Stanisław Lem "Kongres..."
Stanisław Lem „Kongres…”

Nie wiem co się ostatnio dzieje, ale zupełnie nie mam czasu na porządne zasiądnięcie przed moim blogiem i napisanie jednej, malutkiej recenzji z jednego długiego opowiadania pana Stanisława Lema. Na szczęście teraz piszę te słowa i czuję jak moje neurotransmitery i substancje czynne chemicznie w mózgu łączą się ze sobą w heroicznej próbie zmuszenia dwóch ostatnich szarych komórek do tytanicznej pracy.

Ach! Przyszłości świetlana, ileż to dobroci od Ciebie może oczekiwać ludzkość. Nie będzie głodu, nie będzie chorób, nie będzie śmierci, nie będzie niesprawiedliwości społecznej, a każdy będzie mógł dostać własna Nagrodę Nobla! Loty ku odległym gwiazdom, zdobywanie nowych światów, walka z obrzydliwymi i bezlitosnymi obcymi. Tyle możliwości i tyle pięknych perspektyw. Oddałbym dużo, by móc zobaczyć świat powiedzmy w w roku 2089.

Ijon Tichy nie oddałby tak dużo, ale i tak dane mu było zobaczyć świat przyszłości, tyle że w 2039 (o ile dobrze pójdzie powinienem jeszcze wtedy wdychać tlen, o ile mi wątroba nie nawali, tudzież z głodu nie zemrę). Otóż pojechał on sobie na Ósmy Światowy Kongres Futurologiczny do jednej z bananowych republik w Ameryce Południowej. I tam dopadła go rewolucja ludu przeciw dyktaturze i reżimowi. I chroni się przed bembami czyli Bombami Miłości Bliźniego z kilkoma uczestnikami kongresu w kanale. Niestety i to miejsce nie jest zbyt bezpieczne. Tichy zostaje poważnie ranny i amerykańscy naukowcy postanawiają go zamrozić, z nadzieją, że ludzie z przyszłości go odmrożą i będą mogli go uleczyć. Tak też się dzieje i Tichy wędruje po praktycznie niezrozumiałym dla niego świecie, w którym ludzkość posługuje się środkami chemicznymi, by czytać, uczyć się, budować roboty, zdobywać gwiazdy, wierzyć, kochać, nienawidzić. Nie ma prawdziwych uczuć na wszelkie dolegliwości istnieje pigułka, proszek, ciecz. Wszyscy są bogaci, mogą być szczęśliwi kiedy chcą lub nieszczęśliwi kiedy im się zamarzy. Wszystko jest wspaniałe, tylko czemu tak dziwnie wszyscy sapią?

Tajemnica sapania zostaje odsłonięta Tichiemu przez innego ożywieńca z kongresu futurologicznego profesora Trottelreinera. I rzeczywistość nie wspomagana środkami halucynogennymi zrzuca wszelkie fatałaszki i…

Ale na szczęście lub nieszczęście Tichy…

Dla tych którzy nie czytali nie będę spoilerował. Dziwię się sobie, że tej książki Lema nie znałem. Przecież ten rodzaj czarnego humoru, sarkazmu i ironii odpowiada mi najbardziej. „Kongres…” to książka, która wpasowała się idealnie w me gusta i upodobania. To była ostra jazda bez trzymanki. Nie słyszałem ani też nigdzie nie czytałem, aby pan Stanisław Lem zażywał jakiekolwiek substancje halucynogenne. Opisy halucynacji Tichiego, które przeczytałem zdają się przeczyć tej powszechnie znanej prawdzie. Lem zabawnie i z dużą wprawą przekazuje nam fantasmagoryczne wizje gwiezdnego wędrowcy, który na potrzeby opowiadania stał się nie tylko futurologiem, ale również podróżnikiem w czasie.

Nie brak w tej książce mądrego spojrzenia na kondycję rasy ludzkiej. To mądre spojrzenie ukryte jest za fasadą szydery i ironii, lecz od czasu do czasu wyziera zza węgła i rzuca nam się w oczy jak spragniona spojrzeń ludzkich celebrytka.

Czasem przeszkadzało mi nadmierne nagromadzenie neologizmów, ale tylko czasem i tylko wtedy kiedy nie za bardzo wiedziałem od czegóż ten neologizm mógł pochodzić i co oznaczać.

