Postanowiłem nadrobić zaległości i przekonać Was, że nie jestem, aż takim leniem na jakiego pozuję czy też jakim się staram być. Dzisiaj będzie o książce, która swego czasu była głośna, a później stała się jeszcze głośniejsza za sprawą serialu HBO, który podobnież wielu zachwyca.
Twórczość pana Żulczyka znałem jedynie z książek dla młodzieży, a także z opowiadań, które podczytywałem w różnych zbiorach. Przyznam się Wam, że po Ślepnąc… sięgnąłem dzięki głosom zachwytu tudzież niechęci nad serialem. I cóż Wam mogę napisać o książce?
Mogę podsumować moje wrażenia trzema przysłowiami, powiedzeniami czy też mądrościami ludowymi.
„Pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to chuj” – i wokół mamony kręci się w Warszawie wszystko. Pieniądz to krew, pieniądz to życie, pieniądz to władza nad maluczkimi i nad wielkimi również.
„Nie baw się ogniem, bo się w nocy zsikasz” – to często słyszałem od babci czy też dziadka, gdy siedziałem przed kuchnią z kafli i bawiłem się grzebiąc pogrzebaczem w płonącym drewnie. Niestety pamięć moja nie przypomina mi, żeby ewentualne moczenie nocne miało jakikolwiek związek z zabawą w piecu. Tutaj odnosi się do tego, że nie da się zachować czystości (dosłownej i moralnej) przebywając w brudnym świecie gangusów i przestępców.
„Jak sobie pościelesz tak sobie wyśpisz” lub „Z kim przestajesz takim się stajesz” – jeśli ktoś chce zostać dilerem narkotów w stolicy kraju nad Wisłą i myśli przy okazji, że nie ubrudzi sobie rączek lub nie stanie się poplecznikiem gangusów i zbirów to gratuluję ogarnięcia życiowego i zdrowego rozsądku. Bardzo podobne do „Nie baw się ogniem….”
To dość pokaźna książka – przeczytałem ją w drodze z Krakowa do Lublina i z powrotem. I na początku byłem zachwycony żywym językiem, przekleństwami (lubię jak się dobrze i soczyście rzuci brzydkim słowem) i ogólnie atmosferą. W trakcie lektury rzedła mi mina coraz bardziej. Bohater zaczął irytować niemożebnie (niby taki wszechwiedzący i ponad cały ten motłoch, a jednak błąd za błędem popełnia i szalenie tym życiem motłochu się interesuje). Metafory, analogie opisy miejsc, ludzi, działań na początku tak rześkie i świeże okazały się być powtarzalne i wtórne.
Natomiast opisy tego jak „warszafka” się bawi, co wciąga, kto jest kim, kto komu robi dobrze i ogólnie ta atmosfera stolicy za nic mi nie przypasowała. Jestem prostym chłopcem z małego miasteczka i mam proste rozrywki. Gdzie mi tam do wielkiego świata i ich pudrowanych nosków. I żeby nie było: nie mam nic do narkotyków – uważam, że wszystko jest dla ludzi, a dorosły człowiek może wciągać, wypalać, wypijać co tam tylko chce – dopóki nie krzywdzi innych. W myśl zasady czy też maksymy prawniczej Volenti non fit iniuria (chcącemu nie dzieje się krzywda). Dlatego sam fakt opisywania zażywania narkotyków mnie nie rusza, ale cała ta otoczka (dilerzy, przestępcy, nielegalność – już mniej mi się podoba)
Jest kilka mocnych postaci, jest sporo świetnych fragmentów i zdecydowanie zakończenie podobało mi się bardzo (choć okrutne i straszne), ale jakże wymowne. Niestety to za mało żebym był zachwycony.
Książka zwyczajnie mogłaby być krótsza, mniej przegadana i bardziej skondensowana. Uważam, że dzięki temu byłaby mocniejsza i bardziej wyrazista. Ale to moje skromne zdanie.
P. S. Zaraz po książce próbowałem odpalić serial, ale nie zaskoczył. Poczekam trochę i może jak się odłoży w pamięci to co przeczytałem to może obejrzę.
P. S. 2 Kilka postaci opisanych w tej książce szalenie przypominało niektórych polityków i celebrytów znanych z pierwszych stron portali. Przypadek? Nie sądzę…