Uwaga! Uwaga! Wnimanije! Kto jeszcze dyszy i żyw jest, kogo nie wykończyło NKWD, KGB i inne groźnie brzmiące skróty, ten chcąc przetrwać w radzieckiej Rosji, ratunku szuka w Armii Czerwonej – bo Armia Czerwona jak matka, surowa lecz kochająca. Matka, która nakarmi lecz wymaga za to bezwzględnego posłuszeństwa. Przygarnie wszystkich, którzy chcą służyć swojej komunistycznej Ojczyźnie. Nie patrzy na pochodzenie, wszystkich traktuje równo. Nie przeszkadza jej czyś Kozak, Tatar, Mongoł, Kirgiz czy Gruzin – jeśli tylko rozumiesz słowa: Do ataku i URRRA! to z ochotą powita Cię w jednej wielkiej, szczęśliwej żołnierskiej rodzinie.
I takim młodym, chętnym przygód chłopcem, był kadet Rezun Władimir Bogdanowicz, który trafił pod kochające lecz wymagające skrzydła Krasnyj Armiji. Przeżywa tam „najpiękniejsze” lata swojego życia.
To tyle słowem wstępu, Wiktor Suworow (to właśnie ów Rezun), rosyjski agent, który zbiegł na Zachód zaczął spisywać swoje wspomnienia pod koniec lat siedemdziesiątych. „Wyzwoliciele” to jego pierwsza książka wydana na Zachodzie. Opisuje ona życie jakie musi prowadzić żołnierz Armii Czerwonej. Niestety życie to dalekie jest od tego pokazywanego na plakatach propagandowych. Pełne sadyzmu, wyczerpujących ćwiczeń fizycznych oraz psychicznych. Gdzie zupełnie nieprzystający do rzeczywistości regulamin jest powodem cierpień wielu ludzi. Okrutne metody szkoleniowe, które po prostu są bezsensu to chleb powszedni każdego żołnierza. Suworow opisuje w formie esejów, szkiców literackich mnóstwo, nie wiem jak to określić, anegdot, historyjek a może opowiastek (po prostu te określenia wydają się zbyt błahe jeśli się weźmie pod uwagę ich treść). Opisując absurdy radzieckiej armii Suworow przytacza zarówno groteskowo śmieszne i zabawne historie jak i śmiertelnie poważnie opisuje nadużycia, przekręty oraz przestępstwa jakich dopuszczali się radzieccy żołnierze i ich dowódcy.
Czytając tę knigę, wielokrotnie kręciłem głową z niedowierzaniem. Tyle jest w niej opisanej głupoty, debilizmu, że aż strach człowieka bierze, gdy sobie pomyśli co zdziałałaby Armia Czerwona gdyby mogła wykorzystać w stu procentach swój potencjał.
Sprzęt, pieniądze, wysiłek ludzi marnowany dla kaprysu dowódcy lub wysokiego członka partii. I nie mam na myśli tutaj wyprawy po hamburgera dla posłanki tylko ogromne manewry wojskowe, przygotowywane tylko po to by Komitet Centralny mógł się pochwalić jaka ta Armia Czerwona jest super wyszkolona. I pomyśleć, że w rękach tych ludzi spoczywał los całego świata. Chyba musi istnieć jakaś wyższa instancja, bo inaczej dawno hulałaby po naszej planecie Zima Atomowa a karaluchy ogryzałyby nasze szczątki jednocześnie formułując koncepcję Bytu jako filaru ich filozofii.
Suworow opisuje również w książce interwencję Armii Czerwonej w 1968 roku. Opisuje ją jako wielką, chaotyczną operacją. Gdzie zmarnowano pełno sprzętu, czasu i pieniędzy. Oni naprawdę byli przygotowani do walki z NATO.
Książka zabawna lecz jednocześnie śmiertelnie poważna. Naprawdę wiele razy szczerze się uśmiechnąłem, jednak często po śmiechu następowała właśnie refleksja w stylu: Chryste Panie! Toż to nie może być prawda. I tak sobie jeszcze myślałem podczas lektury, że skoro to była pierwsza książka Suworowa to czy nie ściemniał on czasem trochę aby przypodobać się czytelnikom na Zachodzie a jednocześnie ośmieszyć ZSRR. Książka jednak wydaje się zbyt absurdalna by została wymyślona.
Zdecydowanie bardziej podobała mi się niż „Akwarium”, polecam każdemu, naprawdę każdemu.