Jest już luty, a ja wciąż noszę jesienne buty! Sam nie czuję, kiedy rymuje, ale jakoś tak mnie naszło. Dzisiaj o debiucie literackim, którego autor zdobył w zeszłym roku Nagrodę Literacką „NIKE”, co prawda za inną książkę, (która stoi i czeka na mnie na półce książek do przeczytania). I idealnie się wstrzeliłem wszak dzisiaj święto zakochanych!

Książkę czytało mi się bardzo dobrze, jest sprawnie, płynnie, poetycko napisana. Barwne opisy, język powieści niezwykle soczysty i mocno zapachowy. Wrażenia zmysłowe w tej powieści się mieszają. To widać, czuć i przede wszystkim da się to odczytać.

Ale jak dla mnie za dużo symboliki, za dużo tak zwanego realizmu magicznego, którego naprawdę nie trawię, bo sprawie, że człek wędruje po omacku przez literacki świat. Ale za to erotyki całkiem sporo. I to dobrej erotyki. Naturalnej, szczerej i wydaje mi się, że zdrowej. Książka pełna wspomnień związanych z dojrzewaniem, z młodzieńczym seksem, marzeniami, pragnieniami. Relacje między kobietami a mężczyznami opisane za pomocą mitu o Lilith – pierwszej kobiety Adama, która nie chciała być z takim ciołkiem jak pierwszy mężczyzna, bo wolała boga…

Bardzo ładnie opisane również okolice Beskidu Niskiego. Aż chciałoby się zwiedzać te tereny. Zobaczyć czy wykreowała je wyobraźnia autora czy faktycznie istnieją. Niemniej powieść mnie troszkę wymęczyła, ale to przez ten realizm magiczny – zdecydowanie nie jestem jego fanem.
Polecam z czystym sumieniem. To naprawdę świetny debiut i dobra literatura. W sam raz na Walentynki.