Druga część cyklu „Dominium Solarnego” Kołodziejczaka. „Schwytany w światła” Zajdla za rok 1999 nie dostał, ale powieść była nominowana. Co u mnie rzadkie spełniłem obietnicę jaką złożyłem po przeczytaniu pierwszej części, że postaram się poznać drugą. I udało mi się! Niech biją dzwony, orkiestra niechaj gra „Marsza Triumfalnego” z „Aidy” Verdiego, a dziewice sypią kwiatki pod stopy me. Bom dokonał niemożliwego otóż byłem przeczytałem kolejną książkę! W jakimś tam logicznym porządku. I nawet nie minęło pół roku, od momentu, gdy skończyłem „Kolory Sztandarów”. Kliknijcie w link jak chcecie się dowiedzieć o co chodzi w cyklu Kołodziejczaka, bo w tym wpisie za dużo szczegółów nie będzie.
Aha i jeszcze informacja. Dzisiejszy wpis zapełnią ilustracje z księgi „Prodigiorum ac ostentorum chronicon…” z roku 1557 dostępnej w Internet Archive Book. W luźnym tłumaczeniu początek tytułu książki brzmi: „Kronika cudów i zapowiedzi…” polecam Wam gorąco przejrzenie tej książki. Są tam rzeczy, które filozofom się nie śniły. Zaiste ludzie od zawsze mieli fantazję i wyobraźnię wcale nie gorszą, a może i nawet większą.
„Schwytany…” zaczyna się tam gdzie kończą się „Kolory…” (w sumie dość logiczne). Daniel, tanator, Niezłomny, który walczył zarówno z Korgardami jak i Dominium Solarnym, zmaltretowany wirtualnym więzieniem, podłamany i zniechęcony postanawia zostawić system ojczysty i udać się na tułaczkę po Wszechświecie. Ale jak to bywa w świecie przyszłości nie jest mu dane zapomnieć o walce i przeznaczenie dopada go znienacka jak po złym posiłku sraczka (ależ elokwencja panie Charlie, brawo!). Daniel ponownie trafia w samo centrum wydarzeń i ma okazję do przeciwstawienia się ZŁU! Zarówno w ludzkim wymiarze jak i w tym Obcym.
Pierwsze strony „Schwytanego…” nie sprawiły, że moje serduszko mocniej zabiło. Autor zaczął bombardować opisami udziwnień i modyfikacji jakie sobie ludzie fundują, bo mogą i przez chwilkę przytłoczył mnie. Było tego zbyt dużo i niektóre „udoskonalenia” wydawały się wręcz absurdalne i groteskowe. Później już było znacznie lepiej i dostałem książkę pełną akcji i ciekawych pomysłów.
W uniwersum Kołodziejczaka, może nie drażni, ale lekko irytuje mnie pewien dysonans. Mamy rasę ludzką rozciągniętą po dość znacznym obszarze Galaktyki, w wielu przypadkach modyfikacje genetyczne oraz cybernetyczne zaszyły tak daleko, że można już mówić o podgatunkach Homo Sapiens, ale i tak zadziwiająco tradycyjnie wyglądają owe społeczeństwa ludzkie. Nawet sieciowcy, którzy są połączeni na stałe z intergalaktyczną Siecią świetnie odnajdują się w niemalże dwudziestowiecznym społeczeństwie.
Co jest perełką w tej książce i było perełką w poprzedniej. To tło. To drobne wzmianki o wydarzeniach z przeszłości, wojnach, osobach i tym podobne. Uwielbiam takie rzeczy, dzięki nim otwiera się całe spektrum nowych możliwości i historii do opowiedzenia. Kołodziejczak świetnie pobudził moją wyobraźnię i dzięki przesączaniu owych faktów z historii swojego uniwersum uwiarygodnił je jeszcze bardziej.
Ogólnie nie jest źle, ale szczerze mówiąc los Daniela w tej książce nie obchodził mnie aż tak bardzo. Daniel zaczął trochę przynudzać i nie ma się czemu dziwić. Cały jego świat runął w gruzy. Nikt już nie chce mieć nic wspólnego z Niezłomnymi, a Ulegli oddają coraz więcej swojej suwerenności Dominium. W książce ciekawie pokazane jest przeistoczenie się rewolucjonistów, którzy walczyli z opresyjnym systemem rządowym (według nich), a później by utrzymać władzę sami muszą stosować metody dość drastyczne (eufemistycznie rzecz ujmując), a często nawet są znacznie gorsi niż ich poprzednicy.
Zakończenie książki miało fajerwerki lecz nie były to fajerwerki, które zostawiały człeka z otwartą z zachwytu gębą. Ale i tak uważam pomysł zakończenia za atrakcyjny i może on stać się świetnym wyjściem i otwarciem do kolejnych książek i opowieści. Jest podobnież książka o nazwie „Głowobójcy”, ale ona zawiera tylko opowiadania z Dominium Solarnego. Na pewno się skuszę.
„Schwytany…” w moich oczach zyskuje dzięki spektakularnej wizji świata przyszłości. Kołodziejczak ma rozmach i miesza wszystko co możliwe. Modyfikacje genetyczne, chrirugiczne, wirtualną rzeczywistość i galaktyczny internet. Na początku trochę mi to przeszkadzało, ale później już świetnie pasowało. Natomiast sama historia i przygody Daniela i jego ukochanej stoją na średnim poziomie. Nie zmienia to faktu, że Dominium Solarne to jeden z lepszych cyklów jakie zdarzyło mi się czytać.
P. S. Przejrzyjcie sobie tę książkę, z której pochodzą obrazki. Jest naprawdę nieźle pojechana.
5000lib
charliethelibrarian
Ambrose
charliethelibrarian