Czasem człowiek powinien przeczytać książkę nie tylko dla zwykłej rozpasanej duchowej rozrywki, ale także by wzbogacić swoją wiedzę, rozszerzyć spojrzenie na świat i poznać fascynujące informacje na jakiś określony temat.
I taką książką jest bez wątpienia Nasza wojna… Napisana przez dwóch historyków publikacja przybliża czytelnikom wschodni teatr działań I wojny światowej. Truizmem pojadę, ale wielu ludzi kojarzy pierwszą wojnę z okopami we Francji, Czerwonym Baronem i odzyskaniem niepodległości, często zaświta myśl o Legionach, o pierwszych czołgach, gazach bojowych, większość wyobrażeń związanych z I wojną będzie wzorowana na froncie zachodnim, który stał się symbolem owej straszliwej wojny.
A przecież były też inne fronty. Autorzy przedstawiają front wschodni i inne fronty z różnych punktów widzenia. Zarówno wojskowego, ale przede wszystkim cywilnego. Przekazują informacje, które uświadomiły mi, że na naszych ziemiach również odbywały się bitwy, które pochłonęły tysiące, o ile nie setki tysięcy ofiar. Zarówno wśród żołnierzy jak i cywilów.
Już sam wstęp, w którym autorzy pytają się:
„Kto słyszał o Przasnyszu? Pewnie niewielu. W 1914 roku była to mazowiecka mieścina blisko południowej granicy Prus Wschodnich […] Właśnie tu w trzech wielkich bitwach starły się łącznie setki tysięcy Rosjan i Niemców: w listopadzie i grudniu 1914 roku oraz w lutym i lipcu roku następnego. W bitwie lipcowej Niemcy stracili 16 tysięcy zabitych i rannych, Rosjanie prawie 40 tysięcy żołnierzy. Łączna liczba ofiar śmiertelnych, rannych i zaginionych nie jest znana, ale na pewno znacznie przekroczyła 100 tysięcy. Dlaczego, tak więc mało kto zna Przasnysz?”
Książka jest napisana żywym, naturalnym językiem. I chociaż znajduje się w niej mnóstwo informacji (liczb, statystyk, dat, nazwisk) to jednak owe dane nie przytłaczają. Autorzy sami przyznają się, że pragnęli znaleźć „złoty środek” pomiędzy historią wojskowości a historią społeczną jednocześnie nie odstraszając tak zwanego „zwyczajnego” czytelnika, któren nie posiada odpowiedniej wiedzy historiograficznej. Osobiście uważam, że im się to udało.
Książka porusza wiele tematów. Podzielona jest na trzy części. Fronty – część dotycząca działań wojennych na różnych frontach pierwszej wojny. Zaplecze – czyli tak zwany Hinterland – tutaj poruszane są tematy jak wyglądało życie za liniami frontu i trzecia część Okupacja – ta część opisuje jak zachowywali się różni okupanci na zajętych przez nich terenach.
Autorzy korzystali z opracowań historycznych, pamiętników żołnierzy, oficerów, polityków, zwykłych obywateli, prasy z tamtego okresu. To widać. Książka jest naszpikowana anegdotami z wielu dziedzin życia. Jest żywa i naprawdę dociera do człowieka. Autorzy świetnie i przejmująco opisali okropieństwa i okrucieństwa wojny, których był ogrom (głód, choroby, gwałty, morderstwa, rabunki, pogromy, śmierć – przede wszystkim śmierć) momentami lektura była naprawdę przerażająca i bardzo, bardzo poruszająca.
Autorzy również barwnie i obrazowo opisali sytuacje absurdalne, bzdurne i pełne niezamierzonego czarnego humoru, który wojna bardzo często generuje.
Sytuacje, które wywołują uśmiech na twarzy to na przykład próba przeprowadzenia przez Niemców spisu ludności wśród bułgarskich chłopów. Okazuje się, że chłopi nazwisk nie używali, by się rozpoznać posługiwali się przezwiskami, a często pół wsi miało tak samo na imię. W dodatku byli ostrożni i nieufni (trudno się im dziwić) i nie wypełniali poleceń okupanta. Po próbach zaprowadzenia jakiegokolwiek porządku nawet niemiecki komendant machnął ręką na to wszystko i zadowolił się wypełnianiem raportów „na oko”.
Polecam gorąco książkę „Nasza wojna…”. Nie jestem historykiem, moja wiedza z tamtego okresu nie jest szczególnie bogata, ale dzięki tej książce na pewno stała się bogatsza. Ta publikacja to pierwszorzędne źródło wielu, wielu informacji i ciekawostek.
Onibe
charliethelibrarian
Pingback: Włodzimierz Borodziej, Maciej Górny "Nasza wojna. Tom II. Narody 1917-1923" | Blog Charliego Bibliotekarza