
Dzień dobry, dobry wieczór (w zależności od strefy czasowej, w której przeglądacie mojego bloga). Jak wyobrażacie sobie koniec świata? Jak w amerykańskich filmach – gwałtownie czy może raczej jak w wierszu Miłosza „Piosnka o końcu świata”? Zombie, wirus zmutowanej grypy, wszechświatowy konflikt, katastrofa klimatyczna, asteroida, atak Obcych? Możliwości przed ludzkością stoją nieograniczone. Ja stawiam na chaos związany ze zmianami klimatycznymi, załamanie światowej gospodarki i wojny o zasoby. A na co postawił autor?

http://pauart.pl/app/artwork?id=5523b9960cf2e9a89b4ac1c2
W 2008 przed kryzysem finansowym świat wydawał się zupełnie inny, a Pan Robert i tak dostrzegł, że może się to wszystko skończyć źle. Postanowił więc napisać książkę o wojnie atomowej oraz o ludziach, którzy ów konflikt przetrwali. Na terenach obecnej Polski. Taką postapokaliptyczną historię odbudowy cywilizacji.

http://pauart.pl/app/artwork?id=BGR_000012_06
Zacznę od tego, że czytało mi się bardzo dobrze, lubię te klimaty. Zwłaszcza, że są takie swojskie. Po prostu Armageddon w polskim wydaniu. Książka jest podzielona na cztery części z czego pierwsza to prolog.
Prolog zapowiadał zupełnie coś innego. Miał klimat, tajemniczy, mocny z kilkoma ciekawymi zwrotami akcji, a głównego bohatera można było polubić.

http://pauart.pl/app/artwork?id=55240b690cf2e9a89b4ac1d9
Jednak autor poszedł zupełnie innym tropem i w kolejnych częściach wywinął niezła woltę. Mam wrażenie, ze prolog powstał jako zupełnie samodzielne opowiadanie, a później pan Robert dopisał resztę, która jest historią o przegenialnym skurwysynie, który bez pardonu na zgliszczach cywilizacji chce wybudować WIELKĄ RZECZPOSPOLITĄ. Pozostałe części to mocno uproszczona, acz bardzo rozrywkowa postapokalipsa, która mile łechce narodowe poczucie dumy.
„Apokalipsa…” to książka, która może nie wciąga jak bagno, ale ma ten sznyt swojskości, który czasem fajnie jest poczuć. Oczywiście po raz kolejny przekonuję się, że wrzucanie żartów będących nawiązaniem do aktualnej sytuacji politycznej to jednak nie jest dobry pomysł (strasznie szybko i brzydko się starzeją). Niemniej czytało mi się bardzo dobrze, zawieszenie niewiary w świat przedstawiony nastąpiło i ogólnie jestem zadowolony. Nie spodziewajcie się fajerwerków – chociaż gdyby autor pociągnął książkę w stylu prologu o tytule „Ognie w ruinach” mogłoby powstać bardzo nietuzinkowe dzieło.
DobraFanfikcja
charliethelibrarian