej.
Co się rzuca w tej książce to miłość do muzyki, wręcz obsesja związana z muzyką, jej odbieraniem, słuchaniem i odczuwaniem. Ja muzykę lubię, słucham jej, od lat jestem zagorzałem fanem kilku zespołów w tym najważniejszego dla mnie czyli Kultu, ale przyznam się Wam, że gdy czytałem o rytuale kupowania płyty, oglądania okładki, a później odsłuchiwania nagranych kawałków miałem wrażenie, że mówi do mnie jakiś lekko skrzywiony psychicznie człowiek. Moje odczucia były podobne jak prokuratora Szackiego z „Ziarna prawdy”, który nie lubił ludzi z jakimkolwiek hobby, z pasją i nie lubił żadnych –filów. Ja sam –filem nie jestem (no może bibliofilem, ale takim raczej ugrzecznionym) dlatego pewnie tak ciężko mi zrozumieć postępowanie głównego bohatera.
„Muzykologia” to opowieść prosta, napisana dobrym i interesującym stylem. To historia o miłości, o próbach zrozumienia kobiet i próbach ułożenia sobie życia. Napisana jest z perspektywy mężczyzny, dlatego na życie patrzymy w niej z męskiego punktu widzenia (helloł!).
Czułem pewną więź z głównym bohaterem (podobny rocznik, podobne lata dorastania i podobne doświadczenia z lat młodzieńczych) piszę podobne, bo nie takie samo. U mnie szaleńcza miłość do muzyki nie zaskoczyła i moje serduszko raczej skłania się ku uciechom stołu, a dokładniej baru.
Książka Śmigla jest przyjemną, fajną historią, którą dobrze się czyta w jesienny wieczór. Zupełnie inna od pozostałych jego książek, które przeczytałem dotychczas, co wcale nie oznacza, że gorsza.