Ahoj moi drodzy czytelnicy! Wielokrotnie na tym blogu zachwalałem różnego rodzaju Biblioteki Cyfrowe, z których dobrodziejstw możemy korzystać codziennie i w każdym miejscu. Nic więc dziwnego, że na fejsbuczku śledzę mnóstwo stron, na których pojawiają się znaleziska zdigitalizowane i dostępne dla wszystkich.
Sam przecież, choć dawno tego nie robiłem, wrzucałem ciekawostki z prasy. Żałuję, że nie poszedłem całkowicie w tym kierunku, ale brak czasu nie pozwolił mi zupełnie pogrążyć się w odmętach scyfryzowanych gazet, czasopism i książek. Teraz tylko korzystam z pracy innych. I takim fanpage’em, który wrzuca po prostu przecudowności jest strona CBN POLONA. I jako post na Facebooku pojawiła się książka ks. L. M. „Pokarm czy trucizna?….”, którą możecie sobie pobrać ze strony polona.pl, od razu w formacie pdf do czytania na tablecie bądź smartfonie lub komputerze.
W skrócie ta książeczka to historia młodego chłopaka, który wychowywany na prowincji nasiąknął tradycyjnymi wartościami katolickimi i szlacheckimi. Wyjechał do wielkiego miasta na nauki i tam wpadł w szpony, uwaga! uwaga! POZYTYWIZMU tadam! i MATERIALIZMU! A wszystko przez kolegów ze szkoły, z kółka dyskusyjnego i przede wszystkim przez KSIĄŻKI filozofów, ekonomistów, naukowców, (Spencer, Darwin, Mill), pisarzy i pisarek beletrystyki (Orzeszkowa, Konopnicka, Zola) a także z gazet pozytywistycznych i tektsów publicystów (Świętochowski i wielu innych).
Chłopak stracił wiarę i nadzieję na życie po życiu. Zaczytywał się książkami i tracił siły. Tak się wciągnął, że nie zaliczył roku. Po namowie bliskich zaniepokojonych jego stanem odpoczywał rok na wsi, gdzie powoli odzyskiwał wiarę w tradycję, poczciwość, uczciwość polskich katolików, którzy tylko dzięki swojej moralnej wyższości nad zgniłym zachodem mogą trwać choćby w biedzie i nędzy, ale przynajmniej w zdrowiu moralnem.
I chociaż dawno stracił wiarę to jedyną szansą na jakąkolwiek karierę było wstąpienie do seminarium duchownego. Tak też zrobił. Lata nauki w seminarium otworzyły mu jednak oczy na moralną degrengoladę filozofii, według której ludzie są równi, mają takie same niezbywalne prawa bez względu na płeć, pochodzenie czy miejsce urodzenia. Na szczęście nawrócił się i teraz ze sztandarem jedynej i prawdziwej wiary katolickiej walczy o przywrócenie naturalnego porządku rzeczy – czyli maluczcy tyrają w gnoju, niedoli, brudzie, nędzy i chorobie, ale przed nimi w szerokiej perspektywie jest wizja Boga miłosiernego, który za lata na ziemskim padole, trud i cierpienie, da im lepsze życie wieczne. Oczywiście maluczcy mają swoich przewodników, którym na niczym nie zbywa, żyją sobie w dostatku, lecz maluczkim to nie przeszkadza, bo świat tak już jest urządzony. A wszyscy pozytywiści niech zamilkną, bo przecież tak pisał św. Paweł w swych listach i argument to nie do zbicia.
Dlatego ten chłopak, w momencie pisania książki, dojrzały mężczyzna mówi wszystkim postępowcom SZACH MAT! I nawołuje prawowiernych do prawdziwego postępu, który będzie związany z tradycyjnym życiem w okowach tfu!… w uściskach radosnych kleru i arystokracji, którzy wiedzą lepiej co dla ludu i narodu dobre i zdrowe. Bo najważniejsze jest zdrowie moralne, i tutaj w Polszcze możemy żyć biednie, w głodzie, katordze i znoju, ale przynajmniej mamy nasze zdrowie moralne, które przyda się nam w drugim życiu.
Czytając tę książkę nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że wciąż po ponad stu latach w wielu krajach są ludzie, którzy przyklasnęliby autorowi, bo marzy się im ciemnota, zaprzaństwo i otumanienie mas określane jako tradycja, moralność i jedyna słuszna wiara. Gdzie zdrowy rozsądek i rozwój jest hamowany, bo przecież wszystko co sprawia, że ludzie stają się bardziej świadomi swego losu, zyskują inne spojrzenie na świat jest określane dziełem SZATANA. Wielu współczesnych przedstawicieli polskiego Kościoła Katolickiego w swym ogólnym spojrzeniu na społeczeństwo nie za wiele się różni od tego księdza. Co mnie osobiście bardzo przeraża i boli, bo gdyby nie zmiany społeczne raczej na pewno bym tyrał na jakimś polu u jaśnie państwa (oczywiście mocno przesadzam) zdaję sobie tylko sprawę jak to mogłoby wyglądać. KSIĄŻKI NIE POLECAM.
P. S. Naprawdę jestem książkowym masochistą, ale przyznanie się do tego to pierwszy krok ku uleczeniu.
Ambrose
charliethelibrarian
Fraa