Mam problem z czytaniem. Otóż za dużo tych książek jest! Pałętają się wszędzie, nowości, klasyki, arcydzieła i szmirowate, kiczowate powieści, które chciałoby się czytnąć, wchłonąć, poznać. A tu jeszcze przydałoby się jakiś filmik obejrzeć, pójść na piwko, pojeździć na rowerze. I poza tym pracować… Life is too short… Nie załamuję się jednak i dzielnie podnoszę rękawicę i nadstawiam drugi policzek okrutnemu losowi, który zmusza mnie do podejmowania coraz trudniejszych wyborów.
Jacek Dukaj – na blogu pisałem o „Xavrasie” i „Wrońcu”, jeśli klikniecie to zrozumiecie, że pisałem praktycznie same peany:) Inne jego opowiadania i powieści czytałem wcześniej, więc nie ma po nich śladu na blogu. Odczucia pozostawiły po sobie bardzo pozytywne.
Jakie wrażenia po „Królu Bólu”, najnowszym zbiorze opowiadań? No cóż, wrażenia są mieszane. Po pierwsze primo chciałem nadmienić, że „Król…” leżał u mnie na półce już od wakacji. Podczytywałem go sobie w wolnych chwilach, ale odłożyłem na dłużej, bo nie mogłem przebrnąć przez pierwsze opowiadanie pod tytułem „Linia oporu”. Po drugie primo, w tym opowiadaniu Dukaj naprawdę popłynął. Niczym Chruszczow, który zaczął napieprzać butem w siedzibie ONZ podczas przemówienia w okresie kryzysu kubańskiego. Zwyczajnie nie mogłem tego czytać. Zero fabuły, bełkot – co prawda świetnie wystylizowany – jednak nie zmienia to faktu, że dla mnie to był bełkot. Po trzecie primo ultimo udało mi się jednak przełamać wstręt i czytanie wznowiłem, z czego jestem ogromnie zadowolony i proszę o nagrodę szanowną komisję d/s mobilizacji czytelniczej.
Na szczęście podczas dalszej lektury było już lepiej. Opowiadania „Oko potwora” nie dało się nie porównać do lemowskiej fantastyki. Statki kosmiczne ze stosami atomowymi, członkowie załogi znani tylko ze względu na swoją funkcję. Kosmos jakiego nie powstydziłby się Lem. Ponadto świetnie oddana atmosfera paranoi, podejrzliwości, klaustrofobii jaka musiałaby panować na takich statkach kosmicznych. Wszystkie te plusy przysłania jeden minus. Otóż Dukaj znów zaczyna popadać w nadmierne filozofowanie i całe fragmenty tego opowiadania znów stają się filozoficzną kupą słów, dla mnie osobiście nie do strawienia. Prosty ze mnie człowiek i proste lubię przyjemności.
Tytułowy „Król Bólu i pasikonik” to Dukaj, którego lubię. Świetnie opisana Ziemia, która podzieliła się na strefy, których nie można przekraczać, ze względu na różnice w DNA mieszkańców. A wszystko przez bioterroryzm. Dukaj znów zachwycił ogromem wyobraźni i rozmachem opisywanego świata. Czytając miałem wrażenie, że czytam opis bardzo prawdopodobnej przyszłości ludzkości. Zresztą Dukaj we wszystkich swoich opowiadaniach poruszył problem przyszłości ludzkiego gatunku. Zarówno jeśli chodzi o rozwój technologii i nauki jak i sferę filozoficzną i egzystencjalną, oraz wszelkie implikacje społeczne, które rozwój danej technologii ze sobą niesie. Czytanie opowiadań Dukaja nie pozostawia nam wątpliwości, że pan pisarz sporo nad tym główkował i główkuje dalej. A zasób wiedzy, jaki wydaje się posiadać daje mu do tego główkowania pełne usankcjonowane prawo.
„Aguerre w świcie” to również świat napisany z rozmachem, drobiazgi i szczegóły życia społecznego, obyczajowego przytłaczają i wszystkie opisane rzeczy zdają się mieć sens i swoje miejsce w świecie stworzonym przez Dukaja. Niestety tak jak w poprzednich opowiadaniach autor znów dryfuje w stronę przedziwnych konstrukcji logicznych i filozoficznego. Można się zgubić, ale nie trzeba. Opowiadanie mimo dryfowania świetne.
„Szkoła” opowiadanie to napisał Dukaj mając lat dwadzieścia. Ech, zazdrość tak potężnie Charliem targnęła, że mało co nie zadławiłem się herbatką jak się dowiedziałem o tym fakcie. Świetne, mocne, przez większą część niemal społecznikowskie opowiadanie o slumsach i niedoli dzieci z faveli. Ale końcówka powala i miażdży. I znowuż pomysł genialny i błyskotliwy.
„Serce mroku”. Oglądaliście „Czas Apokalipsy”? Czytaliście „Jądro ciemności”? Zakładam, że tak. Bo przecież blog Charliego elitarnym jest i sama śmietanka internetowego towarzystwa tutaj zagląda:D Trudno więc, żeby ta śmietanka nie znała tak oczywistych pozycji w kulturze i popkulturze. „Serce mroku” utrzymane jest mocno w temacie dwóch wymienionych wyżej tytułów. Zresztą gra słów z nazwą powieści Josepha Conrada oczywista:) Tylko zamiast kongijskiej dżungli, mamy dżunglę obcej planety. A zamiast Marlowa mamy nazistę z Astro Corps. Trzecia Rzesza w kosmosie? Niezły absurd. Mnie się podobało:) Dobre, ciężkie opowiadanie. Czułem duchotę i obcość planety Mrok. Nawet czułem sympatię do nazisty wędrującego przez nieznaną dżunglę, by uciszyć Polaka, który oszalał i nadawał dziwaczne sygnały ze środka Piekła (dziś trzeba uważać, na to co się pisze i dlatego oświadczam, że sympatia nie była znów taka wielka, raczej maciupeńka).
„Crux” można powiedzieć, że opowiadanie z naszego podwórka, bo i o Polsce i takie zabawne wręcz. Radosna i przyjemna chwila wytchnienia po ciężkich klimatach poprzednich opowiadań. Czytało się dobrze, ironia i humor skrzyły się bardzo wyraźnie i pomysł również fantastyczny. Dukaj w wersji soft albo light. Jak kto woli.
„Piołunnik” też z naszego podwórka. Klimat dosyć interesujący. Służba Bezpieczeństwa, osiemdziesiąty szósty rok. Wybuch w Czarnobylu i zmarli powstający z grobów, lasów, pól. I jeden wódz rewolucji wie skąd jeszcze. A we wszystko to wplątany kapitan SB, co to miał misję jechać do Krakowa, na Wawel. I w razie gdyby nasi wielcy królowie i wodzowie powstali z umarłych strzelić im po kuleczce w potylicę. Ech te komuchy i ich metody rozwiązywania problemów. Opowiadanie również przyjemne i bardzo dobrze się czytało.
Cóż można rzec o całym zbiorze? To co napisałem na początku – wrażenia mieszane. Z jednej strony zachwyca ogromna i szalenie ciekawa oraz płodna wyobraźnia pisarza. Z drugiej raziła mnie maniera filozofowania i zbędnego ględzenia. Jestem jednak zadowolony, że skończyłem „Króla Bólu”. Mogę z czystym sumieniem rzec, że Dukaj jest jednym z najciekawszych pisarzy science-fiction w Polsce i nie tylko.
Caddicus Caddi
charliethelibrarian
Agnes
zzabski
charliethelibrarian
Pingback: Mój dzień w książkach… « Blog Charliego Bibliotekarza