Elo, elo! Jak tam koniec wakacjone moje Drogie i moi Drodzy? Udany czy nie? Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni i wypoczęci. Ja tak średnio, ale cóż zrobić. Za to mam zamiar rzucić się w wir pracy w nowym roku szkolnym i bibliotecznym. Chociaż pewnie na zamiarze się skończy. Dzisiaj będzie krótko, bo chcę Wam pokazać przecudne wydanie książki Chotomskiej.
Historia bardzo prosta jest – kompozytor nie ma co jeść, a jedyną nadzieją jest poeta, który do jego muzyki napisał utwór wspaniały, że każdy kto go wysłucha w motylach jest cały. A idea utworu bardzo jest zacna – z tygrysów robimy wegetarian uwielbiających irysy (to takie cukierki). Co prawda historia nie kończy się dla tygrysów miłośników irysów dobrze, bo pokazuje krwiożerczą naturę ludzi, którzy przez to, że irysów nie ma w sklepach przez tygrysy natychmiast zagryźli by owe biedne tygrysy. I ot piosenka ma szansę zostać wydana, a Pani Wanda opisuje perypetie wszystkich zaangażowanych w proces produkcyjny hitu od tygrysów.
Taka to historia, ale jakie tam są psychodeliczne ilustracje to się normalnie w głowie nie mieści. Widać, że lata siedemdziesiąte weszły tam mocno. Macie kilka przykładów, nie będę skanował całej książeczki, ale dodam, że to jest drugie wydanie tej historyjki, pierwsze jest z 1968 i wygląda zupełnie inaczej :) Tutaj na całego jest feeria barw, a kompozytor pewnie nieprzypadkowo przypomina Zbigniewa Wodeckiego.
Enjoy!