Cześć czołem dawno mnie tu nie było i naprawdę zapuściłem się okropnie z tym moim poletkiem, ale cóż zrobić. Zacznę więc tradycyjnie, że wciąż mimo wielu przeciwności losu kibicujemy Ukraińcom! Niech pogonią ruskiego orka!
A teraz o książeczce, która przykuła moją uwagę w magazynie w mojej biblio swoją okładką. I oczywiście nazwiskiem autora. Otóż „Zdobywamy Księżyc” to książka, która w USA ukazała się w 1954 roku, a w PRL u nas w 1957 więc zadziwiająco szybko. Może dlatego, że została wydana dla naukowców i techników.
Clarke w swojej książce nie tylko puszcza wodze fantazji, ale stara się to zrobić w miarę zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy zarówno astronomicznej, technicznej jak i politycznej. Zadziwiająca jest trafność związana z wykorzystaniem sztucznych satelitów (technicznie trochę obraz kuleje), ale to, że satelity będą zautomatyzowane raczej się zgadza, sterowane radiem (komputery były wtedy ooooogromne) i rzuca się w oczy duże wykorzystanie robotów. Nie do końca Clarke też trafił z częstymi podróżami astronautów w przestrzeń kosmiczną. Nie psuje to całkiem pozytywnego odbioru tej wizji.
Książka została napisana w latach, gdy dopiero testowano, odkrywano napęd rakietowy, gdy trwały próby wystrzelenia sztucznego satelity, a te zakończyły się sukcesem w 1957 roku Sputnikiem 1, wystrzelonym przez Sowietów. Clarke zasługuje na pełen podziw ze względu na wyobraźnię, bardzo podbudowaną wiedzą techniczną, która pozwoliła mu w dość zbliżony sposób przewidzieć jak będzie wyglądała eksploracja Kosmosu. Są rakiety, jest fotowoltaika, jest badanie satelitami, są skafandry i wyjścia w przestrzeń. Także w tym aspekcie technicznym za dużo się nie pomylił. Astronomiczny aspekt też wypada bardzo dobrze, ale to wszak nic dziwnego – tutaj za dużo się w obliczeniach nie pozmieniało.
Mamy rakiety pionowego startu i lądowania (SpaceX), mamy rakiety ze skrzydłami lądującymi z orbity okołoziemskiej (wahadłowce), mamy reaktor atomowy na Księżycu (a pierwszy na Ziemi wybudowali Sowieci w 1954 roku), lotnisko międzyplanetarne, bez glebową hodowlę roślin (hydroponika) i tak dalej i tak dalej. Co mi się podoba to to, że Clarke bardzo realistycznie na tyle na ile to było możliwe wówczas kreśli swoje wizje starannie ważąc optymizm z realizmem.
Pomylił się co prawda w tempie tej eksploracji, gdyż według autora już mieliśmy mieć w naszej teraźniejszości bazę na Księżycu, a nawet miasto. Tutaj w jego wizji to kwestia mocno fantastyczno-naukowa, ale kto wie, kto wie…
Jak wiecie, ja sam bardzo lubię wręcz jaram się retro futuryzmem i czytałem tę książkę z ogromną przyjemnością dodatkowo wzmacnianą baaaardzo retro sci-fi ilustracjami.
Poniżej możecie sobie zobaczyć wszystkie ilustracje z książki, klikając w link lub skanując kod QR:
https://online.fliphtml5.com/opynt/wnjc/
Fraa