I wszystko trwa i trwa i trwa. Nic nowego nie dzieje się choć powoli znikają kolejne obostrzenia, które sprawiają, że człowiek zaczyna mieć nadzieję, że wkrótce to się wszystko skończy. Czy aby na pewno? I czy będzie możliwy powrót do dawnego trybu życia? Chciałbym żebyśmy jako społeczeństwo trochę zmądrzeli po tych miesiącach. Niestety gdy czasem zabłądzę w twitterowe krainy wpisów wszelakich, doniesień, opinii, fakenewsów to jedyne co dobrego wyniesiemy z tej pandemii to memy. I powinno się zacząć je gdzieś archiwizować, bo inaczej przepadnie dziedzictwo, które dziatkom naszym wydrukowane (sieci i komputerów nie będzie) pokażemy.
Tak mi się jakoś dobrze połączyło – dzisiejsza książka to praca naukowa, która zajmuje się właśnie dziedzictwem. Dziedzictwem szczególnym, bo straconym nie w wyniku wojen, pożóg i zniszczeń, ale świadomie wymazanym i wyrzuconym z bibliotek, księgarń Polski Ludowej w najmroczniejszych czasach stalinizmu w akcie barbarzyńskiej wojny kulturowej i cenzury.
Tematem tym jako bibliotekarz interesuję się od dłuższego czasu. Czytałem sporo artykułów, opracowań na temat tak zwanego „Wykazu książek podlegających niezwłocznemu wycofaniu 1 X 1951”. To był wykaz rozsyłany do bibliotek z nakazem usunięcia wymienionych w nim książek ze stanu bibliotecznego. I co najbardziej przerażające usuwali bibliotekarze wraz z towarzyszami z rad narodowych. Oczywiście trafiałem też na opisy może nie heroicznych, ale jednak wysiłków różnych bibliotekarzy, którzy starając się powoli, ślamazarnie pracować tak aby odsunąć w czasie selekcję książek ratowali część księgozbioru, który dotrwał odwilży. Jak na przykład dawny dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Krakowie – Pan Józef Korpała.
Wracając do tematu. Wykaz był podzielony na trzy części. Pierwszy to książki mające być bezwzględnie wycofane, drugi to książki wycofane ze względu na „dezaktualizację’ i trzeci to była literatura dla dzieci i młodzieży. I właśnie o literaturze dla dzieci i młodzieży z okresu międzywojnia wyrugowanej z powszechnej świadomości napisała pracę autorka.
Sama też podzieliła swoją pracę na dwie części. Pierwsza to wprowadzenie i scharakteryzowanie literatury dziecięcej i młodzieżowej z okresu międzywojnia. Nakreślenie i opisanie jakie książki były usuwane przez komunistów i jak duże straty poniosła polska kultura.
W tej części również znalazł się opis działań po 1989 roku, które podjęte zostały przez różnego rodzaju wydawnictwa, aby przywrócić tę literaturę szerszemu grona odbiorców. Wnioski autorki są niestety smutne – książki choć (według niej) mają ogromną wartość kulturalną nie odzyskały należnego miejsca. I tutaj się zgodzę – nie podoba mi się sposób w jaki pozbyto się ogromnej części polskiej spuścizny literackiej. Tylko dorzucę swoje trzy grosze – większość z tych książek to często bogoojczyźniane rozprawki na temat tego, że rączkę na kołderkę i Pan Jezusek w naszych sercach, a Polska Chrystusem narodów i tylko w Maryi pokładamy nadzieję. Jako bibliotekarz nigdy bym nie posunął się do świadomego cenzurowania czytelniczych zbiorów i usuwania książek, bo nie zgadzają się z moim światopoglądem (o ile takowy posiadam).
Część druga to opis sytuacji książek „zakazanych” w bibliotekach i księgarniach oraz przedstawienie badań ankietowych dotyczących stanu czytelnictwa przedwojennej literatury dla dzieci i młodzieży wśród współczesnej młodzieży, dzieci i dorosłych. Autorka książki przekazała wyniki ankiet tradycyjnych oraz internetowych. Wyniki oczywiście nie są zbyt optymistyczne. Nikt za bardzo nie pamięta autorów przedwojennych. PRL skutecznie wyrugował wiele nazwisk z pamięci pokoleń. Oprócz takich, które były wznawiane jeszcze za czasów komunistycznych.
Nie mnie oceniać jakoś tych książek, bo praktycznie żadnej nie czytałem. Już pisałem wcześniej – mnie nie podoba się mechanizm cenzury, który skutecznie wyplenił Ossendowskiego, o którym pisałem tutaj, Zygmunta Nowakowskiego i wielu innych. Zrozumiałbym, gdyby te książki zostały zapomniane ze względu na to, że się zestarzały, a tak to mamy uważam bezprecedensowy ruch, o którym już nawet nie pamiętamy. Takie to było skuteczne. A próby przywracania tej literatury przypominają przywracanie do życia potwora Frankensteina. Często wydawnictwa, które wydają te książki robią to w taki sposób, że szkoda gadać. Jedną z gorszych myśli jest to, że czego nie zdołali zniszczyć Niemcy – zniszczyli Polacy, rugując własne dziedzictwo jakiekolwiek by nie było.
Bardzo się cieszę, że przeczytałem tę książkę. Obiecuję solennie, że temat będę drążył i nie odpuszczę. Na pewno dużo starych/nowych nazwisk poznałem. Tylko kiedy ja znajdę na to czas – moi drodzy? Kiedy? Polecam, ale raczej badaczom i znawcom tematu. Jako wprowadzenie do zagadnienia cenzury może być ciężko.
5000lib
Pingback: Lucyna Krzemieniecka „O wielkim Stalinie” – Blog Charliego Bibliotekarza