Czasem zastanawiam się jakim cudem ja niektórych książek nie czytałem, ba! Nawet o nich nie słyszałem. A przecież jestem takim wyrobionym czytaczem (piszę to z przekąsem), że nic mnie już nie zaskoczy. A tu masz! Jestem częściej zaskakiwany niż bym się spodziewał. Co jest bardzo, ale to bardzo miłym uczuciem.
“Kolory sztandarów” połknąłem. Dosłownie. Literki i całe zdania łykałem niczym wieloryb tony morskiej wody z planktonem. Książeczka w postaci elektronicznej kurzyła się cyfrowym kurzem gdzieś w pamięci mojego czytnika (czy to jest w ogóle możliwe?). Jak wyglądają cyfrowo zakurzone ebooki? A może programiści powinni stworzyć taki efekt? Jeśli dawno nie otwierałeś jakiegoś pliku z czytnika to najpierw musisz przetrzeć delikatną mgiełkę osiadłą na literkach (jakby co to mój pomysł!). Dobra wracając do książki. Wiecie kiedy jestem szczęśliwy? Gdy czytam świetną książkę, a nic o niej wcześniej nie wiedziałem, bądź miałem niepełne informacje, a później jakieś fakty mnie zaskakują. Tak było z książką Kołodziejczaka. Wydawało mi się, że czytam książkę wydaną niedawno! A tu bach! “Kolory…” nie dość, że zostały wydane osiemnaście lat temu, to jeszcze w 1996 roku zdobyły nagrodę imienia Zajdla! A ostatnio zostały przypomniane przez „Fabrykę Słów”.
Krótko o fabule. Mamy Gladiusa, planetę leżącą trochę na uboczu cywilizacji, ale społeczność na niej żyjąca ceni sobie niezależność, która wiąże się z oddaleniem. Wola być suwerenni nawet za cenę niewielkiego zacofania technologicznego. Mamy również Dominium Solarne, czyli zjednoczoną ludzkość, której celem jest połączenie wszystkich planet zasiedlonych przez ludzi pod władzą Sieci Mózgów. I oczywiście mamy też złych Obcych, którzy wylądowali na Gladiusie i bez żadnych prób nawiązania kontaktu i wydawałoby się bez żadnej logiki atakują miasta na planecie. Gladius toczy wojnę z Obcymi, ale ją przegrywa. Jedynym ratunkiem wydaje się sojusz z Dominium Solarnym, ale będzie wiązał się on z utratą suwerenności. W miarę, gdy Korgardzi (tak ktoś nazwał Obcych) stają się coraz bardziej uciążliwi, frakcja polityczna chcąca utrzymać niezależność traci na popularności. I rozpoczyna się okres przejmowania władzy przez Dominium Solarne. Nie wszyscy jednak się z tym zgadzają i schodzą do podziemia. To tyle. Nie chcę za bardzo zdradzać elementów fabuły.
Wydawałoby się, że będę miał do czynienia z kolejną szybką rozpierduchą w kosmosie. I owszem. Rozpierducha była, ale oprócz niej był również dobrze poskładany świat przyszłości, gdzie występował pełen miszmasz różnych wynalazków. Wszczepy neuronowe, nanotechnologia, klonowanie, telepatia, Sieć, egzoszkielety, bioinżynieria, podróże kosmiczne, wirtualna rzeczywistość i środki farmakologiczne sporo ulepszające ciało człowieka. To wszystko i jeszcze więcej w jednej książce. I to na dodatek w miarę się trzymało kupy, że się tak wyrażę.
Dominium Solarne jako dość przerażająca wersja Związku Sowieckiego, bądź hitlerowskich Niemiec (takie moje skojarzenia,) z jego postępującą unifikacją, absurdalnymi przepisami, dążeniem do stworzenia z ludzi elementów ogromnego ULA. Wszyscy połączeni w jedną świadomość i wszyscy nie posiadający praktycznie własnej woli. Naprzeciwko społeczeństwo Gladiusa dość konserwatywne (przy czym konserwatywne w dalekiej przyszłości znaczy co innego niż dzisiaj), ale jednocześnie wykorzystujące wszelkie możliwe zdobycze nauki do walki z Obcymi.
Główny bohater budzi sympatię, chociaż jest z niego bardzo sprawna maszyna do zabijania. Jest tanatorem, czyli specjalnym żołnierzem, sędzią i katem w jednym. Jego działania zawsze są uzasadnione wyższą koniecznością, walką ze złem i terroryzmem. Nienawidzi manipulacji mediami, wypaczania faktów i wszystkich tych politycznych gierek, a Dominium Solarne to dla niego symbol największego upadku ludzkości. W książce mamy jednoznacznie określone kto jest dobry, kto zły. A przecież wiemy, że świat nie jest czarno-biały, ale to naprawdę drobny mankament, który nie powoduje większych tąpnięć. Korgardzi zdecydowanie nie zasługują na aplauz, to wrogowie ludzkości. Dominium Solarne ma jednak swoje plusy.
“Kolory…” to świetna książka, dynamiczna z bardzo ciekawie zarysowanym uniwersum, a w tekście co chwilka serwowane są informacje z historii, polityki, wydarzeń gospodarczych, które uwiarygodniają nam ten świat. Zabieram się niezwłocznie do czytania drugiej części.
Agnes
charliethelibrarian
Rozkminy Hadyny
charliethelibrarian
Hihnt
charliethelibrarian
Hihnt
charliethelibrarian
Pingback: Tomasz Kołodziejczak "Schwytany w światła" | Blog Charliego Bibliotekarza
Pingback: Tomasz Kołodziejczak "Głowobójcy" | Blog Charliego Bibliotekarza