Się czasem rubryka o nazwie „Książki najgorsze” skryje pod innym tytułem. Na szczęście Charlie uważny bywa i taką książkę hyc! Przyuważy i dla Was drodzy czytelnicy do czytania przygotuje.

Tym razem recenzent wziął na warsztat dramat pana Kazimierza Brończyka Hetman Stanisław Żółkiewski.

Wiadomości Literackie nr 93, 11 października 1925 roku.

WL_1925_nr93_dn11X_cecora

Cecora literatury

Biblioteka Dramatyczna pod redakcją Wiktora Brumera. Tom I. Kazimierz Brończyk. Hetman Stanisław Żółkiewski. Dramat. Przedmowa – Jana Lorentowicza. Warszawa, „Życie Teatru”, 1925; str. 100.

Niezniechęceni wydrukowanem na okładce nazwiskiem autora przedmowy, zbieramy się na odwagę i zaczynamy czytać. Omijamy więc wstęp Lorentowicza, jak to słusznie wszyscy w Polsce robią od czasów Kadłubka, i zaczynamy:

Str. 8:

„Drugi we febrach leży, ociec mówi: cierp!

Bogu na opak nijak! Pana Boga szczerb

Poprawować i nie lza!”

Czy autor chciał powiedzieć, że Pan Bóg jest szczerbaty? Być może „nie lza poprawować Pana Boga szczerb”, ale jeszcze trudniej „poprawować” tę brednię.

Ta mała niezgoda ze zdrowym sensem blednie i zaciera się wobec groźnego nieporozumienia z gramatyką polską:

Str. 64:

„…słońca szkoda

I tej, co dołem płynie żywicielka wo-woda” (?)

Mówi się po polsku „Szkoda wody”, ale Brończyk do tego się nie stosuje i wylewa całe kubły wody w swój dramat, ba — nawet wymyśla w tym celu nową rzekę „Niestrz”. Dla odtworzenia języka epoki Brończyk sypie masami takie słowa, jak „nie lza”, „wprzódzi” i t. p.

Od czasu do czasu p. Brończyk robi mgliste propozycje:

„Czepcie się dzwonów wprzód i w tył”.

Bóg nam świadkiem, że nie chcemy się czepiać „ani wprzód ani w tył” tego zdania, ale nawet p. Lorentowicz tego nie wytłumaczy, choćbyśmy go „pobili na nice” (!), jak mówi jego protegowany.

Pan Brończyk jest złodziejem sylab. Jak mu potrzeba dla rytmu o sylabę mniej, — spokojnie chowa ją do kieszeni. Np.:

„Ale pod tym obozem ciałmi (?),

by faszyną lec”.

Dramat ten, jak twierdzi p. Lorentowicz, — nagrodzony na konkursie teatrów miejskich (!?), nie przedstawia trudności inscenizacyjnych. Autor myśli o wszystkiem i daje bardzo dokładne wskazówki. Cóż bowiem łatwiejszego jak ściśle wykonać podobną informację?

Hetman zachwiał się. Podano mu zydel. Siadł. Leciały mu przez duszę walące się belki, trzeszcząc. Legły kupą dymiącą”.

Bardzo łatwo. Gość siada i miną daje do poznania, te mu przez duszę przelatują belki. Podobna do tej sceny mają wypożyczyć z Polskiego aktora Belke. A może to aluzja do belki w oku bliźniego? Wyrażenie „kupa dymiąca” zdaje się stosować do samej sztuki. Wiele jest ciemnych stron w tej okropnej książce, w tych straszliwych wierszyskach, ale jedno jest prawdą: — to słowa Reginy Żółkiewskiej:

„Będą żaki uczyć się na nich stylcu”.

Bardzo możliwe, że — stylcu, bo stylu się nie nauczą.

bt

 Jan Lorentowicz to postać znana w międzywojniu. Przez dwa lata dyrektor Teatru Narodowego, a także dyrektor teatrów miejskich i ogólnie działacz literacki.

Po bardzo pobieżnym wyszukiwaniu informacji na temat pana Kazimierza Brończyka wyszło mi kilka ciekawostek. Otóż to zasłużony dla polskiej kultury człowiek. Wieloletni redaktor czasopisma „Muzeum”, członek Związku Literatów, doceniany dramatopisarz. Zresztą omawiany przez Słonimskiego (to on jest autorem mojej ulubionej rubryki, którą Wam tak dzielnie przedstawiam) dramat rzeczywiście zdobył nagrodę jury, w którym zasiadał Ludwik Solski, Tadeusz Boy – Żeleński i inni.

Także być może ” Hetman Stanisław Żółkiewski”, aż taką „Książką najgorszą” nie jest, a Słonimski z czystej złośliwości wytknął błędy w dramacie, bo któż nie popełnia błędów. Zresztą autor „Książek najgorszych” znany był z tego w międzywojniu, że wtykał szpileczki różnym autorom. I robił to nie tylko w „Wiadomościach Literackich”. Tak na marginesie uwaga o belkach walących się przez duszę – miodzio.

Jeśli ktoś chce – z dramatem można się zapoznać. Publikacja jest przeznaczona do zdigitalizowania. A póki co można tradycyjnie odwiedzić Jagiellonkę. Tutaj link do karty katalogowej z książką. LINK.

Znalezione jak zwykle w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.

Comments (2)

  1. Adi

    Odpowiedz

    „Stylcu” młodzież się nie nauczy od K. Brończyka bo zupełnie jest on zapomniany. Brończyk nie stylec. Wspomniany w notce „konkurs teatrów miejskich” to prawdopodobnie warszawski konkurs z 1924 roku na którym „Żółkiewski” Brończyka zdobył pierwszą nagrodę i to nie tylko za sprawą Lorentowicza (prezes Pen Clubu), ale również Boya-Żeleńskiego i Makuszyńskiego. „Żółkiewski” grany był w 1925 roku na inaugurację Teatru Narodowego, a dramat wybrany został nie przez byle kogo bo Ludwika Solskiego, który grał główną tytułową rolę w jubileusz pięćdziesięciolecia swojej kariery aktorskiej.
    Słonimski w swojej ocenie tego „stylca” w Wiadomościach Literackich był raczej odosobniony.

    • Odpowiedz

      I jak zwykle mój zapłon jeśli chodzi o szybkość odpowiadania jest bardzo słaby.

      Adi masz rację. Boy wysoko cenił Brończyka, ogólnie całe środowisko literackie raczej doceniało pana Kazimierza. Nie wiem skąd u Słonimskiego ta szpileczka.

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.