Och jakże się cieszę, że wreszcie ta książka doczekała się swojego wpisu! Moje drogie i moi drodzy tradycyjnie zacznę od tego, że przeczytałem byłem ją w sierpniu 2019 roku! Czyli w czasach, w których ludzkość na słowo „pandemia” reagowała potakiwaniem, że tak, że fajny film o tym widziała. I też tradycyjnie wyrażam życzenie, że u Was wszystko w porządku i pchacie, ciągniecie, rzucacie tym wózkiem zwanym życiem na tyle na ile możecie.
Szczerze powiem Wam, że szczegółów nie pamiętam zbyt wielu. W skrócie mamy planetę Hydros, która jest w całości pokryta ogromnym oceanem, a ludzcy koloniści żyją na pływających wyspach. Życie na Hydros sielanką nie jest, ludzie muszą się dogadywać z autochtonami, którzy ich tolerują. A ludzie muszą być grzeczni, bo Ziemi już nie ma i musieliśmy ją opuścić (bo ją zniszczyliśmy). Zostało tylko wspomnienie o Matce Ziemi.
I tak poznajemy bohaterów naszej podróżniczej książki, bo „Oblicza wód” to książka o podróży. Wymuszonej, bo wymuszonej, ale jednak wędrówce. Tak to jest jak chciwość i brak empatii powoduje, że morduje się inteligentne stworzenia. Naprawdę Silverberg dobrze ujął tutaj naturę ludzką. Wszystko spierdolimy.
Szczerze – wynudziła mnie ta książka. I choć doceniam wyobraźnię autora, który stworzył szalenie barwny świat, zaludnił go przedziwnymi istotami, ale jednak ta podróż momentami przerywana interesującymi wspomnieniami o Ziemi była zwyczajnie nudna (och podróżnicy mieli przygody, walczyli o przetrwanie i tak dalej), ale nie zainteresowały mnie one na tyle, żebym poczuł jakieś mocniejsze bicie serduszka. Ogólnie polecam, bo to jest dobra książka tylko do mnie nie trafiła. Silverberg potrafi snuć opowieść. Wiem to doskonale z Kronik Majiporu, ale tym razem nie przemówił do mnie.
P. S. Za to okładka tak kuriozalna, że nawet nie wiem co powiedzieć. Facet płynący na BUCIE!
Zorro