Wizja Stanisława Lema choć podana w sposób bardzo humorystyczny i groteskowy nie jest wizją zbytnio optymistyczną. Człowiek od wieków eksperymentował z różnymi środkami chemicznymi, które pomagały i pomagają mu opuścić ten padół łez choć na chwilkę i przez określony czas pobyć w raju. Niestety taka ucieczka ma swoją cenę i to cenę bardzo wysoką. A co gdy ludzkość naprawdę będzie w stanie praktycznie idealnie oszukać rzeczywistość? Czy to już będzie koniec nasz, a może dopiero początek?

„Kongres…” to świetna książka, która po raz kolejny pokazuje wielkość Lema jako pisarza, jego zdolność do swobodnego operowania językiem naszym ojczystym, jego przenikliwość i mądrość oraz niebanalne i ogromne poczucie humoru. Polecam gorąco!

Comments (11)

  1. Odpowiedz

    Uhm. Też czytałam całkiem w sumie niedawno, głowiąc się, czemu mi to wcześniej umknęło. Dobrze się czytało, co trochę inny punkt widzenia, spadające siedem zasłon.

    • Odpowiedz

      Dokładnie:) Taka Lemowska „Incepcja” (luźne skojarzenie z mojej strony) tylko, że tu chodzi o rzeczywistość fałszowaną na niespotykaną skalę:) Można też mówić o „Matrixie” gdzie pigułka odsłania okrutną prawdę:)

  2. Odpowiedz

    Chyba niedługo z Twoich postów będę musiała tworzyć sobie listy must-readowe ;). Najpierw Le Guin, teraz Lem. Tej pozycji również nie czytałam, a ewidentnie wpisuje się ona w mój obszar zainteresowań. Bomba Miłości Bliźniego :D brzmi świetnie!

  3. Odpowiedz

    Odnośnie tego, co piszecie o utopii, to najgorsze jest to, że jest ona… najlepszym, co może spotkać świat.

    Posiłkuję się tutaj fragmentem własnej recenzji, dotyczącym tego zagadnienia:

    „„Jesteśmy zniewoleni stanem rzeczy. Zagnał nas w kąt. Gramy takimi kartami, jakie nam społeczny los wcisnął w ręce – wyjaśnia „rzeczowidz” George Symington. – Przynosimy spokój, pogodę i ulgę jedynym zachowanym sposobem. Utrzymujemy na skraju równowagi to, co bez nas runęłoby w agonię powszechną. Jesteśmy Atlasem tego świata. Chodzi o to, że jeżeli już musi ginąć, niechaj nie cierpi. Jeżeli nie można odmienić prawdy, trzeba ją zasłonić, to o s t a t n i jeszcze humanitarny, jeszcze ludzki obowiązek.”

    Tragikomiczna groteska Lema upatruje tej agonii przede wszystkim w upadku kultury, moralności i podstawowych systemów wartości. Jest już za późno, żeby budować cywilizację od nowa, żeby nauczyć jej pokory i szacunku, żeby wpoić jej podstawowe zasady samoorganizowania. Jedyne co pozostało, to ucieczka w nieistnienie i utrzymywanie w ryzach garstki tych, którzy niepotrzebnie dobijają się do drzwi prawdy. Czyż w podobne tony nie uderzał Dick? Ten szukał jednak oparcia w gnozie, chciał wyjść poza ustalone granice, analizując procesy przejściowe lub odwołując się do przeszłości (czasami światów równoległych). Lem, kreując w „Kongresie…” futurologiczny model świata omamionego, wskazuje jednocześnie na to, że postęp jest tutaj podstępem.”

    „Kongres…”, choć miejscami zabawny i na maksa groteskowy, wcale taki zabawny nie jest:)

    • Odpowiedz

      Oj, zabawny nie jest. Co racja to racja. Z tym upadkiem kultury i obyczajów mam taką luźną refleksję, że w każdej epoce, w każdego czasu wszyscy upatrywali się upadku cywilizacji. Nie jest to zjawisko nowe dla ludzkości, ale w „Kongresie…” upadek został zamaskowany i ludzie myślą, że cywilizacja kwitnie, a tymczasem umiera.

  4. Odpowiedz

    Kongres futurologiczny jest świetny. To na pewno jedna z tych powieści sci-fi, która na długo zostanie mi w pamięci, pewnie dlatego, że jest tak przerażająca.

  5. Odpowiedz

    A to tutaj przeszczepiono mózg Tichego w ciało murzynki? Ja to czytałem w jednej okładce z „Głosem Pana” Ten akurat był całkiem poważny. Ale jak mogę polecić w tej konwencji. „Pamiętnik znaleziony w wannie”

  6. Pingback: Lem żartowniś… | Blog Charliego Bibliotekarza

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.